Słońce, morze, plaża, dziewczyny w bikini – czego chcieć więcej od udanego urlopu? Jednak przy całej satysfakcji z tegoż, nie należy zapominać o podstawowych zasadach BHP.
1. Pływać tylko w miejscach wyznaczonych i strzeżonych przez ratowników.
2. Unikać kąpieli w miejscach nieoznakowanych i potencjalnie niebezpiecznych.
3. Nie odpływać zbyt daleko od brzegu, szczególnie samemu.
4. Nie wchodzić do wody pod wpływem leków psychotropowych, antybiotyków, a także alkoholu lub innych używek.
5. Unikać kąpieli po zmroku lub podczas ograniczonej widoczności.
6. Absolutnie unikać wody po przesłuchaniu soundtracku z filmu „Jaws”, a tym bardziej nie puszczać go współplażowiczom na full.
I choć szósta zasada może wydać się dziwna, to aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby w jakimś nadmorskim kurorcie puścić nagle motyw przewodni ze słynnego filmu Spielberga. Przypuszczalnie większosć wczasowiczów błyskawicznie wyskoczyłoby wtedy z wody i tratując się nazwajem uciekło do hoteli i samochodów. A wszystko przez strach przed czyhającym, niewidocznym zagrożeniem.
Tak jest, muzyka z „Jaws” naprawdę potrafi przerazić i zasiać niepokój w naszych sercach, nie mniej od bezpośredniego spotkania z żarłaczem białym. I nie trzeba być wcale wielkim miłośnikiem muzyki filmowej, by kojarzyć ten złowieszczy temat, który złotymi nutami zapisał się w historii – nie tylko kina, ale i popkultury. W czym przejawia się sukces i wyrazistość tego motywu? Chyba przede wszystkim w swej genialnej prostocie. Williams oparł bowiem motyw rekina na wyłącznie dwóch nutach. Zabieg ten wydaje się tak prosty i banalny, że wręcz niemożliwy do zaistnienia w filmie. Zresztą, kiedy Williams po raz pierwszy zagrał Spielbergowi na pianinie ten dwu-nutowiec, ten uznał to za żart. Na szczęście kompozytorowi udało mu się przekonać młodego reżysera do swej wizji, co zaowocowało powstaniem jednego z najbardziej charakterystycznych motywów i najwybitniejszych ilustracji w historii.
Tym, co czyni ją tak wyjątkową jest przede wszystkim niesamowite oddziaływanie w obrazie. I nie chodzi tutaj wyłącznie o rewelacyjne brzmienie „Jaws Theme”, ale też o to, jak precyzyjnie Williams buduje napięcie i poczucie zagrożenia i jak fantastycznie dopełnia tym film. Kiedy muzyka ma przerażać i sprawić, by zimny pot spłynął nam po plecach – to właśnie czyni. Kiedy ma przynieść chwilę wytchnienia, robi to. Williams serwuje nam wybornie ciekawy underscore, a w odpowiednich momentach pozwala odpocząć od wszelakich melodii, stawiając na niewygodną wręcz… ciszę. Wielu współczesnych, młodych kompozytorów mogłoby się od niego uczyć kreowania suspensu, o inteligentnym operowaniu muzyką nie wspominając. Ta kompozycja to idealny dowód na to, czemu Williams zyskał status jednego z najlepszych kompozytorów na świecie.
Oczywiście „Jaws” nie samym suspensem i underscorem atakuje. Na albumie nie brak też dobrej muzyki akcji i motywów iście awanturniczych, czyli tego, z czego Williams słynie i w czym jest najlepszy. Świetny jest np. „Man Against Beast”, który ilustruje pościg za wielkim rekinem i stanowi niesamowitą mieszankę muzyki przygodowej ze złowieszczym dwunutowcem. Równie genialny i na podobnej zasadzie budowany action score oferuje nam jeszcze lepszy „The Great Shark Chase”. Gdzieniegdzie znajdziemy też – tak potrzebne – ukojenie, w bardziej sielskiej, wręcz niewinnej muzyce, bynajmniej nie zapowiadającej nadchodzącej traumy („Montage”, „Father and Son”, „Out To Sea”, czy w końcu „End Titles”), choć to rzecz jasna krople w morzu spowitym nieprzyjemną mgłą.
I o ile w połączeniu z obrazem muzyka spisuje się wybitnie, o tyle na samej płycie nie każdego będzie w stanie zadowolić. Szczególnie ci, którzy kojarzą Williamsa z bombastycznych opraw do „Star Wars”, serii Indiana Jones, czy „Jurrasic Park” mogą się zawieść. Mimo ww elementów przygodowych i rewelacyjnego action score’u, „Jaws” to przede wszystkim nieustanne budowanie napięcia i potęgowanie zagrożenia. Bywa więc muzyką trudną, wymagającą i nie zawsze łatwą w odbiorze. Ale przy tym jest niezwykle inteligentna i na tyle klimatyczna, że nawet we własnej wannie możemy poczuć się nieswojo.
P.S. Jak większość kultowych ilustracji, tak i „Szczęki” doczekały się licznych wydań. Tym opisywanym jest to najpełniejsze, wypuszczone z okazji 25-lecia filmu i zawierające nawet muzykę w nim ostatecznie nie użytą. Oryginalnie soundtrack ukazał się nakładem MCA i zawierał 12 utworów. Było także sporo singli z głównym tematem, z których warto wspomnieć niemieckie wydanie CTI Records w aranżacji Lalo Schifrina, czy też próbkę z dwoma utworami, zatytułowaną „Der Weisse Hai”. Natomiast w roku 2000 Varese wypuściło re-recording pod batutą Joela McNeely – zawiera on aż 25 utworów, mimo iż czasowo jest nieznacznie krótszy. Niemiecki odpowiednik tego wydania od Colosseum, to już dwanaście ścieżek.
Classic!
Wawrzek, czyś ty oczadział? Takie arcydzieło niepokoju jak Ben Gardner’s Boat oceniasz na 2? Dla mnie w pelni zasluzona piątka!
Płyta genialna, ale ten wrażeniometr to jakaś porażka.
Ben Gardner’s Boat i Quint’s Tale na 2!! The Pier Incident na 3!!! The Shark Cage Fugue na 4 tylko!!! + wiele innych błędnie ocenionych. Oczywiście wyżej wspomniane są rzecz jasna na 5
Dla mnie zasłużona 5. Jako ciekawostkę dodam iż album MCA jest rerecordingiem wybranych prze Williamsa utworów na potrzeby wydania muzyki na winylu i potem na cd. Natomiast wydanie Decca jest oryginalnym soundtrackiem który w większości słyszymy w filmie. Posiadam oba gdyż się różnią 😉
A ja dodam, że wydanie MCA bije na głowę Decca
Znakomita płyta.
Która? Decca czy MCA?