Drive My Car
„…refleksyjny, miejscami melancholijny klimat…”
Rzadko się zdarza, żeby wśród nominowanych do Oscara za najlepszy film tytułów pojawiła się produkcja nieanglojęzyczna. Były oczywiście wyjątki, jak choćby „Przyczajony tygrys, ukryty smok” Anga Lee, „Miłość” Michaela Hanekego czy zaskakujący zwycięzca „Parasite” Bong Joon-Ho. Do tego grona dołącza w tym roku japońskie „Drive My Car” w reżyserii Ryusuke Hamaguchiego na podstawie opowiadania Haruki Murakamiego. Prawie trzygodzinny (!!!) dramat obyczajowy skupia się na reżyserze teatralnym/aktorze, próbującym poradzić sobie ze śmiercią żony. Wszystko w trakcie przygotowań do wystawienia na festiwalu teatralnym spektaklu „Wujaszek Wania” oraz dojazdami z i do pracy czerwonym Saabem 900, który – przez przepisy – prowadzi kierowca (młoda kobieta). Niespieszne, ale bardzo skupione na relacjach kino wywołało międzynarodowe zamieszanie.
Uwagę zwraca na siebie także muzyka, choć pojawia się zadziwiająco rzadko. Za nią odpowiada japońska wokalistka Eiko Ishibashi, dla której jest to zaledwie drugi score w dorobku (wcześniej była animacja „Ostrze nieśmiertelnego”). Artystka idzie tutaj w stronę bardzo eleganckiego, europejskiego jazzu. Sama muzyka w filmie nie pojawia się za często, jednak naznacza swoją obecność. Co dla mnie zaskakujące to fakt, iż nie jest mocno zależna od fabuły i nie potrzebuje kontekstu do czerpać przyjemności z odsłuchu. Utwierdził mnie w tym przekonaniu brak chronologii na albumie.
Całość jest oparta na dwóch tematach, które noszą tytuły: „Drive My Car” oraz „We’ll Live Through the Long, Long Days, and Through the Long Nights”. Pierwszy towarzyszy nam podczas jazdy samochodem, drugi – próbom do przedstawienia. Pozornie spokojne tempo pozwala zbudować bardziej refleksyjny, miejscami melancholijny klimat. Już otwierające całość (a zamykające film) „Drive My Car” daje o tym znać. Delikatna perkusja, Hammond, akordeon oraz pojawiające się w tle skrzypce z gitarą akustyczną. Brzmi to przepięknie i od razu pozwala wejść w atmosferę filmu.
To jednak dopiero rozgrzewka, albowiem pani Ishibashi ma kilka sztuczek dla tego motywu. Zapętlony i rozpędzony fortepian („Misaki”), przyspieszająca perkusja w duecie z lekko barowym pianinem, polane duetem flet/akordeon („The Important Thing Is to Work”) czy pojawiające się niemal znikąd dęciaki (końcówka „Kafuku”).
Drugi temat gra niby na tych samych falach, jednak robi to zupełnie inaczej. Zaczyna się od wolnych smyczków, którym przygrywa fortepian. W pewnym momencie to ten instrument przejmuje inicjatywę, która zostaje mu potem odebrana przez smyczki. I to niemal w połowie utworu, gdzie instrumenty „tańczą” tego ślicznego walca, by pod koniec całkowicie się wyciszyć. Kolejne inkarnacje motywu też potrafią zaskoczyć: mieszanka delikatnego fortepianu z rozpędzoną perkusją oraz świdrującymi klawiszami w tle („SAAB 900”) czy użycie gitary akustycznej i elektrycznej (rozkręcające się „And When Our Last Hour Comes We’ll Go Quietly”).
W sumie brzmi to fantastycznie i trudno odmówić pracy klimatu. Więc dlaczego nota nie jest maksymalna? Otóż jest pewna dziwna rzecz, która dla niektórych może okazać się poważną wadą. Otóż w wielu utworach pojawiają się… dźwięki. Nie chodzi o dźwięki instrumentów czy dialogi, ale dźwięki otoczenia: zamykane drzwi, nadlatujący samolot, uruchamiany silnik… Nie są specjalnie irytujące, jednak dla wielu mogą wydawać się niepotrzebne.
„Drive My Car” to jedna z przyjemniejszych niespodzianek roku 2021. Nie tylko pieści uszy, ale czaruje swoimi dwoma tematami. Jest to też kolejny przykład tego, że wiele interesujących ścieżek dźwiękowych powstaje poza USA. Chyba najwyższy czas rozglądać się w innych kierunkach, bo bycie takim ignorantem to wstyd.
0 komentarzy