Jurassic Park: The Lost World (The Lost World: Jurassic Park)
Kompozytor: John Williams
Rok produkcji: 1997
Wytwórnia: MCA Records
Czas trwania: 68:52 min.

Ocena redakcji:

 

Po ogromnym sukcesie kasowym "Jurassic Park", tylko kwestią czasu była ekranizacja następnej książki Michaela Crichtona – "The Lost World". Film pod względem komercyjnym osiągnął niemal tyle samo, co poprzednik, chociaż na widzach wywarł dużo mniejsze wrażenie. Przy jego produkcji po raz kolejny przyszło się spotkać dwóm świetnym, niezmordowanym współpracownikom: Stevenowi Spielbergowi i Johnowi Williamsowi. Ich spektakularny powrót potwierdza istnienie, tak zwanej przeze mnie, "kolaboracji idealnej" i całkowicie przeczy "teorii przereklamowanych twórców", gdyż "The Lost World" to świetne kino rozrywkowe, a napisana do niego muzyka należy bez wątpienia do najambitniejszych technicznie prac maestro Williamsa.

Film utrzymany jest w zupełnie innym klimacie niż jego poprzednik, w związku z czym i w muzyce nastąpiło wiele zmian. Spielberg postawił w "Zaginionym Świecie" głównie na akcję oraz napięcie. Zniknął element zachwytu dinozaurami i całym jurajskim światem. Stąd też muzyka stała się mocniejsza, mroczniejsza i bogatsza w kategorii action score, a użycie tematów z pierwszej części zostało sprowadzone do minimum ("Hammond’s Plan", "The Trek", "Finale & End Credits" – z dużo lepszym zakończeniem niż w "Jurassic Park"). Williams wykreował tu klimat od razu przywodzący na myśl dżunglę, dzicz, niezbadane, porośnięte bujną roślinnością ostępy. Osiągnął ten efekt wykorzystując potężny arsenał instrumentów o etnicznym brzmieniu (głównie dętych drewnianych oraz niezliczonych perkusyjnych), a także odpowiednio modulując, czy raczej zlecając odpowiednią modulację orkiestratorom klasycznych instrumentów. Dlatego właśnie, co jakiś czas nam coś w głośnikach piszczy, świergocze, terkocze, grzechocze, bzyczy, szeleści, stuka lub po prostu łomocze. A cały ten "buszmeński" galimatias jest mistrzowsko połączony z klasyczną williamsowską orkiestrą. To z pozoru proste zabiegi symfoniczne, bo znane przecież z takich prac, jak "Predator", "Misja", "Uzdrowiciel z Tropików" czy "Amazon" (kompozytora o takim samym nazwisku, co maestro, a imieniu jak twórca "Predatora"… Ale zagadka!). Jednak po pewnej analizie relacji między instrumentami i nastawieniem ucha na czystą, przepełnioną testosteronem moc, dochodzi się do wniosku, że orkiestra osiąga tu granice swoich możliwości. John Williams uzyskał nawet większą potęgę brzmieniową niż, znany z masywnych aranżacji, Alan Silvestri w swoim osławionym "Predatorze", z którym z resztą "The Lost World" miejscami się kojarzy.

Płytę otwiera suita ("The Lost World") złożona ze świetnego trzeba dodać, tematu głównego, powszechnie określanego mianem "tematu podróży". Jest to mocna melodia rozpisana na potężną orkiestrę. Temat ten pojawi się jednak jeszcze tylko dwukrotnie: w "Finale & Jurassic Park Theme" w spokojnym wydaniu oraz w "Malcolm’s Journey", gdzie słuchacza czeka parę jego interesujących aranżacji (uwagę przykuwa szczególnie ta z 2:54, gdzie Williams wprowadza zabawną "wędkarską" lub, jak kto woli "piknikową" gitarę).

williams-7947117-1590000941Bez wątpienia najmocniejszym punktem tej partytury jest muzyka akcji, która z wielką siłą porywa słuchacza swoim potężnym brzmieniem. Ogółem mówiąc, jest ona oparta na, niespotykanej w muzyce filmowej, brawurowej rytmice, nadawanej głównie przez afrykańskie bębny, groźnych "warknięciach" instrumentów dętych blaszanych, niespodziewanych piskach fletów, miażdżących uderzeniach kotłów i werbli oraz agresywnych szarpnięciach smyczków. Moim absolutnym faworytem jest w tej kategorii "Rescuing Sarah", który poza wymienionymi przeze mnie wyżej powszechnymi cechami tej partytury, posiada parę niezwykłych atutów. Są nimi bardzo ciekawe zabiegi symfoniczne, pojawiające się raz na jakiś czas, a mianowicie "konwulsyjne", mrożące krew w żyłach trąbki, "spływające", "skrzeczące" smyczki i ogólna instrumentalna plątanina. Wspaniały utwór!

