Wszystkie ręce na pokład – tak możnaby w skrócie opisać pracę przy soundtracku „Oszukanej”. Za napisanie muzyki odpowiadał sam reżyser, za aranżacje jego syn Kyle oraz Michael Stevens, wreszcie pod orkiestracją i dyrygenturą podpisał się Lennie Niehaus, jazzman, autor ścieżek dźwiękowych do 10 filmów Eastwooda. Chociaż ci czterej panowie spotykali się wcześniej w różnych konfiguracjach, nigdy jeszcze nie pracowali wszyscy razem. To zebranie świadczy o jednym – Clint Eastwood tym razem postanowił znaczną uwagę poświęcić towarzyszącej filmowi muzyce.
„Oszukana” rzeczywiście domagała się odpowiedniej dźwiękowej oprawy. Została zrealizowana z wielkim pietyzmem, jeśli chodzi o stronę wizualną: kostiumy, scenografia, zdjęcia – wszystko to, by zbudować właściwą atmosferę. W kinie jednak właściwie nie da się tego osiągnąć bez muzyki. Powstała więc najbogatsza ścieżka dźwiękowa w karierze Clinta Eastwooda, najdalej wykraczająca poza to, co zwykł komponować.
Zaczyna się niby po staremu: delikatne brzdęknięcia gitary, a zaraz potem miękkie brzmienie trąbki w towarzysztwie smyczków, wprowadzające pierwszy łagodny temat, po chwili zastąpione płynnie granym na fortepianie drugim. Mamy tu więc ulubione przez Eastwooda instrumenty i charakterystyczne dla niego, leniwe, stonowane melodie. Liryzm ma przy tym wyraźnie jazzowe zabarwienie, łamiące nieco prostotę melodii. Odczuwalna jest staranność przy kształtowaniu brzmienia akompaniamentu, ze smyczków wydobyta została rzadka dla tego twórcy głębia, ładnie komponuje się ze wszystkim gitara. Jako swoistą nowość należy jednak odebrać pojawienie się dwóch istotnych tematów. W przypadku każdego innego kompozytora nie wzbudziłoby to szczególnych emocji, lecz Eastwood przyzwyczaił słuchaczy do schematu jeden film – jeden temat, „Oszukana” go przełamuje.
Obydwie wiodące melodie są bardzo ładne i świetnie się ich słucha, ale (kolejna nowość) Eastwood stara się ich nie nadużywać. Pozwala, by krążyły po całej partyturze, lecz raczej jako echo kompleksowego brzmienia z trzech pierwszych utworów. Ma to znaczenie w kontekście filmu – służą one głównie opisowi sielankowego życia bohaterki przed zaginięciem syna, jej czułych z nim relacji. Wraz z rozwojem akcji zaczynają znikać, wracając jedynie jako reminiscencja matczynych uczuć. Potrzebna natomiast staje się muzyka mroczniejsza, bardziej dramatyczna – i tu niestety pojawia się spory zawód. Kompozytor nie wysilił się na napisanie tematu pasującego do tragicznych scen. Towarzyszy im dramatyczny underscore, nie wznoszący się ponad bezpieczny poziom przeciętności, natomiast nie raz lądujący w okolicach muzycznego koszmaru. Dominują tu smyczki w nieco meandrycznym towarzystwie fortepianu i chociaż kompozytor próbuje różnych, nietypowych dla siebie sztuczek, jak ciepła, solowa wiolonczela ("Looking for Walter/Waiting for Police”), czy nawet obłąkańczy krzyk w tle („Davey Tells Story”), wynika z tego niewiele. Nie chodzi nawet o to, że Eastwood nie miał nań pomysłu – wręcz przeciwnie, w porównaniu z innymi pracami Eastwooda, "Changeling" to niemal fontanna pomysłów, ale nie potrafił ich ubrać w bardziej słuchalną formę. Niektóre utwory ratuje co prawda ładne brzmienie orkiestry („Where Do You Live/Who Are You”), lecz chyba większa w tym zasługa Niehausa, niż samego kompozytora. Z całej środkowej części płyty uwagę zwraca właściwie jedynie „I Won’t Sign It”, z drapieżnymi, chropowatymi smyczkami, ale należy przy tym zaznaczyć, iż nie jest to utwór szczególnie przyjemny.
Na szczęście te mankamenty znikają w trakcie seansu filmu. Underscore dość skutecznie dodaje „Oszukanej” mroku i napięcia, a wraz z wysmakowanymi kadrami owocnie pomaga w budowaniu niepokojącej atmosfery. Zaś urokliwe tematy łatwo zapamiętać i wyraźnie kojarzą się z obrazem, nawet na długo po jego obejrzeniu. Jest w tym oczywiście zasługa zamykającego album i film „End Title”, gdzie zostają one w pełni powtórzone, a nawet nieco rozbudowane. To bez wątpienia technicznie najbardziej zaawansowany utwór, jaki Clint Eastwood kiedykolwiek napisał, chociaż zapewne swoje trzy gorsze dorzucili tu także jego współpracownicy.
„Oszukana” nie jest może najlepszą ścieżką dźwiękową Eastwooda (tu wskazywałbym raczej na „Grace Is Gone”), ale z pewnością najciekawszą i najbliższą tradycyjnym filmowym partyturom, a zatem nie obracająca się wyłącznie wokół jednego udanego tematu, lecz próbująca także coś opowiedzieć innymi nutami. W tym przypadku przejawiło się to poprzez underscore, który rzadko powstaje po to, aby się podobać. Tym niemniej sama jego obecność w takiej ilości i postaci świadczy o tym, że być może Eastwood, gdyby w większym stopniu poświęcił się muzyce filmowej, mógłby stać się kompozytorem znacznie bardziej wszechstronnym i choćby miał nadal pisać niemal wyłącznie do własnych filmów, byłby to w stanie robić znacznie ciekawiej niż obecnie. Na to się jednak nie zanosi, więc „Oszukana” stanowi i pewnie dalej będzie stanowić rodzaj niespełnionej obietnicy.
Zgadzam się – ciekawszy Clint, niż zwykle, znacznie bardziej rozbudowany i przez to wciągający. Ale dalej mocno ulotny, minimalistyczny i często nudny. Trzy się jednakoż należy.