Indiana Jones. Któż nie zna tego wcielenia Harrisona Forda? Fedora i bicz nadają mu takiej przebojowości, że kiedy tylko pojawia się na ekranie wręcz nie można od niego oderwać wzroku. Początkowo producent "Poszukiwaczy Zaginionej Arki" chciał zrobić kolejny film-bijatykę w stylu lat 30. Ubarwił go jednak o kilka mistycznych i tajemniczych wątków i powstał niekwestionowany klasyk kina. Klasyk tak znany, że zasłużył sobie nawet na wielokrotne parodie. Jednak osoba zakładająca atrybuty Jonesa bardziej przypomina kowboja niż odkrywcę. Jakimi środkami posługiwali się strapieni reżyserzy, by zgrabnie wyśmiać najbardziej znany film przygodowy? Odpowiedź jest prosta, wystarczyło kilka sekund muzyki i widz od razu wiedział, kto jest parodiowany.
Znany już chyba wszystkim kompozytor, John Williams jest w swojej pracy niezastąpiony. Niebanalne prowadzenie orkiestry, genialne motywy i złożone tematy. Te czynniki sprawiają, że jego muzyka nigdy się nie nudzi. Nie inaczej jest w pierwszej części sagi o przygodach "najdzielniejszego" z archeologów. "Poszukiwacze Zaginionej Arki" to naprawdę świetna ścieżka dźwiękowa. Partytury na całą orkiestrę zachwycają, a temat główny jest po prostu idealny, wpada do głowy i nie chce z niej wyjść. Mimo kilku podobieństw do "Nowej Nadziei" zachowuje swoją tożsamość.
Utwór otwierający płytę jest klasą samą w sobie. Już jego pierwsze nuty nadają mu wyśmienity i pożądany klimat. Można się nim rozkoszować długimi godzinami, nawet po tysięcznym odsłuchaniu wcale się nie nudzi. Na początku partytury potężna tuba w niesamowity sposób obwieszcza, że stanie się coś niezwykłego. Zaraz po niej możemy usłyszeć niezwykle "przygodowa" trąbkę. Jej dźwięki są tak charakterystyczne, że nie można ich pomylić z żadną inną kompozycją. Dziś chyba nikt nie wyobraża sobie "Poszukiwaczy Zaginionej Arki" bez tego wspaniałego tematu. W końcu, jaka inna melodia mogłaby towarzyszyć kolejnej ucieczce i zmieszanej minie Jonesa? Najlepsze jest to, że ta płyta dopiero się rozpoczyna, a już potrafi zachwycić. Czy skoro temat główny jest tak udany to Williams poszedł na łatwiznę i ograniczył się tylko do niego? Z wielką radością mogę powiedzieć, że ta ścieżka dźwiękowa oferuje nam jeszcze dużo innych ciekawych utworów.
Wiele kompozycji emanuje napięciem i tajemnicą, "In The Idol's Temple" jest tego świetnym przykładem. Z każdą jego sekundą zwiększa się nasza niepewność. Utwór kończy się potężnym uderzeniem orkiestry, które genialnie działa w filmie. Ciekawym utworem jest również "Journey To Nepal". Oddaje on podniecenie związane z rozwojem niebanalnej akcji filmu, a na sam koniec prezentuje kilka nutek orientu. Jako że akcja filmu skupia się wokół Boskiego artefaktu przed Williamsem stanęło nie lada wyzwanie. Musiał znaleźć pomysł na mroczny i mistyczny temat. W końcu kamienne tablice, na których wyryto dekalog od zawsze były owiane tajemnicą, a ludzkość szuka ich od ponad trzech tysięcy lat. Dla tak wszechstronnego kompozytora to jednak nie problem. Po raz kolejny stworzył genialny temat, nadał mu niewiarygodny i niebanalny wydźwięk. Motyw świetnie spełnia swoje zadanie a sceny, w których można go usłyszeć są naprawdę bardzo tajemnicze. Tej nutki niewiadomej można doznać w "The Map Room: Dawn" i "The Miracle Of The Ark". Oba utwory zostały wzbogacone o chóry, co jest przyjemną zmianą klimatu po kilku szybkich i naprawdę skocznych pozycjach.
