Totalitarne miasto, w którym by zapobiec złu, wprowadzono inne – Prozium. Lek odbierający ludziom wolność psychiczną, prawo do uczuć: nienawidzenia, zazdroszczenia, ale i przyjaźni, współczucia, miłości, wrażliwości. Libria to miejsce, gdzie ludzie nie są ludźmi, a każdy kto zechce się sprzeciwić – walczyć o prawo do człowieczeństwa, jest bezwzględnie tłamszony. "Equilibrium" często jest określane mianem niskobudżetowej odpowiedzi na sukces "Matrixa". Jest to jednak mocne uproszczenie, bo chociaż obie produkcje doczekały się statusu kultowych i mają kilka cech wspólnych, jak chociażby zrealizowane z polotem sceny walk i strzelanin, czarne płaszcze i przyszłość, w której człowiekowi odebrana jest wolność – zarówno fizyczna, jak i psychiczna, to jednak film Kurta Wimmera znacznie różni się od dzieła braci Wachowskich. Po pierwsze skupia się na bohaterze, a nie losie ludzkości – chociaż i jej ukazanie nie zostało pominięte. Dzięki fenomenalnej grze Christiana Bale'a (który wraz z tą rolą zaczął wychodzić z kina niezależnego), udało się zarejestrować przemianę człowieka, który poznaje dosłownie i w przenośni smak życia. "Matrix" mimo odważnej wizji przyszłości, był przede wszystkim wyrazem nieograniczonej fantazji scenarzystów i reżyserów, a aktorstwo pozostawiało wiele do życzenia. Co ciekawe, nawet przychylne recenzje Wimmerowi nie pomogły. Niewielki, jak na amerykańskie standardy, budżet nie pozwolił na promocje z wielką pompą. "Equilibrium" albo trafiało do kin na krótko, albo w ograniczonej ilości kopii, albo od razu na DVD, lub w ogóle. A szkoda.
Nie lepiej jest z muzyką Klausa Badelta, która nie doczekała się oficjalnego wydania. Trudno powiedzieć, czy jest to podyktowane ograniczonym sukcesem komercyjnym filmu, czy też może producenci obawiali się, że wtedy jeszcze niewielu znany kompozytor nie skusi fanów muzyki filmowej. W końcu, miał na koncie dopiero dwie samodzielne produkcje ("Wehikuł czasu" i "K-19"). Chociaż udane, to jednak nie przyniosły mu jeszcze sławy. Tematem tej recenzji jest zatem bootleg, z tym że jego długość (82 minuty z 106 filmu) pozwala nawet na pokuszenie się o stwierdzenie, że jest to wydanie "complete score" – czyli cała ścieżka dźwiękowa z filmu. Soundtrack składa się z dwóch płyt zawierających łącznie 50 utworów (!) ułożonych w tej samej kolejności, w jakiej występują w połączeniu z obrazem. Jeśli płyta jest taka długa, to można z miejsca powiedzieć, że spodoba się to tylko absolutnym fanom tej muzyki. Reszta po godzinie, albo i wcześniej, znużona zapadnie w sen. Tym bardziej, że większość utworów liczy sobie po minutę, maksymalnie półtorej i kompletnie nie różni się w warstwie instrumentalnej (z małymi wyjątkami), a to nigdy nie przemawia na korzyść ścieżki.
Pierwsze na co się zwraca uwagę słuchając "Equilibrium", to klimat. Muzyka jest bardzo mroczna, posępna, niekiedy nawet przywodzi na myśl partyturę z filmów grozy – końcówka "Cleric Preston". Chwilami przybiera charakter refleksyjny, ale przede wszystkim, jest to score bardzo dynamiczny, z ambicjami do dzieła futurystycznego. Przeważa tu elektronika w najróżniejszej postaci, od wygenerowanych na komputerze przedziwnych dźwięków ("Always Knew", "Decision" czy "Gun Katas"), po samplowane instrumenty, gitary, basy i syntezatory. Całość podkreślają i nadają niesamowitej atmosfery, chóry. Różne, męskie, damskie, mieszane. Są obecne niemal wszędzie, Badelt wykorzystuje je zarówno w utworach dramatycznych, patetycznych, jak i akcji. Chyba najlepszym popisem zastosowania chóru jest "Evidence". W scorze do "Equilibrium" nie zabrakło też tradycyjnych instrumentów, skrzypiec, czy perkusji, ale nie są tak łatwo dostrzegalne, jak elektronika. Ponurą aurę przerywają sporadyczne, spokojniejsze utwory, jak "Family" i "Faith", ale i one mają raczej wymiar smutku, niż optymizmu.
I to jest z jednej strony atut partytury – świetnie oddaje film. Muzyka pozbawiona jest ciepła i pozytywnych emocji. W zamian epatuje zimnem, jest niemal "przemysłowa" (ta futurystyka), a gdy już pojawiają się dramatyczne tematy, to ilustrują one wzruszające sceny, gdy Preston poznaje piękno sztuki i uczucia (kto widział film, pamięta wspaniałą scenę, gdy bohater po raz pierwszy słucha muzyki klasycznej). To jednak nie wpływa najlepiej na odbiór płyty. Słucha się jej cokolwiek ciężko. Jak już wcześniej wspomniałem wpływa na to długość utworów i minimalizm w wykorzystaniu potencjału tematów. Tych bowiem Niemiec napisał nad wyraz dużo, ale wszystkie podawane są w identycznej aranżacji. Na dodatek, sporo pozycji to typowa muzyka ilustracyjna, która wymaga większego skupienia, a na to nie ma czasu, bo utwór kończy się po 50 sekundach. Najlepiej więc wypadają najdłuższe z nich, mimo że nie zawsze okraszone najlepszymi tematami. "Always Knew", "Without love", czy mój faworyt "Lost" z przepięknym chórem na początku, a kończącym się wyniosłym i wzruszającym tematem.
Wielka szkoda, że nie doczekała się ta partytura oficjalnego wydania, w którym najlepsze tematy zostałyby zmontowane tak by nie przypominać albumu z utworami do zwiastunów. A tak? Długość odpowiednia, styl jak należy i nic dziwnego, że wykorzystano ją w trailerach do takich produkcji jak "Król Artur", czy "V jak Vendetta". Wydaje mi się jednak, że praca Badelta zasługuje na więcej niż zajawki filmów, moje trzy nutki i ostateczne zapomnienie. Może kiedyś, za pięćdziesiąt lat, jakiś wydawca pokusi się o wypuszczenie na rynek limitowanej edycji tego soundtracku? Kto wie…
Mnie się najbardziej podoba Always Knew razem ze sceną i z wierszem. Jak ktoś się dobrze wsłucha to zauważy że Always Knew jest ulepszoną wg. mnie wersją Suppression
Asolutnie świetny Film !!!!!
Muzyka również dobrze komponuje się z Filmem !!!