Tematyka koni i jeździectwa nie należy do najpopularniejszych w kinie. Wręcz przeciwnie, filmowcy zabierają się za nią zaskakująco rzadko. W przeciągu ostatnich kilkunastu lat, zaledwie dwa tytuły wpisujące się w ten nurt, można określić bardziej znaczącymi. Są to "Zaklinacz koni" Roberta Redforda z 1998 roku, oraz młodszy o pięć lat "Niepokonany Seabiscuit" Gary'ego Rossa. Oba bardzo się różnią formą i fabularnie, ale w obu zwierzęta służą ukazaniu relacji międzyludzkich i uczuć jakie ich łączą. Także ścieżki dźwiękowe są inne tylko pozornie. Pierwsza, Thomasa Newmana, jest bardziej liryczna i dramatyczna, a druga, Randy'ego Newmana, żywsza i pełna energii. Najnowszy film Michaela Mayera raczej nie wzbogaci ubogiego "końskiego" repertuaru. Jego "Flicka" powtarza wszystkie z możliwych ogranych schematów, przetartych i nadgryzionych przez mole, co odbiło się na recenzjach i zyskach z kin. Były bardzo słabe. To w końcu kolejna z tych huraoptymistycznych historyjek pełnych ciepła i optymizmu, o spełnianiu marzeń i dążeniu do celu, w czym pomagają najlepiej bliscy. Pod względem naczelnego moralitetu, że każdy może osiągnąć to czego pragnie, jeśli tylko chce tego całym sercem, "Flicka" jest bardziej zbliżona do "Niepokonanego…", co wyraża się też za pomocą partytury Aarona Zigmana.
Pierwszy rzut oka na okładkę i pojawia się pytanie: "Kim tak właściwie jest Aaron Zigman?". Przyznaję bez bicia, że pierwszy raz spotkałem się z tym nazwiskiem. Na razie największym osiągnięciem kompozytora jest oprawa muzyczna do "Pamiętnika", za którą uhonorowany został nagrodą BMI. Poza tym jednak, można śmiało powiedzieć, że jest to jeszcze świeży młodziak, który musi się jeszcze wiele nauczyć. Podchodząc z takim nastawieniem do "Flicki", można się naprawdę miło zaskoczyć. Muzyka do filmu Mayera nie jest ani oryginalna, ani zachwycająca technicznie, czy tematycznie. Ale jest w niej coś z uroczej bezpretensjonalnej prostoty, ciepła i optymizmu, który udziela się słuchaczowi. Zły dzień? Szaro na dworze? Nie ma nic do roboty, a pozostałe płyty na półce już nudzą? Oto lekarstwo. Wystarczy rozsiąść się wygodnie w fotelu i włączyć "play".
Poza wspomnianymi Newmanami, kompozytor mógł kierować się jeszcze jedną inspiracją. Film Mayera jest bowiem ekranizacją książki, którą już wcześniej przenoszono na ekrany kin. W 1943 roku zrobił to reżyser Harold D. Schuste, a muzykę napisał Alfred… Newman. Trzech Newmanów do wyboru, a padło na Randy'ego. Podobieństwo objawia się nie tylko w lekkości, jaka charakteryzuje także przytaczaną partyturę, ale i elementy folkowe, które Zigman doskonale umie wykorzystać, co pokazał w "Pamiętniku". Cech wspólnych można także z powodzeniem szukać w orkiestracjach, które ze szczególnym podkreśleniem muzyki akcji, są bardzo zbliżone. Utwór "Flicka Chase" jest właśnie takim tematem – wesoła melodia, która mniej więcej w połowie przeradza się w energiczny action score, z wyróżniającą się gitarą. Instrument ten pojawia się na płycie bardzo często, podobnie jak w "Seabiscuicie".
Instrumentalnie i pod względem formy, "Flicka" jest wtórna i przewidywalna, nie można zaprzeczyć. Jednakże poza tym, bogactwie tematycznemu i melodyjności, nie można kompletnie nic zarzucić. I tak żywiołowy "Main Theme", romantyczny fortepianowo-skrzypkowy "Zack & Katie", ponury, emocjonalny "Katie's Dream", typowo relaksacyjny "The Apple", jak i optymistycznie podniosły "The Essay" opierają się na identycznej warstwie instrumentalnej, a mimo to nie nudzą, a wręcz cieszą ucho, bo mimo wyraźnego zapatrzenia w Newmana, Zigman nie powielił żadnego tematu. Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że nie słychać tu żadnych podobieństw z innymi partyturami. Wsłuchując się w soundtrack, odnajdziemy tu jeszcze Christophera Younga i jego "Kroniki portowe" (wspomniane "The Essay"), oraz Thomasa Newmana właśnie, ale nie z "Zaklinacza koni" a z "American Beauty" (przykładowo "End Titles" i "Sneaking out of the Barn" na typowe newmanowskie pianino).
Przez większość czasu, Zigman funduje nam bardzo optymistyczną, ciepłą muzykę rozweselającą, która doskonale wpisuje się w kino familijne, a zatem lekkie i niezobowiązujące. Ale udowadnia też, że wkroczenie w mroczniejsze zakamarki wyobraźni nie stanowi dla niego kłopotu, co potwierdza tajemnicze "The Search". Score przyjemny, lekkostrawny, chwytliwy tematycznie i zarażający swoją radością. Nie oczekiwałem nic ponad to.
0 komentarzy