Nadzwyczaj ciekawie prezentuje się specyficzny orient, który został wypracowany przez Williamsa. "To Cairo" wyśmienicie oddaje specyfikę egipskiego miasta, a "The Basket Game" to ciekawa mieszanka przyjemnej melodii i oryginalnej muzyki bliskiego wschodu. Ta ścieżka dźwiękowa posiada również spokojniejsze chwile. Utwór charakteryzujący Marion jest nadzwyczaj miły w odbiorze. Delikatnie podparte orkiestrą rożek angielski i smyczki wspaniale spełniają swoje zadanie: opisują wątek miłosny film. Temat ten możemy również usłyszeć w kilku innych kompozycjach. Niewątpliwie najpełniej został wykorzystany w "End Credits". Połączony z "Marszem Jeźdźców" tworzy najlepszy utwór płyty. Oba pozornie różne motywy łączą się w idealną całość, dopełniając siebie nawzajem. Te niezwykle przebojowe pięć minut jest bez wątpienia wizytówką płyty i polecam je każdemu, kto jeszcze ich nie słuchał.
Niestety soundtrack w kilku miejscach przypomina "Nową Nadzieję". Wynika to z podobnego zaplecza instrumentów i nadzwyczaj lekkiej tematyki. Jednak o żadnym plagiacie nie może być mowy, "pokrewieństwa" obu ścieżek są jedynie kwestią techniczną. Za to film i muzyka łączą się w idealną całość. Co prawda "Riders March" jest dosyć często eksploatowany, ale towarzyszą mu zmiany tępa i instrumentów, przez co wciąż zachowuje świeżość. Tajemnicze tematy świetnie ukazują mistyczność Arki Przymierza. Orient zarówno z bliskiego jak i dalekiego wschodu bardzo trafnie podkreśla specyfikę miejsc, w których toczy się historia.
Płyta z muzyką "Poszukiwacze Zaginionej Arki" jest w pełni warta uwagi. Genialny "Marsz Jeźdźców" porywa, wykonany w całej swojej klasie. Nuci się go nadzwyczaj miło, potrafi poprawić nawet bardzo zły humor. Oprócz niego soundtrack oferuje wiele mrocznych kompozycji. Genialne wykorzystanie potęgi orkiestry daje nam wspaniałą płytę o charakterystycznym i niezapomnianym brzmieniu. I choć bez trudu można podać kilka podobieństw do "Nowej Nadziei", Williams wykorzystuje jedynie stałe elementy swojego stylu, a nie jak to się często dzisiaj zdarza, przepisuje nuty z innych prac. Tak więc tę recenzję można streścić w jednym zdaniu: Williams napisał świetną ścieżkę dźwiękową, którą każdy (niekoniecznie meloman) powinien przesłuchać.
P.S. Wczesne wydania CBS / Sony / Polydor / Columbia zawierają jedynie 9 utworów. Z kolei wydanie Concord Records zawiera, względem tu opisywanego, trzy, nie publikowane wcześniej ścieżki więcej – jest ono także częścią boxu, zawierającego rozszerzone ścieżki dźwiękowe do wszystkich czterech filmów.
W tekście jest błąd, który warto poprawić. „Raiders March” to raczej „Marsz grabieżców/łupieżców/rabusiów/najeźdźców”, który nawiązuje do tematyki filmu. Wspomniany w tekście jeździec to w języku angielskim rider, a w tytule utworu mamy słowo raider.
Dzięki za uwagę, ale to stary tekst, więc nie będziemy poprawiać bez wiedzy autora. Zresztą – biorąc pod uwagę polski tytuł filmu, który jest równie błędny – można by określić ten utwór jako „Marsz Poszukiwaczy” 😉