Grand Budapest Hotel, The
Kompozytor: Alexandre Desplat
Rok produkcji: 2014
Wytwórnia: Abkco
Czas trwania: 59:50 min.

Ocena redakcji:

 

Nie jestem miłośnikiem najnowszego filmu Wesa Andersona. Uważam, że jest płytki i trochę głupkowaty. Wrażenia nie robi też fikuśna warstwa wizualna. W końcu u tego reżysera nie jest niczym nowym. Nie trzeba jednak żywić do „Grand Budapest Hotel” specjalnej sympatii, by docenić napisaną do niego ścieżkę dźwiękową.

 

oscar1-8927346-1590000938Alexandre Desplat miał wreszcie szansę w pełni rozwinąć skrzydła. Do tej pory bowiem musiał w filmach Andersona zmieścić się obok obfitej ilości muzyki źródłowej. Teraz dostał znacznie więcej miejsca, mógł więc stworzyć dzieło rozbudowane, konsekwentnie i spójne. Szansę tę w pełni wykorzystał.

 

Kompozycje Desplata często porównuje się do zegarmistrzowskiej roboty, co w tym wypadku można traktować bardzo dosłownie. Podstawowy pomysł na tę ścieżkę dźwiękową polega na nieustającym, miarowym, rytmicznym podkładzie. Utrzymuje on równe tempo, ładnie korespondując z charakterystyczną dla Andersona manierą budowania scen – z obsesją symetrii i przerysowanymi gestami aktorów, przypominającymi czasem sztywne ruchy lalek.

 

Owe uparte fetyszyzowanie rytmiki łatwo mogłoby stać się nużące, ale Desplat dba o to, aby podtrzymać zainteresowanie słuchacza. Ta muzyka, chociaż niemal cały czas utrzymana w podobnym tonie, nigdy nie jest taka sama. Główny temat, będący w istocie sentymentalną melodią (co miarowy podkład mocno niweluje), potrafi zabrzmieć zaskakująco złowrogo, albo elegijnie.

 

desplat-8233215-1590000999Desplat w ciekawy, mniej lub bardziej oczywisty sposób, nawiązuje też do tego, co dzieje się na ekranie. W olśniewającym „The Society of Crossed Keys” trójkąt naśladuje dźwięk dzwonka, jakim przywołuje się hotelowym lobby konsjerża. Perkusja w „Night Train to Nebelsbad” udaje odgłos jadącego pociągu. Chóry ilustrują ukryty w górach klasztor w „Canto at Gabelmeister’s Peak”.

 

Oczywiście chwalenie Desplata za precyzję i trafność w wykorzystaniu muzycznych środków jest truizmem. Ciekawsze może być więc poszukiwanie momentów, w których kompozytor oswobadza się z narzuconej samemu sobie konwencji i zaskakuje jakimś niespodziewanym zwrotem. I tak w „Canto at Gabelmeister’s Peak” potrafi nagle umieścić epicką fanfarę, zaś „No Safe-House” nagle skręca w kierunku dynamicznego trepaka.

 

Dlaczego tego rodzaju momenty zdają się mieć tak wielkie znacznie? Ano dlatego, że Desplat niemal przez cały czas trzyma emocje na wodzy. Jego muzyka jest cudownym mechanizmem, co słychać niemal natychmiast, ale ma też duszę, tyle że skrzętnie schowaną. Anderson ukrywa prawdziwe życie za konwencją farsy i ostentacyjną sztucznością. Desplat posługuje się suchym minimalizmem, który bawi, fascynuje, ale zasadniczo nie porywa. Stąd z rozkoszą przyjmuje się drobne akty wyzwolenia emocji. Nawet lekko kiczowata tkliwość, jak w „The War”, wydaje się ważnym, niemal koniecznym dopełnieniem.

 

Miarowość i powtarzalność muzyki Desplata, chociaż nie przeszkadza na płycie, trochę zawodzi w filmie. Ścieżka dźwiękowa niby cały czas jest obecna, ale jeśli nie słucha się zbyt starannie, znika. Dają o sobie znać niektóre komiksowe zagrania (organy na wejście czarnego charakteru), ale cała złożona z tak rzadko spotykaną starannością muzyka po prostu nie ma szans się przebić. Pod tym względem „Grand Budapest Hotel” stoi daleko w tyle za „Fantastycznym panem Lisem”.

 

Patrząc jednak na całokształt, jest to najlepsza rzecz, jaką Desplat napisał dla Andersona. Pewnie wcześniej nie miał na tak rozbudowaną pracę szansy, ale wydaje się, że musiał powstać zarówno „Fantastyczny pan Lis”, jak i „Kochankowie z księżyca”, aby mógł zostać skomponowany „Grand Budapest Hotel”. Desplat bowiem kontynuuje muzyczne myśli, które pojawiały się w obu poprzednich partyturach. Skupienie na rytmice, magia powtarzalności, dobór mniej oczywistych dla niego instrumentów. Nie jest to więc siłą rzeczy dzieło bardzo oryginalne, stanowi raczej zwieńczenie oryginalności dotychczasowej współpracy Francuza z Wesem Andersonem. Chociaż może zwieńczenie nie jest tu najlepszym słowem. Mam bowiem nadzieję, że drogi obu panów jeszcze się nie rozejdą.

Autor recenzji: Jan Bliźniak
  • 1. s’Rothe-Zäuerli – Öse Schuppel
  • 2. The Alpine Sudetenwaltz
  • 3. Mr. Moustafa
  • 4. Overture: M. Gustave H
  • 5. A Prayer for Madame D
  • 6. The New Lobby Boy
  • 7. Concerto for Lute and Plucked Strings I. Moderato – Siegfried Behrend, DZO Chamber Orchestra
  • 8. Daylight Express to Lutz
  • 9. Schloss Lutz Overture
  • 10. The Family Desgoffe und Taxis
  • 11. Last Will and Testament
  • 12. Up the Stairs/Down the Hall
  • 13. Night Train to Nebelsbad
  • 14. The Lutz Police Militia
  • 15. Check Point 19 Criminal Internment Camp Overture
  • 16. The Linden Tree – Osipov State Russian Folk Orchestra, Vitaly Gnutov
  • 17. J.G. Jopling, Private Inquiry Agent
  • 18. A Dash of Salt (Ludwig’s Theme)
  • 19. The Cold-Blooded Murder of Deputy Vilmos Kovacs
  • 20. Escape Concerto
  • 21. The War (Zero’s Theme)
  • 22. No Safe-House
  • 23. The Society of the Crossed Keys
  • 24. M. Ivan
  • 25. Lot 117
  • 26. Third Class Carriage
  • 27. Canto at Gabelmeister's Peak
  • 28. A Troops Barracks (Requiem for the Grand Budapest)
  • 29. Cleared of All Charges
  • 30. The Mystical Union
  • 31. Kamarinskaya – Osipov State Russian Folk Orchestra, Vitaly Gnutov
  • 32. Traditional Arrangement: „Moonshine”
4
Sending
Ocena czytelników:
0 (0 głosów)

1 komentarz

  1. Mefisto

    Dobra recka, a praca niezwykła, jednak głównie w filmie – na płycie sporo traci na spójności, głównie przez szereg wielu krótkich melodyjek, jakie szybko uchodzą z głowy.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...