II Wojna Światowa to jeden z najbardziej wyświechtanych tematów nie tylko kina, ale też i gier komputerowych. Najbardziej popularnymi tytułami na PC po 2000 roku były „Medal of Honor: Allied Assault” (studio 2015, Inc.) oraz właśnie „Call of Duty” (Infinity Ward – byli członkowie 2015), które w bardzo krwawy, realistyczny sposób pokazało wojnę. Gra dzieli się na trzy kampanie: amerykańską, brytyjską i radziecką – wszak nic tak nie poprawia samopoczucia, jak strzelanie do Niemców. Dziś to już klasyk gatunku, który doczekał się wielu kontynuacji o różnorakich konfliktach zbrojnych.
Producenci postanowili skorzystać z usług kompozytora znanego z innej popularnej serii, „Medal of Honor”, czyli Michaela Giacchino – jednego z mistrzów na tym polu. Tutaj jednak, w przeciwieństwie do MoH, panuje o wiele cięższy, mroczniejszy klimat, a rozbicie gry na odrębne kampanie dawało spory potencjał do stworzenia tematu dla każdej z nacji. Zamiast tego postawiono na mocno ilustracyjny score, który świetnie sprawdza się na monitorze.
Kompozytor sięga po standardowe instrumentarium wojenne – perkusja, smyczki i trąbki, niemal w całości idąc w stronę akcji. Giacchino czerpie sporo z Johna Williamsa (patos), Jamesa Hornera (charakterystyczne trzaski w „Sewers Under Stalingrad”), jak i Elliota Goldenthala (szybkie jazdy skrzypiec), stawiając na dynamikę i atonalność, co słychać już w otwierającym płytę motywie tytułowym, któremu nie brak podniosłej, gry skrzypiec i werbli. W sporej części utworu dęciaki wraz ze smyczkami tworzą istną kanonadę za pomocą zamaszystych pociągnięć strun oraz przeciągłych trąbek.
Każda z kompozycji płynnie przechodzi w następną, co jest spora zaletą. Lecz trzeba zapomnieć o melodyjności. Poza tematem przewodnim, który powraca co jakiś czas, przeważa ciężki klimat, wypełniony w większości dynamicznym action score, który ma świetne orkiestracje ,ale dla wielu może być nie do zniesienia. Nawet jeśli pojawiają się momenty spokoju (rzewny początek „Pathfinder”), to szybko tłumione są ostrą jazdą po bandzie, w której Giacchino pozwala sobie na wiele, nie dając jednocześnie możliwości złapania krótkiego oddechu (szarżujący „Countryside Drive”, w jakim smyczki i dęciaki pędzą na złamanie karku) – nawet przy krótkich kompozycjach, jak „Below Deck” (atonalny chaos i popis fletów oraz harfy).
Z całej tej militarnej zadymy wybijają się dwie kompozycje – okraszone rosyjskim brzmieniem „Red Square” z podniosłymi dęciakami (posępniejsza wersja tego tematu pojawia się w „Taking Stalingrad”) oraz elegijne „Pegasus Bridge”, które wieńczy płytę.
Mimo tego, iż jest to w dużej mierze tapeta, muzyka Giacchino znakomicie współgra z wydarzeniami dziejącymi się na komputerowym ekranie, wybijając się pośród dźwięków licznych strzałów i wybuchów. Mimo to „Call of Duty” sprawia wrażenie niewykorzystanego potencjału. Ale i tak zasługuje na serię 3,5 nabojów.
0 komentarzy