Robinson Crusoe to jeden z tematów cyklicznie wałkowanych przez kino, które czasem potrafi przemaglować dziecko Daniela Defoe w wyjątkowo efektowny, pomysłowy sposób (vide „Cast Away” z Tomem Hanksem). Wersja Caleba Deschanela z 1988 r., z Aidanem Quinnem w roli tytułowej stanowi jednak standardowe podejście do materiału źródłowego, który po bożemu przenosi na wielki ekran. Było to 25-te z rzędu wcielenie tej słynnej postaci.
„Crusoe” był także 25-tym tytułem w resume Michaela Kamena, jakiemu przypadła w udziale ilustracja filmu. Kompozytor był w owej chwili już po sukcesie „Zabójczej broni”, a w tym samym roku napisał także „Die Hard”. Charakterystyczne brzmienie znane z obu tych kompozycji, jest wyraźnie w historii brytyjskiego rozbitka słyszalne, nawet mimo odpowiednio dobranych elementów egzotycznych. Paradoksalnie jednak nie stanowi to ani o sile, ani tym bardziej o słabości danej ścieżki, która po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w swej autonomicznej formie w roku ubiegłym, dzięki skromnemu nakładowi Quartet Records. Wcześniej próbki tej muzyki można było posłuchać jedynie na kompilacji „Michael Kamen's Opus”, gdzie pod postacią ślicznej suity „Marooned” potrafiła rozpalić wyobraźnię.
Jak to jednak zwykle bywa, rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej szara i dosłowna – tak, jak i szerszy, 40-minutowy materiał zaproponowany przez hiszpańską wytwórnię. Nagle okazuje się bowiem, że przez te 15 lat (kompilację wypuszczono w 1998 r.) właściwie nic nie straciliśmy. Muzyka Kamena nie jest co prawda zła, trudno odmówić jej charakteru i emocji. Ale całości materiału daleko do finezji i uroku wspomnianego „Marooned”, w którym zgrabnie scalono tematy, jakie tu znajdziemy pod postacią utworu tytułowego oraz „End Credits”, czyli ścieżek, które – jak nietrudno się domyślić – stanowią największą atrakcję krążka. Zwłaszcza ten ostatni ma w sobie niezaprzeczalny urok, w jakim łatwo się zatracić.
Reszta partytury to już średnio zjadliwy miks posępnego underscore’u i dramatycznej muzyki akcji, który z początku potrafi zaintrygować (ciekawe połączenie elektroniki i instrumentów klasycznych w „The Slave Escapes”, czy też bardziej eksperymentalne „Not Alone”), ale bardzo szybko zaczyna męczyć i nużyć. Szczególnie, że action score był zawsze u Kamena – zwłaszcza w początkowej fazie twórczości – nieco przyciężki, co dobitnie pokazują takie fragmenty, jak „The Storm and The Shipwreck”, którego ponad 5-minutowy czas trwania może być nie lada wyzwaniem. Pod tym względem, mimo wspomnianego podobieństwa, daleko „Crusoe” do niepowtarzalnego i niezwykle funkcjonalnego klimatu „Szklanej pułapki”, jak i przebojowości „Lethal Weapon”.
Opisywana tu partytura jest też przy tym znacznie bardziej od nich archaiczna, co aż nadto słychać w całkiem przyjemnej, ciepłej liryce, od jakiej Kamen nie stroni, a która często rozluźnia mroczną atmosferę („The Crab”, „Eating Bugs”). Nie pomaga to niestety w ogólnym wrażeniu, bo nawet te co bardziej chwytliwe melodie są ciężkostrawne z odsłuchu.
Limitowana do tysiąca sztuk edycja mówi zresztą wszystko – to oferta jedynie dla najzagorzalszych fanów kompozytora, którym sprawi radość zarówno zanurzenie się w poszczególne takty i pomysły Kamena, jak i w zawartość 16-stronicowej książeczki dołączonej do wydania, gdzie znajduje się m.in. wywiad z twórcami filmu. Wszyscy pozostali mogą sobie spokojnie odjąć oczko od powyższej oceny końcowej i skierować swe zainteresowania (a tym bardziej pieniądze) na inne, przystępniejsze ścieżki maestro.
0 komentarzy