Takiego filmu jeszcze w Polsce nie było – oryginalny, mroczny, magnetyzujący. Tymi słowami byłbym w stanie opisać „Córki dancingu”. Pełnometrażowy debiut Agnieszki Smoczyńskiej, autorki „Aria Diva”, to historia dwóch syren przebywających w Warszawie lat 80. Produkcja ta podzieliła widzów, niemniej to jedna z najciekawszych propozycji filmowych z naszego kraju. Współodpowiedzialna za jej klimat jest też oprawa muzyczna.
Za dźwięki towarzyszące w tle odpowiada zespół Ballady i Romanse, czyli duet sióstr Wrońskich – Zuzanna i Barbara (wokalistka znana z zespołu Pustki), dla których jest to zarówno debiut kinowy, jak i drugie wydawnictwo przez nie sygnowane. Aranżacjami zajęła się Basia razem z Maciejem Macukiem, co doprowadziło do prawdziwej petardy. O ile w filmie piosenki są wykonywane przez aktorów, to na albumie śpiewają je siostrzyczki i, kolokwialnie mówiąc, dają radę.
Czuć tutaj trend powrotu do brzmień z lat 80., przez co dominuje elektronika z syntezatorami. Klawisze brzmią odpowiednio oldskulowo, pulsują gdy trzeba; wokale bywają podrasowane („Pętla”), a atmosfera zmienia się jak w kalejdoskopie. Od onirycznej aury pełnej przerobionych krzyków („Dywany”), aż po orientalne wstawki gitary elektrycznej (fantastyczne „Czary Mary” przypominające troszkę… „Galvanize” The Chemical Brothers). Świadomy kicz idzie tutaj w parze z mrokiem, tworząc energetyczny koktajl, jakiego na naszym podwórku jeszcze nie było.
Syntezatory czasami falują (początek „Muchy”), opływając z wolna wokół słuchacza, innym razem towarzyszy im romantyczny, wręcz melancholijny fortepian (walc „Łóżko”), podkreślający dramatyczny wybór Srebrnej. Warto też wyróżnić romantyczno-mroczną „Policjantkę” (piękny, niemal liryczny refren, ubarwiony takimi dźwiękami jak strzały, sapanie), czy skoczniejsze „Przyszłam do miasta” (tekst surrealistyczny), które ma podkład z jednej strony magiczny (harfa, ciepło), a z drugiej dziwacznie basowe klawisze.
Nie zabrakło dwóch klasyków z epoki – „Byłaś serca biciem” Andrzeja Zauchy i „Daj mi tę noc” Boltera sklejone z „Baw się do rana”. Pierwszy podrasowany został new romanticową elektroniką oraz "mechanicznym" wokalem Zuzanny Wrońskiej. Drugi przybrał mroczniejszą formę. Macuk i siostry wykonały niesamowitą robotę aranżacyjną.
Drobnymi przeszkadzajkami są nieliczne, instrumentalne tapety w rodzaju zapętlonego „Proroka” ze strzelającą perkusją, czy mieszający szumy z fortepianem oraz falującą perkusją „Finał”, których krótki czas trwania jest największą zaletą.
Siostry śpiewają tu na zasadzie kontrastu: delikatna i uwodzicielska Basia uzupełnia mechaniczną Zuzannę, która mnie czasami drażniła („Pętla”). Teksty w dość plastyczny i miejscami surrealistyczny sposób komentują ekranowe wydarzenia, czyli wybory naszych syren, ich pragnienia (miłość, jedzenie ludzi, pożądanie) i wypada to bardzo interesująco. Jak wspomniałem wcześniej, w filmie śpiewają te utwory aktorzy (z wyjątkiem „Daj mi tę noc…”) i te wersje wolałbym usłyszeć także na albumie.
Mimo pewnych niedoskonałości, „Córki dancingu” pozytywnie zaskakują. Muzyka idealnie koresponduje z dziwacznym klimatem filmu, a także broni się poza kontekstem. Dobra jest więc nie tylko dla fanów ejtisowej stylistyki, ale też po prostu dobrego grania. Jak widać w Polsce także można stworzyć muzykę retro, nie gorszą od zachodnich dokonań. Płytowo bywa równie dziwacznie jak w filmie, ale taką moc to ma, że grzechem byłoby zrezygnować.
0 komentarzy