Gdy spojrzeć na filmografię Darrena Funga, to zobaczyć można całkiem pokaźną kolekcję tytułów zilustrowanych w dość krótkim czasie. Jednakże wszystkie one podpadają pod kategorię krótkometrażówek, z reguły animowanych, bądź dokumentalnych. "Just Buried" jest więc pełnometrażowym debiutem tego pana, a z tym jak zawsze wiążą się wielkie nadzieje i obawy, zarówno ze strony twórcy, jak i słuchacza. Niestety filmu tego na razie nie można spotkać w Polsce, tak więc trudno ustosunkować mi się do roli, jaką odgrywa w nim muzyka. Jednak dzięki uprzejmości Movie Score Media – firmy, która od ładnych paru lat wydaje debiutanckie lub niszowe, lecz warte uwagi kompozycje – mogę powiedzieć kilka słów o tym, jak wypada ona na albumie.
Od razu powiem, że wypada co najmniej dobrze, a i dorzucę też troszkę wazeliny. Otóż płyt z MSM przesłuchałem już bardzo dużo – i tak, jak większość z nich uważam za dzieła ledwie przeciętne, tudzież porządne pod względem rzemiosła, lecz niewiele dające od siebie partytury, tak debiut pana Funga uważam za jedną z najlepszych płyt, jakie wydało MSM i za naprawdę spore objawienie, młodego jeszcze, roku 2009. Nie słuchałem wprawdzie żadnych wcześniejszych prac Funga, więc bardzo możliwe, że "Just Buried" jest zwyczajną kalką tego, co napisał do tych wszystkich krótkich filmów. Jednak jako samodzielna praca, kompozycja ta jawi się jako bardzo świeża, oryginalna i chwytliwa muzyka.
Co prawda nie da się nie dostrzec tutaj inspiracji dziełami znanych kolegów po fachu, ale nie są to ani nachalne, ani tym bardziej rażące zabiegi. Wyraźnie słychać zresztą, że Fung miał sporo zabawy w tworzeniu kolejnych tematów, a w całość włożył naprawdę sporo pracy i serca. Jego kompozycja brzmi bardzo lekko i przyjemnie, a przy tym stanowi świetne wyczucie stylu i konwencji, tak filmu (czarna komedia z elementami dramatu), jak i muzyki samej w sobie. Jest to bardzo intrygujące połączenie instrumentalnej poetyki Thomasa Newmana (szczególnie pierwsze osiem ścieżek – czyżby w końcu godna konkurencja? ;), z wczesnym Zimmerem ("Strange Town, Stranger People") czy Elfmanem (np. "Into the Drink"), oraz z muzyką klasyczną, ze wskazaniem na barok ("Pickles Has The Stick"). Do tego całość spowita jest lekkim klimatem gotyckim, w rodzaju "Rodziny Addamsów", co oczywiście uzasadnione jest fabularnie (dom pogrzebowy, trupy i takie tam :). Czarują nas więc swoim urokiem kolejne ścieżki i szybko dajemy się wciągnąć w tą istną feerię dźwięków, jaką proponuje nam Fung.
I choć druga połowa płyty (mniej więcej od "Sneakery", choć już w "Evening Drive" można usłyszeć zmianę klimatu) jest bardziej mroczna i mniej przyjemna w odbiorze, wręcz przyciężka, to kompozytor nie traci animuszu i wciąż da się usłyszeć sporo ciekawych rozwiązań tematycznych i aranżacyjnych. Dominuje tu już co prawda nieco toporny action i under score, lecz krótki czas trwania ścieżek, jak i całej płyty (dobrze skrojony album) sprawiają, że nie męczymy się i nasze zainteresowanie muzyką nie spada ani na chwilę. Nie ma więc uczucia niedosytu (mimo krótkich kompozycji, Fung wykorzystuje większość tematów w pełni), ani nie grozi nam przesyt i ból głowy – bo choć druga połowa nie jest już tak atrakcyjna, jak pierwsza, to jednak trudno tu mieć pretensje do kompozytora, który bawi się do samego końca ("He Was a Good Man…" może nie poraża ani oryginalnością, ani lekkością, ale jest świetnym zwieńczeniem kompozycji).
Na pewno czekam na to, co dalej pokaże nam Fung (mam nadzieję, że ktoś wyda jego kolejną pracę do "Summerhood" – film wyszedł w zeszłym roku), choć oczywiście z dystansem odpowiednim dla każdego debiutanta. Na to, aby wypracował sobie własny styl musimy rzecz jasna poczekać, ale już dziś można powiedzieć, że kompozytor ten stara się wyrażać własnym głosem, a to się ceni. Póki co nie powalił mnie on na kolana, ale sprawił miłą niespodziankę i dużo radości swoją ilustracją do "Just Buried", którą rzecz jasna bez oporów polecam. Miło posłuchać, że przyszłość muzyki filmowej nie zależy tylko od ludzi pokroju Jablonsky’ego czy Tylera.
0 komentarzy