Corrina, Corrina
Kompozytor: Thomas Newman, różni wykonawcy
Rok produkcji: 1994
Wytwórnia: RCA Records
Czas trwania: 53:06 min.

Ocena redakcji:

 

Osadzony w Ameryce lat 50. ubiegłego wieku i dotykający problemu różnic międzyludzkich i braku zrozumienia (nie tylko klasowo-rasowego, ale też, a nawet przede wszystkim, międzypokoleniowego) film zdecydowanie nie został hitem roku 1994. Produkcja otrzymała dość mieszane recenzje od krytyków, a lekko zawiedzeni nią widzowie nie zostawili w kasach dużo pieniędzy. Trochę szkoda, bo nawet jeśli nie wykorzystuje on w pełni swego potencjału, to wciąż pozostaje niezłym kawałkiem kina, świetnie zagranego (oprócz tria Liotta-Goldberg-Majorino warto nadmienić, iż był to ostatni w karierze występ Dona Ameche, który zmarł tuż po zakończeniu zdjęć) i posiadającego niezaprzeczalny urok, do którego cegiełkę dokłada także sfera muzyczna.

 

Film jednak nie tyle muzyką ilustracyjną stoi, co piosenkami – w dodatku takimi wyciągniętymi z odpowiednio zakurzonej półki z winylami. I nie ma się czemu dziwić, wszak konkretna epoka, w której osadzono akcję rządzi się swoimi prawami. Trudno więc, aby twórcy sięgnęli po współczesne hity i style – takie rzeczy tylko u Tarantino. Na ścieżce dźwiękowej przeważa zatem nieśmiertelny rock’n’roll, jazz i swing, a nawet i gospel. Na szczęście wybrano mocno reprezentatywne przeboje z tychże gatunków, wobec czego jest to granie na naprawdę wysokim poziomie (ten zaniża nieco jedynie zamierzchła jakość nagrania „Pennies from Heaven”). Zresztą takie nazwiska, jak Ellington, Holiday, Washington, Vaughan i Armstrong mówią same za siebie.

 

t_newman-9436877-1590001035Oczywiście najważniejszą melodią jest piosenka, której film zawdzięcza swą nazwę. Pochodząca z lat 20. zeszłego stulecia „Corrina, Corrina”, a wywodząca się z jeszcze wcześniejszych pieśni tradycyjnych (i początkowo nazywająca się „Corrine, Corrina”) Bo Cartera, przez lata doczekała się wielu coverów, z czego dwa możemy usłyszeć na opisywanej płycie. Pierwszy, autorstwa Teda Hawkinsa, został nagrany na potrzeby filmu i stanowi przyjemną, delikatną balladę. Drugi to już typowa wersja taneczna z 1956 r. od samego Big Joe Turnera. I choć obie brzmią naprawdę ‘soczyście’, to jednak trudno uznać mi je za główne highlighty tego wydania. Być może dlatego, że za towarzystwo mają cała masę innych, równie dobrych, a czasem i lepszych piosenek. Płyta jest więc bardzo równa i wchodzi w uszy jak w masło – tym bardziej, że większość przebojów spowija bardzo pozytywna energia, idealna na rozruszanie ciała (acz nie brak też i takich kojących duszę).

 

Drobny procent albumu zajmuje jednak także score, którego i w samym filmie jest jak na lekarstwo. Tym bardziej dziwi więc lista płac, która wywołać może niezbyt pozytywne skojarzenia z fabryką Hansa Z. I tak ilustrację przypisuje się oficjalnie Rickowi Coxowi – wieloletniemu współpracownikowi Thomasa Newmana. W rzeczywistości jednak to właśnie Newman napisał gros tej skromnej partytury, a w niektórych momentach muzykę dodatkową (!) stworzył jego brat, David wespół z Willem Kaplanem (jeden z ważniejszych montażystów muzycznych Hollywood). Trudno tak naprawdę podać tu jednak jakieś konkretne odpowiedzi na pytania: kto, co, jak i dlaczego? Głównym powodem jest fakt, iż mamy tu do czynienia z naprawdę krótkimi fragmentami, które powpychano bez większego ładu i składu pomiędzy piosenki, a więc typową muzyką tła, której po seansie nawet się nie pamięta.

 

Niemniej na albumie mamy tylko jednego reprezentanta score’u i jest nim właśnie fragment Thomasa Newmana. Motyw to zresztą charakterystyczny dla kompozytora – delikatne pociągnięcia smyczków uzupełniają solową partię fletu, a w tle pojawiają się jeszcze dzwoneczki i fortepian. Tworzy to razem wielce standardową dlań melodię, która jednakoż w żadnym aspekcie nie wychodzi poza ‘bezpieczną strefę’ artysty, a nawet i bez problemu ginie pośród innych jego dokonań. Dla większości nie będzie stanowić nic więcej, niźli typowe plumkadełko i przypuszczalnie także najsłabszy, bo najmniej wybijający się moment płyty.

 

Album jako całość warto jednak polecić – może nie jakoś mocno, gdyż w takim czy innym stopniu mamy tu do czynienia z kolejną składanką złożoną z utartych, często do cna klasycznych kawałków z przeszłości, ergo niczym specjalnie nie zaskakującą. Krążek jest za to wyjątkowo spójny, atrakcyjny, świetnie skrojony – zarówno czasowo, jak i pod względem materiału (brakuje dosłownie kilku pomniejszych piosenek z filmu) – i potrafi nastroić optymistycznie do świata, a więc można go uznać za udaną kompilację. Przyjmując oczywiście, że jesteśmy za pan brat z ww gatunkami albo już podczas seansu mimowolnie tupaliśmy nóżką do rytmu – w innym wypadku można sobie raczej darować.

 

P.S. Pełna lista piosenek wykorzystanych w filmie do znalezienia TUTAJ.

Autor recenzji: Jacek Lubiński
  • 1. We Will Find a Way – Oleta Adams & Brenda Russell
  • 2. Corrina, Corrina – Ted Hawkins
  • 3. Little Bitty Pretty One – Thurston Harris
  • 4. They Can't Take That Away From Me – Sarah Vaughan
  • 5. You Go To My Head – Louis Armstrong & Oscar Peterson
  • 6. What a Difference a Day Makes – Dinah Washington
  • 7. I Only Have Eyes for You – Niki Haris & Peter Cox
  • 8. Corrine, Corrina – Big Joe Turner
  • 9. It Don't Mean a Thing If It Ain't Got That Swing – Duke Ellington & Ivie Anderson
  • 10. Over the Rainbow – Jevetta Steele
  • 11. Reet Petite – Jackie Wilson
  • 12. Pennies from Heaven – Billie Holiday
  • 13. Finger Poppin' Time – Hank Ballard & The Midnighters
  • 14. Home Movies (score) – Thomas Newman
  • 15. This Little Light of Mine – The Steeles
3
Sending
Ocena czytelników:
3 (2 głosów)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...