Przyznam, że ostatni (jak na dzień dzisiejszy) film Toma Tykwera pozytywnie mnie zaskoczył. Trudno powiedzieć, czego po nim oczekiwałem, ale dostałem bardzo dobry film kryminalny, zrobiony w mocno ‘oldskulowy’ sposób. I choć intryga zbudowana jest w nim na utartych kliszach, to jednak trudno oderwać się od akcji i przestać kibicować bohaterom. Ja sam, nie raz i nie dwa, łapałem się na tym, że siedzę na krawędzi kinowego fotela i czekam w niepewności na to, co będzie dalej. Bardzo dużą rolę w budowaniu takiego klimatu odegrały tu estetyczne kadry Franka Griebe, oraz muzyka tria Pale 3, w którego skład wchodzi również sam reżyser.
Panowie zasłynęli wcześniej niesamowicie eterycznym i po prostu pięknym soundtrackiem do "Perfume". Delikatność, ulotność i prostota tamtej ścieżki obecna też jest i tutaj. Jednocześnie muzyka do "International" jest znacznie bardziej drapieżna i złowroga, aniżeli "Pachnidło" – stylistycznie przypomina bardzo "Run, Lola, Run", "Wintersleepers", czy też krótkometrażowe "True". To idealny mezalians muzyki elektronicznej i tradycyjnej, co wg samych twórców – a pod czym podpisuje się także i moja skromna osoba – jest wyznacznikiem ich stylu.
Muzycznie "The International" broni się przede wszystkim tym, czym bronią się wspomniane wcześniej zdjęcia doń. Za pomocą subtelnych dźwięków solowego fortepianu, który następnie skonfrontowany zostaje z dramatycznie i złowrogo brzmiącą elektroniką, idealnie oddane zostało uczucie samotności i bezsilności jednostki w starciu z olbrzymimi korporacjami, tkwiącymi pośród jeszcze większych metropolii – a o tym w głównej mierze opowiada film. I to właśnie ten temat wbija się w pamięć słuchacza najmocniej. Na albumie został on potraktowany bardzo skromnie – słyszymy go w całości właściwie tylko w krótkich "Salinger Comes Home" i "Driving To NYC", oraz w niesamowitym, dla odmiany najdłuższym na krążku "End Title". Pojedyncze dźwięki fortepianu przewijają się też przez całą płytę, odpowiednio modyfikując się do sytuacji (wywołujące ciarki na plecach, ponure "Morgue"), ale nie robią już takiego wrażenia.
Zresztą przez większość czasu rządzi niepodzielnie elektronika. Jej równomierne, bezduszne tąpnięcia sprawiają, że trudno nam usiedzieć w sali kinowej. Bo to właśnie tam, a nie na płycie, muzyka robi największe wrażenie. Nie ma co się oszukiwać – "The International" to niemal wyłącznie świetnie skrojony underscore, który na krążku zwyczajnie się nie sprawdza (nawet po uprzednim zapoznaniu się z filmem). W dodatku płyta została wydana w najgorszy możliwy sposób i zamiast zgrabnie zmontowanego, półgodzinnego albumu, który z pewnością zaintrygowałby słuchacza, dostaliśmy dwukrotnie dłuższą ścianę dźwięku, która poza paroma momentami (niezłe, narastające "Bugs", dramatyczne do ostatniej sekundy "The Calvini Hit", czy końcowe, nieco egzotyczne "Istanbul") wydaje się nie do przejścia, choć muzyka ani razu nie zatraca tu swojego charakterystycznego klimatu.
Z całą pewnością nie jest to soundtrack, do którego – jako całości – ma się jeszcze chęć powrócić. Za to do jego poszczególnych fragmentów i owszem. I to właśnie te fragmenty stanowią o sile płyty – sprawiają, że pamięta się o niej jeszcze na długo po tym, jak przebrzmiały ostatnie dźwięki. To pozycja, którą mimo wszystko polecam, szczególnie osobom lubującym się w poprzednich dokonaniach niemieckiego tria, albo po prostu w niebanalnej muzyce filmowej.
0 komentarzy