David Newman nie ma na koncie tak wielu błyskotliwych sukcesów jak jego brat, Thomas, a do czołówki współczesnych kompozytorów muzyki filmowej brakuje mu kilku długości. Jednak udało mu się wyrobić niezłą markę specjalisty od animacji, komedii i w ogóle lżejszego repertuaru. „Epoka lodowcowa” dobrze więc wpisuje się w jego emploi, a zarazem stanowi dość prestiżowy projekt. W końcu urósł on do jednej z trzech, obok „Shreka” i „Madagaskaru”, najważniejszych animowanych serii. Chociaż Newman towarzyszył jej tylko przy pierwszej części, wyznaczony przez niego muzyczny kierunek dawał o sobie znać we wszystkich późniejszych odsłonach.
Kierunek ów, to obudowanie klasycznie brzmiącej, tradycyjnej muzyki filmowej jazzową swawolnością, trochę staroświeckim luzem. Główny temat, w dynamicznej, pogodnej odsłonie pierwszego utworu, szczególnie podkreśla tę rozrywkową otoczkę. Niby nie stanowi nic wielkiego – to krótka, przyjemna melodyjka powtarzana kilkakrotnie przez gitarę elektryczną w towarzystwie miarowej, łagodnej perkusji – ale ma w sobie niesamowity impet i radosną obietnicę przygody.
„Opening Travel Music” jest zresztą najbardziej atrakcyjnym utworem na płycie, co nie jest winą braku pomysłowości kompozytora, ale jego nadmiernego przywiązania do obrazu. Przez większość czasu tej, krótkiej przecież płyty, słuchacz otrzymuje dość starannie odtworzone ekranowe wydarzenia – przy całkiem dobrym funkcjonowaniu w filmie, niezbyt interesujące poza nim. Tym niemniej pojawiają się momenty bardzo dobre również przy samodzielnym odsłuchu.
Niezbyt oryginalnie, lecz z wielkim wyczuciem wypadają liryczne tematy. Pełna rodzinnego ciepła melodia na flet („Humans/Diego”), zgrabnie podszyta lekką etniką, towarzyszy ludziom, którzy wkrótce zostaną rozdzieleni ze swoim potomkiem,. W „Checking Out the Cave”, jakby zawieszony w mroźnej przestrzeni fortepian, tak bardzo podobny w brzmieniu do tego, co na ogół prezentuje na tym instrumencie Thomas Newman, zostaje w pewnym momencie wsparty perkusją, nadającą jego ascetycznej samotności niepokojący nerw.
Muzyka stricte przygodowa, chociaż odbiega od późniejszych kompozycji Johna Powella pod względem rozmachu i wielobarwności, także ma swoje bardzo dobre momenty. „Fighting for Melons”, po komediowej, pełnej szybkich, rytmicznych dźwięków pierwszej połowie przeobraża się w porywający, epicki finał z pełnymi przestrzeni partiami smyczków i tryumfalnym brzmieniem trąbek. Dominuje jednak nastrój mniej podniosły. Bohaterowie „Epoki lodowcowej” głównie gdzieś biegną, czy to uciekając przed niebezpieczeństwem, czy to dążąc do celu – to samo musi więc robić muzyka. Dominują krótkie frazy, pośpiesznie zastępowane przez następne, nagłe wybuchy instrumentów dętych blaszanych, podkręcające tempo perkusjonalia – przy tak krótkiej płycie nie ma szans na wytchnienie.
Z tego względu brakuje trochę miejsca na rozwinięte tematy. Newman napisał kilka wpadających w ucho, udanych melodii, lecz nie ma możliwości się w nich rozsmakować. Świetnie na przykład zapowiada się marsz Dodo („Dodos”), lecz trwa zaledwie trochę ponad 40 sekund. Kilka obiecujących zaczątków tematów ma „Running from the Lava”, w miarę pełne jest cyrkowe „Baby’s Wild Ride”. Jednakże w pamięci słuchacza zostanie pewnie jedynie „Opening Travel Music” i walczyk z „Komediantów” Dmitriego Kabalewskiego, wykorzystany w utworze „Walking Through”.
Szkoda, bowiem praca Davida Newmana jest bardzo solidna, z momentami prawdziwie lśniącymi kompozytorskim talentem. Brakuje jej mocnego kręgosłupa tematycznego, ale jest bardzo spójna brzmieniowo, z dominującą rolą trąbek i naciskiem, na krótkie, efektowne frazy. John Powell powtórzy później ten charakterystyczny pośpiech, ale w nieco wystawniejszej wersji. Przeniesie również na trzy kolejne części charakterystyczny luz tej ścieżki dźwiękowej. Żałuję jednak, iż szansy na rozwinięcie własnych pomysłów nie miał sam Newman. „Epoka lodowcowa” to bowiem dobry wstęp, budzący apetyt na więcej…
0 komentarzy