Pochodząca z końca szalonych lat 80 ubiegłego stulecia, gangsterska komedyjka w doborowej obsadzie – film nawet po latach bardzo urokliwy i zgrabny – była czwartą z kolei pełnometrażową produkcją Susan Seidelman oraz powtórną (i jak się miało okazać ostatnią) kolaboracją reżyserki z młodziutkim Thomasem Newmanem. Opromienione sukcesem „Desperately Seeking Susan” duo musiało się jednak tym razem obejść smakiem – w przeciwieństwie do hitu z Madonną, „Cookie” nie zawojowała kin, a wydawnictwo muzyczne ograniczono do skromnego songtracku, z jednym tylko fragmentem ilustracji.
Niespełna półgodzinna składanka od dawna jest już niedostępna w sklepach, co w obecnej chwili dodaje jej odrobinę kolekcjonerskiej wartości. Skład krążka to jednak standardowy przykład miksu przewijających się przez film piosenek. Przoduje pop i rock, ale mamy także country, świąteczny szlagier kojarzony głównie z „Zabójczej broni” oraz klasyczne „Love Is A Many Splendored Thing”, tym razem w wykonaniu kwartetu The Four Aces. Oprócz otwierającego całość, energicznego „Americanos” żaden z tych hitów nie wbija się mocniej w pamięć, aczkolwiek – jak zawsze w takim przypadku – o odbiorze każdego z nich decydują osobiste preferencje. Wszystkie piosenki są jednak w mniejszym lub większym stopniu znane, a lwia ich część odpowiednio oddaje ducha ówczesnej dekady – jest więc pozytywnie, tanecznie i oczywiście miejscami też lekko kiczowato/archaicznie („Never Had It So Good” to niezła podróbka wspomnianej Madonny, a „Save Your Love” stylizowane jest wyraźne na wzór Pet Shop Boys lub Depeche Mode).
Na plus należy jednak zaliczyć temu wydawnictwu kilka rzeczy. Przede wszystkim potrafi bez problemu skojarzyć się z filmem. Ponadto jest spójne stylistycznie i emocjonalnie oraz, co najważniejsze, nie jedzie na sławie konkretnych nazwisk i nie korzysta z utartych do bólu przebojów, jakie przewijają się na co drugiej, nie tylko filmowej składance. To sprawia, że ciasteczkowy soundtrack, acz krótki i niczym nie zaskakujący, okazuje się dobrym, sprawnym graniem i najzwyczajniej w świecie miło spędzonym czasem.
Jeśli zaś idzie o samotny motyw Newmana napisany dla tytułowej bohaterki, to jest on równie uroczy, co wcielająca się w tą postać Emily Lloyd. „Slammer” – bo taką nazwę mu nadano, co oczywiście ma odzwierciedlenie w filmie – to charakterystyczne dla maestro, wielce radosne połączenie syntezatorów z elementami perkusyjnymi. Bardzo prosta, powtarzalna melodia jest bardziej rytmicznym szkicem, niźli pełnoprawnym tematem, aczkolwiek sprawdza się w obrazie i pasuje do jego bohaterki. A o to w sumie chodzi. Szkoda jedynie, iż jest to jedyny fragment oryginalnej ilustracji, jaki możemy oficjalnie usłyszeć, bowiem w filmie nie raz zaznacza ona dosadniej swą obecność.
Epoka internetu robi jednak swoje. W sieci już od dawna dostępny jest bootleg – równie skromny, co oficjalne wydawnictwo, gdyż także zamykający się w 30 minutach, jednakże oferujący znacznie więcej wrażeń estetycznych względem muzyki Newmana, która prezentuje tu kilka różnych obliczy.
Pierwszym jest wspomniany temat Cookie – na bootlegu powraca on kilkukrotnie, za każdym razem w nieco zmienionej, krótszej bądź dłuższej formie, z których ta najlepsza to bodaj „Jail”. Inną, częstszą twarzą są włosko brzmiące, figlarne melodie o romantycznym zabarwieniu, obecne praktycznie w co drugiej ścieżce. Pomyślcie o słynnej scenie jedzenia spaghetti z „Zakochanego kundla”, odejmijcie wątpliwej jakości śpiew oraz dodajcie nieco więcej energii i macie mniej więcej obraz, jak prezentuje się ta muzyka. Trzecim elementem są już typowe dla Newmana, ekspresyjne eksperymenty elektroniczne – czasem bardziej zadziorne i wręcz szalone, czasem odpowiednio wysublimowane (piękny temat miłosny w finałowym „I Owe You One”, świetnie łączący w sobie nuty Italii z syntetycznym brzmieniem), a czasem pełniące jedynie rolę klimatycznego wypełniacza scen, na modłę ww „…Susan” albo „Less Than Zero”.
Swoista eteryczność miesza się więc z zaskakująco chwytliwą akcją i szalonym temperamentem. Nie jest to jednak mieszanka wybuchowa, której nie idzie ogarnąć, bowiem wszystkie te elementy odpowiednio się uzupełniają, a spokojniejsze fragmenty zgrabnie kontrastują z żywszymi. Gorzej, że całość mocno hamuje specyfika nieformalnej prezentacji. Pół godziny materiału zamyka się bowiem w aż 28 utworach, wobec czego blisko połowa wszystkich ciekawszych tematów nie ma czasu, by należycie wybrzmieć, a to skutecznie zabija niekiedy radość z odsłuchu. Tłok na trackliście sprawia też, że choć nie brakuje nań bardziej charakterystycznych brzmień i motywów, to ani jeden z nich nie zapisuje się na dłużej w naszej świadomości (poza, rzecz jasna, tematem przewodnim).
A szkoda, bo mimo oczywistych odniesień, Newman potrafi tutaj sobie poszaleć w iście oryginalny sposób, który zasługuje na choćby jedną, dalece bardziej rozbudowaną suitę, nawet i na jakiejś składance melodii kompozytora. Cóż, może kiedyś doczekamy się nawet odrębnego, oficjalnego wydawnictwa limitowanego – choć biorąc pod uwagę małą popularność filmu, jak i nieczęsto przewijające się w tego typu katalogach nazwisko kompozytora, szanse są niewielkie (do tej pory wydano tak jedynie „Whispers In The Dark”).
Mimo to „Cookie” jest naprawdę solidną porcją ciekawej, zróżnicowanej muzyki – chwytliwa, lekka, ładna i przyjemna, a jej odpowiednio krótki czas trwania pozwala się nią cieszyć bez popadania w nudę i przesyt, co niweluje wszelkie minusy i niedogodności związane ze zdobyciem obu opisanych tu pozycji. Miejscami jest co prawda nieco słodko i banalnie, ale też nie przesadzono z cukrem i naiwnością. Moja finalna ocena to 3,5 nutki.
P.S. Pełna lista wykorzystanych w filmie utworów znajduje się TU.
0 komentarzy