Ten gatunek muzyczny przeżywa swój renesans, co doprowadziło m.in. do utworzenia odrębnej stacji radiowej. Skąd się wziął fenomen tej muzyki? Tego z filmu „Disco Polo” Macieja Bochniaka się nie dowiecie. Jednak trzeba przyznać, że twórcy zrobili wszystko, by z nostalgią przedstawić czasy świetności gatunku – jest kolorowo, kiczowato i troszkę groteskowo, ale dobrze się to ogląda, głównie dzięki solidnej realizacji i dobremu aktorstwu.
A czy mógłby powstać film o disco polo bez muzyki disco polo? Mógłby, tylko po co? Reżyser zatrudnił co prawda kompozytorów: Pawła Lucewicza (ilustracji do jego poprzedniego dzieła, „Carte blanche”, może przesłuchać na profilu YouTube artysty) oraz Michała Nosowicza. Poszli oni w stylistykę Alexandre'a Desplata (z naciskiem na „Grand Budapest Hotel”), jaka całkiem ładnie współgra z ekranowymi wydarzeniami, jednak producenci zwyczajnie ją zignorowali, stąd na albumie znajdziemy tylko przeboje śpiewane – zarówno nieśmiertelne klasyki, jak i troszkę świeższych hitów.
Jest w tym jednak pewien haczyk. Nosowicz zmienił troszkę aranżację utworów, a za ich wykonanie odpowiadają nie autentyczne gwiazdy estrady, lecz… aktorzy wcielający się w takowe. Uwspółcześnione, pełne loopów, głośnych i czasami przeładowanych syntezatorów oraz topornej perkusji wersje prezentują się naprawdę dobrze. Nie tylko dlatego, że bez problemu odnajdują się w filmie (głównie w scenach koncertowych), ale i same w sobie są wystarczająco atrakcyjne. Ma być prosto, przebojowo i chwytliwie? No i jest. Jedynym zgrzytem zdają się być „Oczy cziornyje”, które zwyczajnie nie pasują do reszty materiału.
Wszystkie piosenki rozdzielono pomiędzy trójkę wykonawców. I tak Atomic to w filmie zespół z mocną pozycją, dominujący na rynku. Frontmena grupy (Macieja) gra Rafał Maćkowiak, który wokalnie poradził sobie bardzo przyzwoicie („Cztery osiemnastki”, gdzie w refrenie nakładają się jego głos to prawdziwa petarda). Ich trzy piosenki (jeszcze „Hej, czy ty wiesz” oraz „Dziewczyna z klubu disco”) stanowią pewną odskocznię od pozostałych, ze względu na zdecydowanie spokojniejsze – poza „Czterema osiemnastkami” – tempo.
Druga w kolejności jest niejaka Gensonina. Można przyczepić się do gry Joanny Kulig (choć to raczej wina scenarzystów), ale już czepianie się jej głosu byłoby zwykłym chamstwem. Niestety, to właśnie ona wykonuje wspomniane „Oczy cziornyje”… Aczkolwiek pełnię swoich możliwości artystka prezentuje w przebojowych „Taka juz jestem” i „Takim cię wymyśliłam”.
Na sam koniec zostawiłem formację Laser, czyli głównych bohaterów filmu – Tomka (wokal) i Rudego (muzyka). To oni dominują na płycie, wykonując większość z najważniejszych fragmentów całej produkcji, czyli „Wolność”, „Jesteś szalona” oraz „Ona tańczy dla mnie”. I przyznam, że kiedy usłyszałem Dawida Ogrodnika zwyczajnie zbaraniałem. Nie tylko dlatego, że świetnie śpiewa, ale barwą głosu oraz stylem przypomina legendę disco polo – Zenka Martyniuka z grupy Akcent. Wrażenie to potęgują kolejne hity w jego wykonaniu („Pożegnanie miłości", „Moja gwiazda”, „Sonet dla miłości”), jakie z pewnością będą prawdziwą gratką dla fanów tego rodzaju muzyki.
Soundtrack z „Disco Polo” nadaje się przy tym na każdą, mocno zakrapianą imprezę. Pod warunkiem, że lubi się taką estetykę, gdyż wielu może znużyć jednostajna, elektroniczna zadyma. W filmie świetnie sprawdza się zarówno w roli koncertowego tła, jak i ironicznego komentarza rzeczywistości (np. „Wolność” wybrzmiewa w… więzieniu). Miłośnicy gatunku, których przecież nie jest tak mało, powinni zatem dodać jeszcze nutkę do powyższej noty. Ja i tak, z sentymentu, podciągam troszkę ocenę – co, mam nadzieję, zostanie mi wybaczone.
Film z jajem. Ogląda się świetnie i mniej więcej podobnie odbiera się w nim muzykę. Wiadomo, do oryginałów daleko tym coverom, ale czuć tu należny produkcji fun. 3,5