Paul Verhoeven – pamiętacie tego holenderskiego reżysera, który na przełomie lat 80. i 90. zrealizował takie kasowe hity, jak „RoboCop” czy „Nagi instynkt”? Lata świetności wydaje się mieć za sobą, a porażki „Showgirls” i „Człowieka widmo” zmusiły go do powrotu na europejski kontynent. W 2016 roku przypomniał o sobie zrealizowanym we Francji thrillerem „Elle” – historii kobiety, która zostaje zgwałcona w swoim domu i próbuje jakoś z tym żyć. Intrygująca mieszanka dreszczowca, czarnej komedii i dramatu, polana erotyką (czyli niemal klasyczny Verhoeven) z magnetyzującą Isabelle Huppert w roli głównej.
Filmowiec znany był z tego, że zwracał uwagę także na warstwę muzyczną. Pracował z Basilem Poledourisem („RoboCop”, „Żolnierze kosmosu”) oraz Jerrym Goldsmithem („Nagi instynkt”, „Człowiek widmo”). Ale obydwaj panowie już nie żyją, więc nie mogli się pojawić. Zatrudniona została więc brytyjska kompozytorka Anne Dudley, która zilustrowała dla Holendra jego poprzedni film – „Czarna księga”.
Muzyka brzmi bardzo klasycznie, jakby żywcem wzięta z jakiegoś dreszczowca lat 90. Najważniejszym narzędziem są tutaj smyczki, zaś reszta instrumentarium pełni rolę tła. Podstawą całego score’u jest temat związany z główną bohaterką, pojawiający się w „Main Titles”. Mocne solo skrzypiec i płynące smyczki dodają elegancji, ale jednocześnie czuć pewien podskórny niepokój (końcówka). O dziwo ta mieszanka dobrze się sprawdza. Nawet w spokojniejszych fragmentach – jak nawarstwiające się „Little Psycho” (w tle trąbki i harfa) czy wykorzystujące harfę „I Stopped Lying” – pojawia się pewne poczucie niepewności.
Nie oznacza to jednak, że Brytyjka rezygnuje z bardziej agresywnych sposobów tworzenia napięcia. Tutaj do głosu dochodzi elektronika, wpleciona choćby w najintensywniejszy na płycie „Primal Scream”, gdzie ubarwia wcześniej użyty temat przewodni razem z uderzeniami perkusji, idąc ku niemal horrorowym, nagłym wejściom skrzypiec. Ta perkusja jeszcze odezwie się w „It Was Necessary” oraz „The Tortured Soul”, podkręcając adrenalinę na ekranie.
Pod warstwę liryczną można w pewnym sensie podpiąć motyw związany z Michele, chociaż jest on wyraźnie naznaczony mrokiem („The Book, The Bell, The Candle”). Czasami pojawia się łagodnie grający fortepian, dodający soundtrackowi czegoś w rodzaju ciepła, jak w „Just Good Friends” i „Fresh Paint”, które brzmią po prostu pięknie.
„Elle” w zasadzie nie oferuje niczego nowego jeśli chodzi o kompozycję do dreszczowca, tylko czerpie garściami z dokonań sprzed dwudziestu lat. Nawet jeśli mocno odczuwalne są fragmenty czysto ilustracyjne, to jednak nie wywołują niestrawności. Samo wydanie zawiera 40 minut muzyki, czyli bardzo optymalną dawkę do odsłuchu (choć troszkę mało chronologiczną). Generalnie dawno nie słyszałem tak eleganckiego i potrafiącego trzymać w napięciu score’u, który świetnie sprawdza się zarówno na ekranie, jak i poza nim.
0 komentarzy