Magia – rzecz z jednej strony błaha, z drugiej bardzo niebezpieczna. To, jak bardzo pokazuje serial BBC oparty na bestsellerowej powieści Susanne Clarke, opowiadającej o dwóch najwybitniejszych brytyjskich magach XIX wieku. Powieść pełna czarów, intrygi, tajemnicy oraz rywalizacji. Znakomicie zrealizowana, klimatyczna, mroczna i fantastycznie zagrana. Rzecz absolutnie godna uwagi, ale czy muzyka również podołała zadaniu?
Chyba za ironię można uznać fakt, że jej autorami jest dwóch… Francuzów. Przynajmniej tak można by wywnioskować, sugerując się nazwiskami. Jednak potężna księga wiedzy o świecie zwana Wikipedią podaje, że obydwaj są Kanadyjczykami, co nie powinno mieć wpływu na ich ocenę. Starszy – Benoit Charest – znany jest melomanom i kinomanom dzięki animacji „Trio z Belleville”, a młodszy, Benoit Groulx, dopiero przebija się w świadomości tej grupy. Efekt kooperacji dwóch panów, którzy odpowiednio podzielili się zadaniami, jest co najmniej interesujący.

Muzycy opierają się tutaj na klasycznym instrumentarium, bez wykorzystywania nowoczesnych dźwięków oraz popisów elektroniki, ale to bardzo dobrze pasuje do XIX-wiecznej Anglii walczącej z Napoleonem. Spoiwem łączącym to wszystko jest spora baza tematyczna. Już otwierający album „Jonathan Strange Opening” daje nam obraz ścieżki – podniosłe, szybkie smyczki, trąbki i dęte drewniane, a także czarujące flety. Coś takiego mógłby spokojnie napisać Abel Korzeniowski i nie byłbym w stanie rozróżnić. Nie sposób zapomnieć także tematu samego Strange'a – skromny, ale przyjemny walczyk. Smyczki podkreślają charakter tego bohatera, poszukującego i mającego własne zdanie na temat magii, ale też ważko myślącego (ponownie dęciaki drewniane w tle). Motyw ten słychać w „Strange's Waltz”, jak i w wybornym – bardziej refleksyjnym – „Jonathan Strange Theme (Chamber Version)” oraz finałowej wersji tego utworu na orkiestrę.
Drugim bohaterem jest tutaj małomówny i rozważny pan Norrell, którego jednak kusi ambicja oraz chęć bycia uznanym. W zasadzie trudno wyłuskać jego temat na tej ścieżce, gdyż nie został on wydzielony od reszty. Fragmenty czuć w niepozbawionym mroku „The Magic Lab”, czy też pojawiającym się pod koniec „Norrell's Destiny”, jednak trudno z nich wyciągnąć konkretną melodię.
Trzeci temat związany jest z tajemniczym Vinculusem – ulicznym magiem, którego losy stają się kluczowe dla całej opowieści. Jego obecność podkreślają nisko grające, lecz gwałtowne flety oraz dość szybkie, niepokojące smyczki, opisujące go tak, jakby był rekinem ludojadem. Tworzy to klimat niepokoju i zagadki, a to najważniejsze. Nawet taki spokojniejszy „Vinculus Fortune” budzi zaniepokojenie, by następnie gwałtownie przyspieszyć i uderzyć w głowę swoim brutalnym finałem niczym obuchem.

Nie mogło także zabraknąć underscore'u oraz muzyki akcji, która tutaj dominuje (zwłaszcza w drugiej połowie płyty). Wszak trzeba pokonać Napoleona. Musiały więc pojawić się militarne werble z trąbkami („Water Boats”) czy pełne melancholii smyczki (ciężkie i depresyjne „Post War Adagio Call”). Nie brakuje też mocnych uderzeń („Horse Sands”) oraz tych bardziej delikatnych brzmień (harfa w „After Horse Sands”). Nie jest to zresztą jedyny przeciwnik naszych bohaterów…
Drugim jest nieprzyjemny elf o twarzy gentlemana i włosach jak puch ostu. Jego obecność buduje nerwowa, niemal horrorowa sekcja smyczkowa („The Abduction Plan”, czy przerażający „Norrell Summoning Gent", zakończony gwałtownymi uderzeniami kotła i trąbkami). Nawet melancholijne dźwięki, pokazujące siedzibę jegomościa – Utraconą Nadzieję (smutny „The Gent Calling Black” z cymbałkami pod sam koniec), pasują do podłego charakteru postaci, idealnie podsumowanej brutalnym „The Waltz”.
Jednak najbardziej w tej materii chwyciło mnie za gardło pięknie liryczne „Arabella's Death Suite”, opisujące podstępny zgon żony Strange'a. Mocne, rzewne smyczki wprowadzają w przygnębiający nastrój, jednak w pełni ukazują, jak silna była miłość tych dwojga ludzi.
Underscore też dobrze podkreśla wydarzenia, w których demonstrowana jest magia – tak, jak w „Magic in the Cathedral”. Zaczyna się dość spokojne, wręcz sennie, by potem gwałtownie opadły zawodzące smyczki. Po chwili ciszy wchodzi wiolonczela, skrzypce zaczynają przyspieszać i atakować mocniej. A na sam finał (w końcu to katedra) dostajemy organy połączone z niesamowitą żeńską wokalizą. Innym przykładem jest delikatny, wręcz rozmarzony „Segundus Dream”; bardziej epicki „Return of the Raven King” z potężnymi kotłami oraz dzwonem, czy też „Segundus Puts Fingers Back”. Te fragmenty prezentują się dość zjadliwie, jednak najlepiej wypadają w symbiozie z ruchomym obrazem. Poza nim mogą odpychać niektóre krótkie fragmenty („Magic Spell", Strange Leaving London”), rzadko przekraczające minutę. Drugim problemem (przynajmniej dla mnie) jest brak chronologii ścieżek, co wywołuje odrobinę chaosu.
Mimo kilku niedoskonałości (dominacja underscore'u, długi czas trwania), „Jonathan Strange & Mr. Norrell” to ścieżka nie pozwalająca o sobie zapomnieć. Przypomina, że magia z jednej strony potrafi zauroczyć i być piękna, ale też trzeba z nią uważać. Nieodpowiedzialne zastosowanie może doprowadzić do silnego bólu. Na szczęście duet panów Benoit nie zawodzi, a skuteczność ich oprawy słychać w każdej sekundzie serialu, także poza nim dodając życiu odrobiny czaru. Ciekawe czy będą oni jeszcze ze sobą współpracować, a jeśli tak, to niech nie skończą jak bohaterowie tego dzieła, za które wędruje (lekko naciągana) czwórka.
0 komentarzy