Belgijska produkcja „W kręgu miłości” łatwo zaskarbiła sobie przychylność widzów i krytyków. Nic dziwnego, to wypełniona emocjami, chociaż czasem może nazbyt egzaltowana, historia o wielkiej miłości i stracie, po której ból trudny jest do wyobrażenia. Całość jest znakomicie opowiedziana, ma unikalny rytm. Jemu w dużej mierze zawdzięcza swój emocjonalny impet. Tak znakomitego efektu nie udałoby się jednak osiągnąć bez wsparcia muzyki.
„W kręgu miłości” można traktować jak musical. Bohaterowie filmu grają i śpiewają w zespole country, więc piosenki narzucają sposób prowadzenia narracji i stanowią jeden z kluczowych środków przekazania treści obrazu.
W repertuarze filmowej kapeli znalazły się liczne przeróbki mniej lub bardziej znanych przebojów rocka i country. Wykonanie jest fantastyczne. Za pomocą tradycyjnych dla gatunku brzmień i instrumentów (m.in. skrzypce, gitara, banjo) udało się uchwycić całe spektrum emocji. Od radosnego „Will the Circle Be Unbroken”, aż po poruszającą balladę „If I Needed You” zespół prowadzi słuchaczy po bogactwie nastrojów, które pięknie współgrają ze sobą.
Sukces byłby jedna nieporównanie mniejszy, gdyby nie fenomenalny głos odtwórczyni głównej roli, Veerle Baetens. Dzięki jej interpretacjom utwory nabierają głębi i siły wyrazu. Przez lata pojawiło się pewnie co najmniej kilkadziesiąt wersji folkowej pieśni „Wayfaring Stranger”, niewiele jednak może konkurować z tą zaproponowaną przez Beatens. Z jednej strony jest melodyjna i wyciszona, ale aż kipi od podskórnych emocji. Aktorka i wokalistka potrafi też śpiewać zadziornie, jak w zabawnym „Country in My Genes”.
Zdecydowanie przeważające na płycie z muzyką piosenki uzupełnia kilka utworów instrumentalnych. Można je podzielić na oryginalne (autorstwa Björna Erikssona, twórcy arażnacji wszystkich kawałków), wyraźnie słabsze, będące funkcjonalnym dodatkiem do niektórych scen oraz aranżację melodii innych twórców. Tutaj znajdą się perełki, jak wielobarwne „Rueben’s Train”, gdzie aż słychać radość płynącą z grania. Właściwie nie znalazło się na płycie nic niepotrzebnego. Każdy utwór doskonale wpisuje się w całościowy rytm i nastrój.
Pochwała należy się więc także producentom, którzy zaproponowali dobrze pomyślany, względnie krótki, różnorodny, a zarazem spójny krążek. Miło jest sięgnąć po płytę, która dobrze oddaje znaczenie muzyki w filmie, przywołuje go w pamięci, a zarazem stanowi samodzielną propozycję. Nie trzeba bowiem znajomości obrazu, by dać się ponieść sile poszczególnych piosenek i ich znakomitego wykonania. Oczywiście słuchacze uczuleni na muzykę country nie mają tu czego szukać, pozostałym serdecznie polecam.
Za country raczej nie przepadam, ale ten albumik jest spoko, choć bez filmu i sympatii jaką go darzę, pewnie przeszedłbym obok niego obojętnie.