Potwierdzają to setne przykłady,
że westerny wciąż jeszcze są w modzie,
wysłuchajcie więc, proszę, ballady
o tak zwanym najdzikszym zachodzie
(Wojciech Młynarski, „Ballada o Dzikim Zachodzie”)
Trudno nie zgodzić się z fragmentem tekstu Wojciecha Młynarskiego, bo westerny znowu zaczęły być modne. Kawałeczek tego tortu próbował uszczknąć Gavin O’Connor realizując „Niepokonaną Jane”. Film jest opowieścią o kobiecie (Natalie Portman), której mąż zostaje postrzelony przez członków gangu, swoich dawnych towarzyszy. Jane Hammond decyduje się prosić o pomoc byłego partnera (kradnący film Joel Edgerton), początkowo niechętnego. Ten zagadkowy trójkąt jest najmocniejszym atutem tego spokojnego, całkiem niezłego filmu.
I pod tym względem bardzo zaskakuje muzyka, jednak najpierw słowo wyjaśnienia. Film początkowo miała nakręcić Lynne Ramsey, ale zanim rozpoczęto zdjęcia, reżyserka została zwolniona wskutek działań producenta Scotta Steindorffa. Nowy reżyser miał zaledwie dobę, by wejść na plan i posklejać to wszystko. A najbardziej nieoczywisty okazał się wybór autorów ścieżki dźwiękowej, którzy ostali się bez zmian. Zamiast oczywistego, z powodu długiej kolaboracji z O’Connorem, Marka Ishama, zadanie napisania muzyki otrzymała… Lisa Gerrard razem ze swoim współpracownikiem Marcello De Franciscim.
Pozornie trudno sobie wyobrazić posiadaczkę jednego z najbardziej unikatowych głosów tzw. world music w kowbojkach i z gitarą w ręku. A jednak udało się jej spokojnie odnaleźć w tej konwencji, co udowadnia otwierającym całość „Bedtime Story” – to wyciszona, nastrojowa kompozycja, z obowiązkowym zestawem każdego kowboja (gitara, skrzypce). Jeszcze tutaj świat wydaje się bardzo spokojny, wręcz sielankowy.
Soundtrack ma dwa oblicza: bardziej dramatyczne oraz budującego napięcie underscore’u. W obydwu przypadkach zastosowano podobną stylistykę, chociaż więcej emocji serwują fragmenty dramatyczne. Wtedy gitara troszkę przypomina kompozycje Gustavo Santaolalli, nakładając się na siebie. Jednak parę razy udaje się wejść w bardziej orientalne klimaty („Katie Safe” z pięknymi, podniosłymi smyczkami oraz perkusyjno-wokalnymi popisami samej Gerrard), dodając pracy odrobiny kolorytu. Nie mniej zaskakuje kilka bardziej lirycznych fragmentów, jak walczyk „Balloon Ride” z niepokojącymi uderzeniami kotła na końcu, czy melancholijne „Dan on the Ridge” (solo skrzypiec) oraz „Cattalis”.
Nie brakuje też gwałtownych utworów (krótki, horrorowy „Ham Falls” czy „Dan & Jane Flee Town” na perkusję) – na szczęście niezbyt długich – oraz atonalnych momentów (mroczne „Garrote”, nerwowe „Brothel”, wykorzystujące smyczki z ambientem „Fitchum”). Jednak kompozytorzy serwują je we w miarę zjadliwej formie. Czasem jednak poczucie zagrożenia serwowane jest oszczędniej („The Help I Mentioned”) oraz bardziej kreatywnie (nakręcające się, lekko w stylu Morricone „Crow, Bishop Gang”; powoli budujące nastrój oczekiwania „Slow Jeremiah” i wręcz tykające „Siege”). Niemniej momenty te nadal lepiej wypadają na ekranie, bardziej wchodząc ku minimalistycznym pasażom.
Najlepsze wrażenie z tego zbioru robi ilustracja pod finałową konfrontację. A zaczyna się od wspomnianego „Siege”, gdzie w tle słyszymy też kolejne ataki perkusji zmieszane z opadającymi smyczkami, w połowie zmieniające charakter na bardziej podniosły, wręcz tryumfujący. Bardzo dynamiczna perkusja dominuje również w „Jane Shot Vic Standoff”, pozornie skręcając ku oprawie godnej kina akcji. Wkrótce włączają się melancholijne smyczki polane elektroniką, kontynuowaną w nieprzyjaznym „Let’s Go See Jane”, gdzie dochodzą dość świdrujące dźwięki tła.
„Jane’s Got a Gun” nie jest typową muzyką do opowieści z Dzikiego Zachodu, bo i film sam jest dość niekonwencjonalny. Gerrard z De Francisim miesza ze sobą pozornie sprzeczne elementy: od klasycznej gitary przez orientalne popisy aż po elektronikę. Nie zawsze te eksperymenty są przyjemne, o czym świadczy ilość underscore’u. Jednak warto poznać nuty tej twardej kobiety. Ode mnie 3,5 nuty.
0 komentarzy