Client, The
Kompozytor: Howard Shore
Rok produkcji: 1994
Wytwórnia: Elektra / Warner Music
Czas trwania: 51:21 min.

Ocena redakcji:

 

W latach 90. Hollywood dopadła prawdziwa gorączka na prawnicze powieści Johna Grishama. Zaowocowało to wieloma solidnymi ekranizacjami w gwiazdorskich obsadach, które często potrafiły utrzymać widza na krawędzi kinowego fotela aż do końca seansu. Jedną z pierwszych i bardziej cenionych adaptacji był właśnie „Klient”, który zaskoczył wszystkich głównie dojrzałym występem młodego Brada Renfro (choć to nie jego, a Susan Sarandon ostatecznie nominowano do Oscara). Za kamerą stanął Joel Schumacher, dopiero co opromieniony sukcesem „Falling Down”, który wymienił na kompozytorskim stołku Jamesa Newtona na innego Howarda – Shore’a.

 

Kanadyjski maestro już wcześniej znany był z ilustrowania mrocznych opowieści, głównie za sprawą długoletniej kolaboracji z Davidem Cronenbergiem. W danym okresie dobrze radził sobie jednak także w lżejszym repertuarze, z komediami włącznie. „Klient” godzi poniekąd oba te minimalistyczne podejścia do kina, jakie Shore na przemian z powodzeniem pielęgnował aż do „Władcy Pierścieni”. Jednocześnie okazał się dlań początkiem nowego rozdziału – fali posępnych thrillerów, niekoniecznie sądowych.

 

shore-1739346-1590001177Mrok łączy się tu więc z lekkością w bardzo naturalny sposób. Z jednej strony mamy sporo przyciężkiego, acz w dużej mierze nawet zjadliwego dla słuchacza underscore’u, jaki trafnie oddaje powagę sytuacji i zagrożenie czyhające na bohaterów. Z drugiej kompozytor maluje poszczególne postaci bardziej optymistyczną nutą, często sięgając po instrumenty (harmonijka ustna, gitara akustyczna) lub brzmienia (samotna, nieco patetyczna trąbka) jednoznacznie kojarzące się z amerykańską ziemią, co wprowadza odpowiednie zróżnicowanie do ścieżki dźwiękowej. I żadna z tych stron ani nie przeważa, ani też finalnie nie zwycięża – tak w kontekście filmu, jak i albumu.

 

Ten ładnie zamknięto w 50 minutach materiału, który choć zawiera wszystkie najważniejsze melodie, to jednak spokojnie mógłby zostać jeszcze nieco skrócony. Mam tu na myśli głównie długaśne „The Boathouse” z drugiej części krążka – zdecydowanie najmniej apetyczny temat, który wymaga sporo cierpliwości od odbiorcy, niewiele dając w zamian. W samym filmie jest to oczywiście ważny dramaturgicznie fragment, jednak poza nim nie ma szans się obronić. Podobną, nic nie wnoszącą do odsłuchu tapetą jest też „Barry The Blade”. Z kolei liryczne „Bye Reggie”, choć dalece przyjemniejsze, zapomina się już w trakcie tegoż.

 

Na płycie wybija się z pewnością leniwy, odrobinę bluesowy temat Reggie o naprawdę uroczej melodii, krótkie „Jailbird” o wielce optymistycznym, niemal zwycięskim wydźwięku i jego swoista repeta z solówką gitary elektrycznej w „The Flight To Phoenix”. Najbardziej w pamięć zapada z kolei charakterystyczna, miarowa nuta sekcji smyczkowej, która wpierw pojawia się w „I Know Where The Body's Buried”, a następnie otwiera podsumowujące album suitę „The End” – fragment tyleż niepokojący, co piękny. Ciekawie poprowadzona jest również muzyka akcji, którą Shore wypełnił wieloma pomysłowymi rozwiązaniami. Z oczywistych względów jest ona jednak mocno rwana, pełna detali, w które trzeba się dobrze wsłuchać – tutaj warte uwagi są więc nie tyle poszczególne utwory, co ich fragmenty (np. świetna druga połowa „The Morge”, którego początek to jedynie skrzętne budowanie napięcia).

 

client_alt-8562305-1590001435Choć pozycja ta na pewno przypadnie do gustu fanom kompozytora, to całościowo nie jest wyjątkowo pamiętną i/lub atrakcyjną płytą, by szczerze polecić ją także osobom postronnym – nawet tym, które widziały i lubią film, bowiem trudno jest naprawdę zwrócić uwagę na muzykę podczas seansu. Jak zawsze Shore stawia tu przede wszystkim na funkcjonalność partytury, niźli jej charakter – acz ten niewątpliwie także udało mu się wypracować, przynajmniej częściowo.

 

P.S. W filmie pojawiają się jeszcze cztery utwory źródłowe: „Heartbreak Hotel” Steve’a Tyrella, „St. Louis Blues” w wyk. Preservation Hall Jazz Band of New Orleans, „Bourbon Street Parade” by Jimmy Maxwell and his Orchestra oraz „She Said” formacji Tri-Samual Soul Champs.

Autor recenzji: Jacek Lubiński
  • 1. The Client
  • 2. Romey's Suicide
  • 3. Have You Told Me Everything?
  • 4. Reggie's Theme
  • 5. Barry The Blade
  • 6. I'll Take The Fifth
  • 7. Unfit
  • 8. Kill Them All
  • 9. Jailbird
  • 10. The Morgue
  • 11. I Know Where The Body's Buried
  • 12. The Boathouse
  • 13. Leaving Memphis
  • 14. Bye Reggie
  • 15. The Flight To Phoenix
  • 16. The End
3
Sending
Ocena czytelników:
3 (2 głosów)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Asian X.T.C

Asian X.T.C

Rocznie na całym świecie powstaje mnóstwo filmów i nie mniej ścieżek dźwiękowych jest wydawanych na płytach. Zapoznawanie się z nimi wszystkimi jest z oczywistych powodów niemożliwe, dlatego nikt tak naprawdę nie wie ile arcydzieł i naprawdę świetnych ścieżek...

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...