„The Celts” to raczej mało znany w naszym kraju serial dokumentalny BBC, opowiadający o… kulturze Celtów. Muzyka do niego jest natomiast powszechnie znana i popularna – żyje wręcz własnym życiem, a historia jej wydania to osobny temat.
Autorką muzyki jest Enya (naprawdę Eithne Patricia Ní Bhraonáin) – jedna z bardziej uznanych i popularnych wokalistek new-age, która tym projektem rozpoczęła samodzielną karierę po odejściu z zespołu Clannad. Pierwotnie muzyka wyszła na jej debiutanckim albumie, nazwanym po prostu „Enya” w 1987 r. Pięć lat później wyszła reedycja Reprise Records pod tytułem „The Celts”. Oceniana płyta jest z kolei limitowaną edycją, zremasterowaną przez tajwańską wytwórnię w ramach całej dyskografii artystki, na której umieszczono dodatkowe utwory.
Sama muzyka jest bardzo minimalistyczna i ma za zadanie budować mistyczny, etniczny klimat odległej epoki. Pomaga w tym niemal wszechobecna elektronika, która nie wywołuje jednak irytacji oraz wokalizy samej Enyi w języku irlandzkim (a głos to nieziemski – wystarczy posłuchać choćby „Deireadh an Tuath”, delikatnego „To Go Beyond (I)” z pięknym fortepianem, czy pulsującego „Boadicea”). Nie mogło też zabraknąć dud („The Sun of the Dream”), chwytliwego tematu przewodniego („The Celts” z nakładającymi się wokalizami i prostą melodią na syntezator). Jak wspomniałem, tutejsza elektronika należy do tych przyjemniejszych, budując niemal mistyczną aurę (zapętlony „Aldebaran” lub magiczne „Fairytale”, brzmiące niczym kołysanka). To wszystko tworzy wielce interesującą i klimatyczną ścieżkę, która zostaje w pamięci na długo.
Ta niezwykła atmosfera pozostaje z nami do samego końca, a kilka kompozycji – choć dość prostych, jeśli chodzi o konstrukcję (imitacja klawesynu w „Epona”) – tylko potęguje wrażenie, poprzez mieszanie poszczególnych elementów, jak w niemal chóralnym „Triad- St. Patrick, Cu Chulainn, Oisin” opartym na starej, irlandzkiej pieśni, do której dodano dwa kompletnie inne utwory; czy pięknym fortepianie w „Portrait”. Najbardziej uderza fakt, iż słuchając „Celtów” nie potrzeba znajomości kontekstu, by wczuć się w nastrój nut.
Wspomniałem o dodatkowym materiale – są to dwa utwory napisane do filmu „Żabi książę” z 1984 roku. „Dreams” przypomina dokładnie to, co opisuje: sen – delikatny, z łagodnymi klawiszami oraz czarującym głosem Enyi (po angielsku śpiewa równie pięknie, jak w ojczystym języku). Wszystko to wspiera czarująca gitara – podobnie, jak w nieco bardziej popowym, tytułowym „The Frog Prince”.
Enya miała później kilka kontaktów z kinem, jednak nigdy jako kompozytorka. Słychać, że artystka posiada potencjał i spore możliwości. Jej „The Celts” to bardzo poruszająca, charakterna ścieżka z tą odpowiednią nutką magii, której wielu szuka w muzyce filmowej, a która coraz bardziej zanika. Szkoda, że i Enya od kilku lat zniknęła z widoku swoim fanom. Tymczasem 4,5 to moja ostateczna ocena dla tej ściezki dźwiękowej.
0 komentarzy