Wojna w Iraku to wdzięczny temat wielu filmów. Niektóre z nich heroizują czyny amerykańskich żołnierzy inne podkreślają bezsens ich obecności na Bliskim Wschodzie – punktów widzenia jest tyle, ilu twórców chcących kręcić takie obrazy. "The Hurt Locker", w reżyserii Kathryn Bigelow, jest kolejnym spojrzeniem na ten temat, wyróżniającym się nie tyle fabułą co sposobem realizacji. Mieszają się w nim wyznaczniki kina akcji z dokumentem, które w rezultacie dają niezwykle realistyczny i pełen napięcia film. Opowiada on o grupie saperów, rozbrajających bomby-pułapki na ulicach Bagdadu. Głównym bohaterem filmu jest uzależniony od adrenaliny, lekkomyślny sierżant William James, który z patologiczną wręcz beztroską codziennie ociera się o śmierć.
Zapewne nikt nie dostrzegłby muzyki w filmie Bigelow, gdyby nie jej zaskakująca nominacja do Oscara. Dzieło Marco Beltramiego i Bucka Sandersa w "The Hurt Locker" oscyluje na granicy słyszalności, pozornie będąc jedynie zbiorem niskich, dudniących dźwięków wywołujących niepokój u widza. W pewnym sensie można uznać, że to nie ucho jest narządem, którym odbiera się tę muzykę, a ludzkie wnętrzności. Pozbawiona melodii, w znacznej części też rytmu, sprawia wrażenie dziwnego eksperymentu z pogranicza sonoryzmu i ambientu. Ledwie w kilku, krótkich fragmentach nagromadzenie dźwięków kształtuje się w coś, co można uznać za muzykę, a wykorzystane brzmienia zaczynają przypominać znane instrumenty.
Istotą "The Hurt Locker" jest realizm. W filmie pokazana jest praca ludzi na co dzień podejmujących decyzje, od których zależy ich życie. Oglądając go można poczuć napięcie, niepewność i ten specyficzny ciężar powietrza, który utrudnia złapanie oddechu w momencie gdy jest on najbardziej potrzebny. I to właśnie za ten klaustrofobiczny klimat odpowiada muzyka. Jest nieregularna, zaskakująca, chaotyczna i mroczna. Nie rozprasza uwagi widza zbędnymi melodiami czy rytmami, będąc jedynie elementem tła. Zlewa się z gorącym powietrzem drżącym nad irakijską pustynią, tumanami kurzu wzbijanym przez amerykańskie Hummery i echem modłów dobiegających z pobliskich meczetów. Czasem jest serią zniekształconych dźwięków, jakie mogłyby docierać do wnętrza ciężkiego, ochronnego kombinezonu sapera. Miejscami można w niej usłyszeć bicie serca głównego bohatera… Obecność tej ścieżki dźwiękowej w filmie wywołuje niepokój i to potęguje realizm obrazu. Im mniej jest zauważalna a bardziej wyczuwalna, tym lepiej spełnia swoją funkcję.
To co idealnie zdaje egzamin w filmie, niekoniecznie sprawdza się w oderwaniu od obrazu. To ścieżka dźwiękowa, w której trudno znaleźć jakąś myśl przewodnią czy logiczną ciągłość. Odróżnienie od siebie poszczególnych utworów jest praktycznie niemożliwe. Jej odsłuch nie przynosi żadnej przyjemności, a znalezienie elementów podnoszących jej wartość artystyczną graniczy z cudem. Niemniej kiedy przyjrzeć się jej bliżej, można dostrzec drobne szczegóły, które wiążą ją z fabułą filmu. Arabskie modlitwy wyśpiewywane przez megafon i zarys bliskowschodniej melodyki wyłaniają się gdzieniegdzie zza mgły białego szumu. W kilku fragmentach można odnaleźć też tradycyjne instrumenty, które w większości zostały jednak zmanipulowane elektronicznie. Jedynie gitara i smyczki, potraktowane bardzo oszczędnie, pojawiają się w bardziej emocjonalnych scenach filmu. Na tle całości można nawet dostrzec w nich romantyzm…
Ścieżka dźwiękowa z "The Hurt Locker" stąpa wzdłuż granicy, po przekroczeniu której trudno nazwać ją w ogóle muzyką. Mocno ociera się o styl Clinta Mansella i jego "Moon". Marco Beltrami i Buck Sanders bardziej zaprojektowali przestrzeń dźwiękową filmu, niż skomponowali do niego muzykę. Bliższe spojrzenie na pracę dwójki amerykańskich kompozytorów, pozwala dostrzec w niej jednak autentyczny wysiłek i twórczą inwencję, która skoncentrowała się na wykreowaniu odpowiedniej palety brzmieniowej filmu. Niestety chaos, mglistość i monotonia zniechęca go zgłębiania eksperymentów serwowanych przez Beltramiego i Sandersa. Tym samym to praca, która nie jest w stanie wybić się ponad przeciętność Hollywood, stając się kolejną anonimową ścieżką dźwiękową, jakich w ubiegłym roku powstało mnóstwo.
0 komentarzy