Duże wrażenie zrobił na mnie również brutalny The Hunt. Utwór ten w moim mniemaniu nadaje postać wszystkiemu, co można nazwać leśnym trekkingiem. Od razu kojarzy się z kawalkadą warczących samochodów terenowych, jadących z dużą prędkością po zabłoconych drogach, otoczonych przez gęstą roślinność.

Mimo niekwestionowanej nieprzeciętności wszystkich utworów akcji, mam do dwóch z nich pewne zastrzeżenia. Delikwentami są "Raptors Appear" i "Visitor In San Diego". W obu tych utworach, a szczególnie w tym pierwszym, irytuje mnie nieco monotonia wybijających rytm bębnów. Te same trzy uderzenia słyszane przez dwie minuty mogą zdenerwować chyba nawet fana techno. Szkoda, że kompozytor nie zdecydował się tu na lekko improwizowaną perkusję oraz na efekt "błądzącej", "poplątanej" orkiestry, jak w "Rescuing Sarah", "The Hunt" lub "Hammond’s Plan". Muszę jeszcze wspomnieć o kolejnej, drobnej wadzie "Raptors Appear". Otóż w przedziale czasowym od 1:32 do 1:37 znajduje się, nie wiedzieć czemu, zabawny, jak dla mnie brzmiący jazzowo kawałek. To rzecz prawie nie istotna, a większość czytelników pewnie stwierdzi, że nic takiego tam nie słyszy, ale mi ten moment zawsze pozostawia przez chwilę lekki niesmak, więc musiałem o tym napisać…

Drugim obliczem tej partytury są kawałki bardziej tajemnicze, mroczne, po prostu klimatyczne. To właśnie ta część płyty o znacznie mniejszej słuchalności. Żeby takie utwory, jak "The Island Prologue", "The Trek", "Compys Dine" czy "Finding Camp Jurassic" dostarczały pozytywnych emocji, trzeba się odpowiednio nastroić, poczuć klimat i spróbować zagłębić się w aspekty techniczne. W filmie utwory te są niemal niezauważalne, co świadczy według mnie o ich ilustracyjnej perfekcji. Kreowanie nastroju jest tu zupełnie inne niż w "Jurassic Park", gdzie w tego typu utworach przeważała raczej tajemniczość niż mrok i niepokój.

Bardzo istotne jest, że partyturą tą rozpoczęła się swoista twórcza metamorfoza maestro Williamsa. Polega ona na bardziej surowym podejściu do komponowania. W muzyce akcji od tego momentu Williams będzie stawał się coraz bardziej poważny, uboższy tematycznie, chaotyczny i mniej przystępny dla ucha. Utworem, który najlepiej definiuje "nowego" Johna Williamsa w tym zakresie będzie ciekawe "Ludlow’s Demise", będące punktem wyjścia dla takich jego późniejszych prac, jak "Minority Report" czy "Star Wars: Episode 2 The Attack of the Clones". Pewna fraza z "Ludlow’s Demise" zostanie nawet niemal nuta w nutę skopiowana we wszystkich Harrych Potterach i wspomnianych przeze mnie wyżej partyturach ("Anderton’s Great Escape" i "The Quidditch Match" powalają podobieństwami do 12!). W muzyce klimatycznej zaś Williams stanie się bardziej wyrafinowany, pomysłowy ale też trudniejszy w odbiorze. Na szczęście tematy przewodnie nadal pisze świetne.

"The Lost World" to praca niemal zupełnie inna od poprzedniczki. Williams w nietypowy dla siebie sposób napisał kontynuację "Jurassic Park", bo zawsze miał w zwyczaju kopiować poprzednie dokonania i tylko wdrażać parę nowych pomysłów ("Star Wars", "Indiana Jones"). Kosztem tej oryginalności jest jednak pewna nieprzystępność. Żeby słuchać tej partytury z satysfakcją, trzeba lubić analizować utwory od strony technicznej i zwyczajnie poczuć klimat, mieć odpowiedni nastrój, na przykład siedząc wśród domowych kwiatów. Na pewno jest to jednak soundtrack godny polecenia.

Autor recenzji: Andrzej Szachowski
  • 1. The Lost World
  • 2. The Island Prologue
  • 3. Malcolm's Journey
  • 4. The Hunt
  • 5. The Trek
  • 6. Finding Camp Jurassic
  • 7. Rescuing Sarah
  • 8. Hammond's Plan
  • 9. The Raptors Appear
  • 10. The Compys Dine
  • 11. The Stegosaurus
  • 12. Ludlow's Demise
  • 13. Visitor in San Diego
  • 14. Finale and Jurassic Park Theme
4
Sending
Ocena czytelników:
4 (2 głosów)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...