Jako że mam to szczęście, że mieszkam niedaleko najlepszego kina w Polsce i jednego z najlepszych w europie (nazwy z oczywistych powodów nie wymienię), toteż często staram się w nim bywać. Tak też i było w roku 2006, w którym całkiem sporo filmów obejrzałem na wielkim, białym ekranie. Tyle że przebywanie w dobrym kinie nigdy nie gwarantuje, że zobaczy się naprawdę dobry film. Takich w ostatnim roku widziałem niewiele. Jednym z nich bez wątpienia był obraz "Ludzkie dzieci", który dał mi sporo do myślenia a jednocześnie zainteresował swoją stroną muzyczną.
Akcja filmu rozgrywa się w roku 2027 w Wielkiej Brytanii. Świat pogrążony jest w chaosie i tylko w tym kraju udaje się zachować pozory porządku. Przyczyną tego wszystkiego jest widmo wymarcia gatunku ludzkiego, bowiem od niemal 19 lat na świecie nie urodziło się żadne dziecko. Kiedy w końcu jedna kobieta zachodzi w ciążę wszyscy chcą ten cud wykorzystać dla swoich celów. Mimowolnym obrońcą ciężarnej kobiety zostaje Theodore Faron (Clive Owen), który musi bronić jej i nienarodzonego dziecka przez ogarniętymi szaleństwem ludźmi… Trzeba przyznać, że temat filmu jest, co najmniej ciekawy. Sama realizacja tego obrazu jest wręcz fantastyczna. Świetne zdjęcia, których ozdobą są niemal kilkuminutowe ujęcia, bardzo realistyczna scenografia no i oczywiście niebanalna oprawa muzyczna. Oprócz przejmującej muzyki ilustracyjnej Johna Tavanera w filmie pojawiło się też kilkanaście różnorakich piosenek, które znalazły się na specjalnej płycie. I to właśnie tę płytę mam zamiar w kilku słowach opisać…
Mamy tutaj czternaście piosenek, z których wszystkie znalazły się w filmie. Nie ma, więc na niej tak zwanych piosenek inspirowanych filmem, które niemal nagminnie pojawiają się na tego typu wydaniach. A na płycie znajdziemy najróżniejszą muzykę. Od rocka, przez hip-hop, pop, ragga, techno, ambient aż po muzykę, której nie da się jednoznacznie sklasyfikować. Ta dziwna mieszanka posiada jednak pewien dość określony wydźwięk. Wszystkie te utwory wyrażają coś na kształt buntu. Niektóre robią to za pomocą słów inne za pomocą nietypowej formy, ale prawie zawsze wyczuwalny jest nastrój pewnego buntu względem otaczającego świata i nonsensu, jakim jest on przesycony. Taki dobór utworów doskonale sprawdza się w samym filmie, gdzie potęguje wrażenie realizmu. Nie ma tutaj żadnych "ulizanych" melodyjek i skocznych refrenów. Muzyka nie jest w tych piosenkach celem ostatecznym a jedynie środkiem do wyrażenia pewnej myśli… Podobnie jak bardzo naturalistyczna i brudna sceneria filmu, tak i te piosenki sprawiają wrażenie chaosu, nieładu i surowości.
Jednocześnie wszystkie te utwory stanowią coś na kształt wyroczni. Twórcy filmu musieli pamiętać, że akcja filmu rozgrywa się w roku 2027 i znaleźć jakieś logiczne brzmienie dla tych czasów. Zdecydowali się na nielogiczną wręcz różnorodność, co ostatecznie okazało się genialnym posunięciem. W końcu już od dawna można zauważyć, że granice między różnymi gatunkami muzycznymi zacierają się. Współcześni artyści starają się czerpać z najróżniejszych źródeł to, co im najbardziej odpowiada i co ich najbardziej inspiruje. Podobnie jest też ze słuchaczami. Niewiele jest osób, które usilnie starają się wsłuchiwać w jeden gatunek muzyczny, kompletnie zamykając się na inne. Ciągła globalizacja i słynne "zmniejszanie się świata" sprzyja eklektyzmowi i można się domyślać, że w przyszłości to on zdominuje ludzkie gusta. Zdaje się, że to właśnie a takiego założenia wyszli twórcy "Ludzkich dzieci" dobierając piosenki do swojego filmu.
Ktoś pewnie powie, że przydałoby się napisać coś o samych piosenkach. Pewnie tak… Tyle, że w przypadku tej płyty nie jest to bynajmniej proste zadanie. Tutaj każdy utwór jest inny pod względem stylistyki i trudno znaleźć jakieś elementy wspólne. Do najlepszych, a raczej najciekawszych piosenek z pewnością należy "Witness (1 Hope)" w wykonaniu Roots Manuva. Można powiedzieć, że to najbardziej futurystyczna kompozycja z całej płyty. To typowy hip-hopowy kawałek tyle, że wzbogacony elektronicznym beatem. Świetne jest też “Tomorrow Never Knows" Juniora Parkera. To jedyna stricte instrumentalna kompozycja na całej płycie. Mamy tutaj elektroniczne, ambientowe dźwięki kojarzące się z pierwszymi utworami Vengelisa. Z dobrej strony pokazuje się też Jarvis Cocker, którego piosenka "Running The World" w niczym nie przypomina jego wątpliwej jakości popisów z "Harry’ego Pottera i Czary Ognia". Wśród wykonawców znajdziemy też takie sławy jak Deep Purple czy John Lennon. Jednak nie usłyszymy w ich wykonaniu żadnych znanych przebojów, co jest zresztą atutem całej płyty. Nie ma tutaj oklepanych i wielokrotnie słyszanych piosenek. Mimo, że w sporej części są to kompozycje sprzed kilku, kilkunastu lat, to można wyczuć w nich powiew uniwersalnej świeżości. Nie są to kompozycje banalne, które zapomina się po kilku przesłuchaniach. Jednocześnie cała płyta z "Children Of Men" sprawia wrażenie bardzo solidnej i ponadczasowej pozycji.
Warto na koniec wspomnieć też kilka słów o samym wydaniu tej płyty. Otóż jej okładka jest jednocześnie 16-stronicową książeczką, w której znajdziemy 14 zdjęć z filmu. Każde z nich odpowiada scenie, w której została wykorzystana jedna z piosenek, jakie znajdziemy na płycie. Jeśli ktoś zapozna się z tą płytą po obejrzeniu płyty nie będzie miał problemu z ponownym wczuciem się w unikalny klimat "Ludzkich dzieci". To bardzo ciekawy i użyteczny bajer, który w moich oczach podnosi ostateczną ocenę tego wydania. Jest to niewątpliwie jeden z najlepszych albumów z piosenkami filmowymi, jakie zostały w tym roku wydane. Tak więc jeśli lubicie takie mieszanki najróżniejszych styli i muzykę niebanalną to polecam tę płytę. Z kolei dla osób, na których wrażenie zrobił film, jest to wręcz pozycja obowiązkowa.
0 komentarzy