Robert Downey Jr. i skromne kino małomiasteczkowe? W zalewie kolejnych sequeli oraz nie mających końca superbohaterskich potyczek wydaje się to niemożliwe. A jednak aktor okazjonalnie zagląda na plan skromniejszych produkcji, czego dowodem dwa tegoroczne tytuły – „Szef” i właśnie „Sędzia”. Ten drugi to typowy dramat sądowy, zrobiony od linijki, a więc raczej niezbyt zaskakujący widza kolejnymi zwrotami akcji. Ogląda się go jednak całkiem nieźle, zważywszy na długaśny metraż i ckliwy klimat. Nic wielkiego, ale też i nie ma tragedii, jak sugerują niektóre recenzje.
Autorem muzyki został jeden z najbardziej oczywistych dla tego typu kina kompozytorów – Thomas Newman, który choć nie ilustrował do tej pory stricte sądowych batalii, to na prowincjonalnych dramatach zjadł przecież zęby. Zaowocowało to muzyką wielce dla niego charakterystyczną (niekiedy aż za bardzo), która jednak w żaden sposób nie wybija się na tle innych jego prac, choć maestro raczej nie ma powodów do wstydu. Konkluzja z poprzedniego akapitu zdaje się więc pasować i tutaj, acz wcześniej warto rozpatrzeć zarzuty oraz opracować linię obrony względem rzeczonej ścieżki.
Przeciw: Niestety, w dużej mierze jest to soundtrack bardzo wtórny. Kompozytor garściami czerpie ze swojego wcześniejszego dorobku, niekiedy jako żywo przenosząc na grunt „Sędziego” rozwiązania z klasycznych już partytur. Wszystkich ‘inspiracji’ wymieniać nie ma sensu, może za wyjątkiem bodaj najbardziej kłującego w uszy wykorzystania „American Beauty” – bliskiemu plagiatowi, acz łatwemu do wytłumaczenia stylistyką twórcy. Poza tym gros ścieżki jest zdecydowanie zbyt smętny, bowiem w filmie przeważa raczej ponura atmosfera, także nie znajdziemy tu wielu autentycznie porywających nut, a figlarność, z jakiej słynie kompozytor, została ograniczona do minimum.
Pozostała litania minusów jest dość ewidentna: dużo tu nijakości, sporo zdecydowanie zbyt krótkich utworów, jakie spokojnie można sobie było darować przy montażu płyty, bowiem giną już w samym filmie („Blood Evidence”, „Tire and Rim”). Sięgający blisko 50 minut album jest zresztą sam w sobie ciut za długi, jak na ten rodzaj muzyki, która wszak niczym nowym nie zaskakuje. Większość materiału nań zawartego przemyka przez nasze uszy niezauważenie, podczas gdy pozostałe utwory wymagają albo cierpliwości albo przekonania do tego rodzaju ‘plumkającej tapety’.
Za: Mimo powyższych, cierpkich słów, jest to jednak ilustracja, która sprawdza się na ekranie w stopniu podstawowym, a nawet posiada kilka wybijających się fragmentów, które mogą sprawić, że przeciętny Kowalski zechce później sięgnąć po płytę. Niejakim plusem jest też użycie wokaliz – nie stanowią one novum w technice kompozytora, lecz maestro zdecydowanie za rzadko sięga po podobne rozwiązania. Szkoda jedynie, iż poza przyjemnym i niezwykle subtelnym „Indiana”, Newman raczej ignoruje żeński głos w dalszej części pracy.
Ta jednak do samego końca potrafi – jak zawsze zresztą – obronić się ładną liryką oraz uroczymi nutami („Night Fit”), które odpowiednio oddają atmosferę poszczególnych scen. Ponownie kompozytor zachwyca także suitą pod napisy końcowe („Wabash River Float”), a i po drodze potrafi bez problemu zaserwować parę chwytliwych tematów („Wooden Nickel”, „Diamond Collapsible”, „Ten Speed”), które sprawiają sporą przyjemność, pomimo wspomnianej już wtórności i/lub niezbyt porażającej długości kolejnych motywów. Pochwalić należy też jako taką chronologię utworów, dzięki której można odpowiednio ‘wejść’ w muzykę bez odczuwania chaosu lub dyskomfortu.
„The Judge” osądzić jest więc bardzo łatwo – to ścieżka dźwiękowa nie wychodząca poza poprawność i nadająca się głównie dla fanów Newmana, względnie filmu, z którego pochodzi. To rzemiosło, które nie przynosi ujmy jej twórcy, ale też i nie daje wielkiej satysfakcji słuchaczowi – zwłaszcza przyzwyczajonemu do bardziej charakternych kompozycji. Mój werdykt to trzy nutki i umiarkowana rekomendacja.
P.S. Piosenką przewodnią filmu jest „Holocene” w wyk. Bon Iver. Oprócz niej w jednej ze scen w barze możemy usłyszeć w tle Willie Nelsona i jego „The Scientist”.
0 komentarzy