Atticus Ross – czy ktokolwiek słyszał o tym kompozytorze jeszcze kilka miesięcy temu? Nie sądzę… "Księga ocalenia" to jego pierwszy tak wielki projekt. To film ukazujący postapokaliptyczną wizję świata, w którym ostatnią nadzieją ludzkości na przetrwanie jest pewna księga. W jej posiadaniu jest tajemniczy wędrowiec, grany przez rewelacyjnego Denzela Washingtona, który przemierza pustkowia 'nowego świata'. To całkiem ciekawe kino science fiction, które swoim realizmem potrafi wciągnąć widza w podobny sposób jak kilka lat temu uczyniły to "Ludzkie dzieci". Atticus Ross objął funkcję kompozytora muzyki do "Księgi ocalenia" dzięki znajomości z duetem reżyserskim braci Hudges. Zważając na jego mikroskopijne doświadczenie z tworzeniem ścieżek dźwiękowych do filmów pełnometrażowym, bardzo dobrze poradził sobie z tym zadaniem. Jego muzyka w ciekawy sposób wpływa na odbiór filmu, jednocześnie budując eteryczną atmosferę podczas słuchania jej z płyty.
Lwia część muzyki w "Księdze ocalenia" oparta jest o syntetyczne brzmienia. Z rzadka można rozpoznać poszczególne instrumenty takie jak fortepian, gitara czy wokal. Ogólne wrażenie ze słuchania tej ścieżki dźwiękowej sprowadza się do wszechogarniającej obcości. Taki typ muzyki zyskał sobie miano "postapokaliptycznej" i kilkukrotnie pojawiał się już w podobnych produkcjach ("Pandorum", "Death Race"). Główne założenie takiej ścieżki dźwiękowej to odrealnienie przedstawianych obrazów z jednoczesnym podkreśleniem ich surowości. Oglądając szczątki świata, który przeżył bliżej nieokreślony kataklizm, widz ma poczuć dramatyzm takiego obrazu, niepokój a jednocześnie umiejscowić akcję filmu w dalekiej przyszłości.
Atticus Ross bardzo często wykorzystuje dźwięk gitar, co pod względem brzmienia przybliża jego pracę do "Protokołu 46" Davida Holmesa. Pojawiają się też skojarzenia z ezoteryczną twórczością zespołu Sigur Ros. W "Księdze ocalenia" tego typu brzmienia kreują przede wszystkim poczucie wielkiej przestrzeni i osamotnienia. Takie właśnie obrazy najczęściej towarzyszą głównemu bohaterowi filmu, gdy przemierza pustynny, zniszczony świat z nielicznymi, zdegenerowanymi osadami ocalałych ludzi. W pewnym sensie jest to muzyka drogi, towarzysząca wędrowcowi, nadająca rytm jego krokom i opisująca otoczenie. Jej paletę brzmieniową uzupełniają trudne do zidentyfikowania odgłosy, niejako zaczerpnięte z warstwy dźwiękowej filmu. Pod tym względem praca Rossa zbliża się do "Polowania na króliki", swoją fakturą bardzo przypominając dzieło Petera Gabriela, ale też "Stay" Ashe & Spencer. Na uwagę zasługuje między innymi wykorzystanie charakterystycznego dźwięku licznika Geigera, które pojawia się w "Outland" – to oczywiste nawiązanie do fabuły filmu.
To co odróżnia muzykę z "Księgi ocalenia" od innych tego typu projektów to niemal całkowity brak muzyki akcji. We wszelkich scenach pojedynków w zasadzie jej nie ma, co dodatkowo intensyfikuje ich realizm. Ścieżka dźwiękowa płynie swobodnie, omijając większość dramatycznych wydarzeń filmu i skupiając się na kreowaniu odpowiedniej atmosfery. Nie opisuje ona wewnętrznych rozterek głównych bohaterów, a jedynie koryguje odbiór otoczenia. Dzięki niej zwykła pustynia staje się efektem jądrowej katastrofy. Wyjątkiem jest tu jedynie scena ataku na Solarę ("Solara violated"), w której muzyka wwierca się w umysł słuchacza, w nachalny sposób podkreślając karygodność tego wydarzenia.
Atticus Ross zasługuje na słowa uznania za to co zrobił dla "Księgi ocalenia", mimo że zarówno muzyka jak i film raczej nie przejdą do kanonu. Jest to jednak ciekawa praca, posiadając kilka odkrywczych rozwiązań, zwłaszcza w kontekście połączenia muzyki z obrazem. Nie podąża schematami i zdecydowanie różni się od tego co obecnie proponują kompozytorzy z Hollywood. Słowa uznania należą się dla Rossa również za płytę, która nie ogranicza się wyłącznie do materiału wykorzystanego w filmie. Zamieszczone na niej kompozycje różnią się od tego co można usłyszeć w obrazie i jest to różnica pozytywnie wpływająca na jakość jej odsłuchu. Jest to normalny album, miejscami monotonny, ale nigdy powtarzalny. Dodatkowy wysiłek, jaki podjął kompozytor przy jej tworzeniu sprawia, że ostateczną ocenę podnoszę o jedno oczko. Jest to naprawdę ciekawa pozycja, która może znaleźć wielu entuzjastów. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to muzyka trudna, wymagająca określonego gustu i otwartości.
Lubię od czasu do czasu powrócić do tego krążka. Jedna z najbardziej klarownych prac AR w jego karierze. No i świetnie odnajdująca się w filmie.