Jest szczególnie przykre, gdy bardzo oczekiwany film okazuje się gigantyczną porażką. „Grace. Księżna Monako” stanowi niestety właśnie taki przypadek. Doprawdy niewiele jego elementów zasługuje na pochwałę. Dobra jest Nicole Kidman w roli tytułowej, zdecydowanie ładnie wypadają śródziemnomorskie pejzaże, złego słowa nie można też powiedzieć o ścieżce dźwiękowej.
Odpowiedzialność za nią ponoszą dwaj kompozytorzy – dopiero budujący swoją pozycję w świecie muzyki filmowej Guillaume Roussel oraz weteran Christopher Gunning, który w pamięci fanów gatunku zapisał się jako ten, który wydarł nagrodę BAFTA „Pokucie” Dario Marianelliego oraz twórca znakomitego głównego tematu do telewizyjnego serialu „Poirot”.
Większa rola przypadła zdecydowanie drugiemu z nich. Roussel napisał znacznie mniej utworów. Najważniejszym z nich jest otwierający ścieżkę dźwiękową „Grace of Monaco Main Title”, który wprowadza bardzo udany, liryczny temat na fortepian. Ma on w sobie słodką melancholię, naturalną elegancję i niewątpliwie stanowi jeden z najlepszych kawałków na płycie. Pozostałe utwory Roussela cechuje większa ilustracyjność, ale nie można odmówic im klasy i wdzięku, nawet jeśli operują kompozytorskimi kliszami, jak wielobarwny „Hitch”.
Gunning bierze zaś na barki lwią część filmu, stąd – chociaż na płycie znajduje się niespełna 20 minut jego muzyki – prezentuje materiał bardziej różnorodny i bogatszy. Anglik również proponuje wyrazisty motyw, ale ma on zdecydowanie bardziej pogodny charakter. Ciepły, jasny temat na smyczki z towarzyszeniem ornamentyki instrumentów dętych drewnianych mocno zaznacza się w filmie i sprawia sporo przyjemności także poza nim („Grace Being Trained”).
W przeciwieństwie do płynącego łagodnie Roussela, Gunning tworzy na ogół utwory bardziej zwarte, zrytmizowane, trochę w stylu Alexandre'a Desplata. Nie są one szczególnie oryginalne, ale za to momentami błyskotliwe i pomysłowe. Świetnie sprawdzają się eteryczne chórki w tajemniczym „Grace Riding”, wyśmienicie stopniują napięcie gęste partie smyczków, by potem pięknie wybuchnąć w temat główny („Committee Meeting/And Grace Goes to Paris!”). W ogóle Gunning z wielkim wyczuciem operuje orkiestrą, z prawdziwą przyjemnością słucha się, jak współgrają ze sobą kolejne partie instrumentów i jak płynnie następuje przeobrażanie się tematów.
Najmniej typowym utworem Gunninga jest „Grace's Speech” o rozwlekłej strukturze i pozornej bezcelowości przepływającej melodii. Daje tu o sobie znać czerpanie raczej z muzyki poważnej, niż filmowej. Klasyki jest zresztą na płycie dość dużo. Koresponduje ona bardzo dobrze z oryginalnym materiałem i zdecydowanie współdecyduje o charakterze krążka. Dodaje mu swoistej, dworskiej szykowności, której muzyka filmowa sama w sobie nigdy do końca nie zapewni.
Zasadniczą wadą „Grace” jest spora liczba utworów z różnych względów pozbawionych charakteru. Dzieje się tak i z powodu ich ilustracyjności, i nikłej jednak oryginalności. Muzyki słucha się przyjemnie, ale bez większych emocji. Dodatkowym kłopotem może być spore poszatkowanie oryginalnej ścieżki dźwiękowej. Tym niemniej krążek ułożony jest całkiem nieźle i chociaż w trakcie słuchania można parę razy ziewnąć, ani razu nie pojawia się zniecierpliwienie, którego efektem byłaby chęć wyłączenia odtwarzacza.
Wszelkiej maści miłośnicy klasycznej elegancji w muzyce filmowej znajdą w „Grace” coś dla siebie. Nawet rozczarowani samym obrazem z pewnością wychwycili zaś w trakcie seansu tematy Roussela i Gunninga. Trzeba bowiem przyznać, iż muzyka zaznacza się w filmie mocno i pozostawia bardzo pozytywne wrażenie. Kilku utworów warto też posłuchać bez obciążenia słabego filmu. Trzymają poziom.
Filmu nie znaju, ale muzyka to niezły misz-masz i ogólnie średniak. Naciągane trzy.