Steve Kloves raczej nie zapisze się pozytywnie w historii kina – a to przez Harry’ego Pottera, którego miłośnicy najchętniej zamordowaliby scenarzystę wszystkich ośmiu filmów. Abstrahując jednak od tej cierpiącej na nadmiar fanatyków serii, trzeba przyznać, że Kloves talentu bynajmniej pozbawiony nie jest. To z jego ręki wyszedł bowiem rewelacyjny skrypt do „Wonder Boys” (za który otrzymał nominację do Oscara), jak i kultowe „The Fabulous Baker Boys” z ponętną Michelle Pfeiffer. Ten ostatni film także wyreżyserował (a nawet i napisał doń jedną z piosenek!). I chyba spodobało mu się, gdyż cztery lata później ponownie stanął za kamerą, realizując jeszcze jeden własny tekst – „Flesh and Bone” właśnie. Tocząca się na współczesnym Dzikim Zachodzie opowieść o zemście to już jednak zupełnie inna para kaloszy, aniżeli słodko-gorzka historia miłosna przesiąknięta atmosferą nocnych klubów. Nic więc dziwnego, że film nie został już tak dobrze przyjęty, co debiut, choć niewątpliwie także posiada kilka plusów (m.in. jedną z pierwszych większych ról Gwyneth Paltrow).
Tym razem Kloves za kompozytora obrał sobie Thomasa Newmana, w owej chwili tuż po „Zapachu kobiety”, ale jeszcze przed właściwą sławą i uznaniem. Taką zmianę (poprzedni film ilustrował Dave Grusin) rzecz jasna łatwo wyjaśnić stylem kompozytora, jaki wywodzi się z tradycyjnej Americany – a chyba nie ma nic lepszego do zobrazowania południa USA. I to się bez problemu udało, zresztą Thomas już wcześniej udowadniał świetne zrozumienie klimatu tych stron, choćby w „Smażonych zielonych pomidorach”. Jednakże sama fabuła i dość mroczna atmosfera filmu sprawiły, że ostatecznie otrzymaliśmy niespecjalnie atrakcyjną muzykę, która sporo traci bez kontekstu.
Na albumie znajdziemy więc dwa rodzaje utworów (wyłączając rzecz jasna te śpiewane). Pierwsze – jak wspaniały temat główny w „Blue Dimes” i „Two Ride Together”, czy też w znacznie bardziej rozwiniętej formie w końcowym „Everything He Told You”, a także subtelniejsze „Bruise” i „Horses” – stanowią typowe dla Newmana, rytmiczne i przykuwające uwagę motywy o bardzo ciepłym, a często i wręcz optymistycznym wydźwięku. Niestety, są one w większości bardzo krótkie (jak niemal wszystkie ścieżki na płycie, która sama też długością nie grzeszy) i należą do zdecydowanej mniejszości.
Gros materiału stanowi bowiem ambient – często jedynie majaczący w tle, jak w otwierającym całość „Hinge”, czasem trafnie dopełniający ciekawego klimatu („Gypsy Grandma”, „Star – Crossed”), a niekiedy zwyczajnie irytujący („The Picture”, „Twenty”). Przez większość czasu z głośników sączą się więc ponure, niekiedy elektroniczne lub z dodatkiem odgłosów natury („Cicadas”) dźwięki, o jakich się raczej nie pamięta, i które na dobrą sprawę nie mają nawet możliwości zaistnienia w świadomości melomana. Ich miejsce jest głównie w filmie, w którym trafnie obrazują klimat letnich, parnych, teksańskich nocy i skutecznie podnoszą ciśnienie w co mocniejszych sekwencjach (suspensowe i pod tym względem świetnie się sprawdzające „Reckoning”, „Surprise” oraz utwór tytułowy). Przy czym należy oddać im też swoisty, mocno oniryczny charakter – choć to akurat mała pociecha dla przeciętnego słuchacza. Na osłodę zostają co prawda jeszcze naprawdę przyjemne i świetnie uzupełniające score piosenki, jednak i do nich trzeba mieć przekonanie – w końcu nie każdy lubi leniwe klimaty country/folk.
Ocenić „Flesh and Bone” jest ciężko. To na wskroś oryginalna kompozycja, która raz jeszcze pokazuje, jak niesamowitym wyczuciem emocji i elastycznym stylem obdarzony jest Thomas Newman. Ale też jest to muzyka, która nie trafi do wielu osób – sporo tu nieprzyjemnego underscore’u i eksperymentów muzycznych, jakie trudno przyswoić poza filmem. I choć myślę, że warto przeboleć te minusy dla takich momentów, jak prześliczny temat przewodni, subtelne „Horses” i niezłe piosenki, to nie ukrywam, że jest to pozycja przeznaczona głównie dla fanów kompozytora. Oni wycisną z niej to, co najlepsze – pozostali powinni jednak sięgnąć po inne tytuły z jego dyskografii.
0 komentarzy