Coraz bardziej kocham brytyjską telewizję. Nie tylko ze względu na świetne seriale, ale też z powodu równie interesujących filmów zrealizowanych z dużym pietyzmem, dbałością o detal oraz z aktorstwem z najwyższej półki. Nie inaczej jest w przypadku „Wizyty inspektora” – adaptacji sztuki J.B. Priestleya. Podczas uroczystości zaręczynowej pojawia się inspektor prowadzący śledztwo w sprawie samobójstwa młodej dziewczyny, która wcześniej pracowała w fabryce rodziny. Klimat jest gęsty, kreacje pierwszorzędne (błyszczy rewelacyjny David Thewlis), a napięcie trzyma do ostatniej sekundy.
Muzyka tez spełnia swoje zadanie, a o to postarał się znany dzięki serialowi „Ripper Street” Dominik Scherrer. Albumik jest dość krótki (trwa niecałe 25 minut), ale zawiera za to całą muzykę tworzącą w połowie klimat tego dzieła – i to mimo udziału skromnego zespołu, wspieranego przez elektronikę.
Wszystko układa się w oparciu o dwa tematy, chociaż po bliższym wychwyceniu można odnieść wrażenie, iż jest to jeden motyw. Jest on związany z dwoma postaciami: tajemniczym inspektorem oraz martwą Evą Smith. Pierwszy jest bardzo złowrogi i rozpoczyna się niebezpiecznymi dźwiękami smyczków (niczym z „Ripper Street”) – jego obecność czuć w otwierającym całość walcu „Do You Believe In God?”, gdzie fortepian gra troszkę tak, jakby siedział przy nim Michael Nyman. Fragmenty te wpleciono tutaj do budującego napięcie underscore’u, zwłaszcza w finałowe „A Girl Has Died” i mroczne „Her Name Was Eva Smith” z melancholijnymi skrzypcami oraz lekko jazzowym środkiem (perkusja).
Drugi temat jest bardziej melancholijny i liryczny, ale nawet on nie należy do pogodnych fragmentów tego wydawnictwa. Obie melodie, chociaż mało oryginalne, potrafią chwycić za gardło. Tak jak w „A Place by the Sea”, czy bardziej ponurym „The Ring”, gdzie bohaterka i jej losy przewijają się prze nuty niczym mantra, podkreślając jej bezradność i kruchość wobec otaczającego ją świata.
W zasadzie na tych dwóch fundamentach opiera się ten krótki score, który na małym ekranie bardzo dobrze daje sobie radę. Może i instrumentarium ma dość oczywiste, jednak ten chłodny styl Szwajcara, znany z przywołanego „Ripper Street”, pasuje do całości i nawet te mroczniejsze fragmenty są dobrze przyswajalne poza ekranowym kontekstem. Skromna ilość utworów oraz przystępny czas to kolejne plusy tej skromnej produkcji, która ostatecznie otrzymuje ode mnie 3,5 nutki.
0 komentarzy