Kurnik przedstawiony jako obóz koncentracyjny dla kurczaków – tak krótko można scharakteryzować obraz Nicka Parka i Petera Lorda "Uciekające kurczaki". Sam pomysł jest, co tu dużo mówić, doskonały. Gorzej z jego realizacją, gdyż film ten, w moim odczuciu, powiewa lekko "wiejską" nudą. Po obejrzeniu go czułem mocny niedosyt, jakby twórcy nie zdołali w pełni wykorzystać pomysłu, nie pozwolili kurczakom rozwinąć skrzydeł. O ile "Uciekające kurczaki" nie dostarczyły mi satysfakcji jako dzieło filmowe, to żadnych zastrzeżeń nie mogę mieć do świetnej muzyki Harry Gregson-Williamsa i Johna Powella. Jestem pewien, że piekielna Pani Tweedy bardzo chciałaby mieć w swoim kurniku tych dwóch kompozytorów. Któż by bowiem nie chciał mieć kur znoszących złote jajka? Właśnie tak nazwałbym tę partyturę – złote jajko muzyki filmowej. Złote, bo ładne, szlachetne i prawie doskonałe, a jajko, bo zabawne, błyskotliwe i zaskakujące.
"Chicken run" ma wszystko, co powinien mieć pięciogwiazdkowy soundtrack, czyli świetną tematykę, doskonałe orkiestracje oraz klasę, wyważenie. Całość zaś jest perfekcyjnie dopasowana do obrazu (mimo że artystycznie go przewyższa).
Belką konstrukcyjną "Kurczaków" są liczne stylizacje muzyczne, które nadają całości parodystycznego klimatu. Mamy tu nawiązania do "Wielkiej ucieczki" Elmera Bernsteina (to głównie), awanturniczo-przygodowych prac Ericha Wolfganga Krongolda, oraz muzyki z filmów wojennych – kłania się głównie Jerry Goldsmith. Niektóre fragmenty kojarzą się także z westernami.
Jako że akcja tego obrazu toczy się na farmie, nie mogło zabraknąć "wiejsko" brzmiących kawałków, zarówno z pogranicza country i prostego, "barowego" jazzu, jak i w formie czysto ilustracyjnej, przy użyciu odpowiednich instrumentów, np. zabawnego kazoo lub harmonijki. Daje to świetny efekt. Przy słuchaniu "Evil Mrs Tweedy", "Chickens Are Not Organized" czy "Flight Training" aż trudno się nie uśmiechnąć. Prawie czuje się soczysty zapach siana. Niemal słyszy się zachrypnięty głos starej gospodyni klnącej na krowę, bo nie daje mleka. Po pewnym czasie człowiek zaczyna się nawet zastanawiać czy nie wdepnął w kurzą niespodziankę.
Na tym jednak nie koniec stylizacji. Mamy tu jeszcze "żarty" z francuskiego folkloru w temacie szczurów ("Rats!") oraz inspiracje "Mission Impossible" i "Bondami" ("Opening Escape", "Into the Pie Machine", "Escape to Paradise"). Krótko mówiąc, daremnie w muzyce filmowej szukać tak bogatych stylowo kompozycji. A co bardzo ważne, żaden ze styli nie wybija się ponad pozostałe, nie pełni roli dyktatora. Wszystkie dopełniają się nawzajem. Na przykład angielskie flety i wojskowe werble tworzą klimat obozowych restrykcji, a groteskowe kazoo przypominają nam, że przecież mamy do czynienia z gadającymi kurczakami mieszkającymi na wsi.
"Uciekające kurczaki" posiadają również coś, co powszechnie nazywamy "słuchalnością". W tym przypadku jest to słuchalność na skalę "albumową", ponieważ poza smętną piosenką "The Wanderer" i nader ilustracyjnym "A Really Big Truck Arrives", żaden utwór nie nudzi. Zarówno kawałki spokojne i liryczne, jak i dynamiczne wyszły Anglikom doskonale. Sountrack ten posiada tyle wspaniałych tematycznych, symfonicznych i ilustracyjnych rarytasów, że gdybym chciał je opisać, moja recenzja musiałaby przekroczyć granice zdrowego rozsądku. Poza tym prawie każdy fan muzyki filmowej pewnie zna tę partyturę na wylot, więc po co mam nudzić. Pierwsze smaczki pojawiają się już w "Opening Escape", a potem wylatują chmarami niczym pierze z rozdartej poduszki. Nie mogę jednak słowem nie wspomnieć jak wspaniale kompozytorzy przearanżowali główny temat w "Building the Crate" i "The Chickens Are Revolting" (zaskakująco podobna budowa do "The Medallion Calls" z "Piratów"). Mistrzostwo!
Harry Gregson-Williams i John Powell w inteligentny, dowcipny i pomysłowy sposób zilustrowali ten film, fenomenalnie łącząc różne style muzyczne oraz dokonując różnych stylizacji, niczego jednak nie kopiując. "Chicken run" to soundtrack, który usatysfakcjonować powinien każdego, a jedyną przeszkodą przy tym może być czyjaś awersja do kazoo. Z własnego doświadczenia wiem bowiem, że niektórych ludzi denerwuje jego bzyczące brzmienie. Tak czy inaczej, panowie HGW i JP wykonali świetną robotę i wielka szkoda, że, na dzień dzisiejszy, połączą siły jeszcze tylko raz…
Zgoda, prawdziwy przebój zarówno jeśli chodzi o oddziaływanie w filmie, jak i na krążku – po prostu nie sposób się oderwac. 5 za czystą radochę.