Ścieżka dźwiękowa z "Bliss" jest przykładem muzyki, która znaczenie przerosła film, do którego powstała. I nie chodzi tu bynajmniej o jej nieproporcjonalność czy nietrafność. Dzieło Jana A.P. Kaczmarka swoją jakością zwyczajnie przerasta o klasę sam film. "Bliss" jest opisywane jako dramat erotyczny, historię małżeństwa, w którym namiętność i miłość nie idzie w parze z seksualnym spełnieniem. Pojawiają się więc wzajemne pretensje, oskarżenia, podejrzenia zdrady i niepewność… Ogromną rolę w kreowaniu tych wszystkich emocji i potęgowaniu dramatyzmu obrazu, spełnia świetna muzyka polskiego kompozytora. Niestety nie wystarczyło to do stworzenia dobrego filmu.
"Bliss" jest jedną z pierwszych i najbardziej udanych prac Jana A.P. Kaczmarka. To muzyka oparta na charakterystycznym dla tego twórcy instrumentarium – smyczkach, fortepianie i instrumentach dętych drewnianych – mającym jednak nieco odmienne brzmienie niż współcześnie. Jako głos solowy występują tutaj skrzypce, które podkreślają dramatyzm losu głównych bohaterów filmu. Gdzieniegdzie można też usłyszeć kobiece wokalizy (sopran Marty Boberskiej) nadające dziełu Jana A.P. Kaczmarka posmak awangardy – czegoś, czego nie spotkamy w innych hollywoodzkich partyturach z tego okresu.
W ramach tego skromnego instrumentarium Jan A.P. Kaczmarek zawarł szeroki wachlarz emocji, który miał nadać głębszego sensu obrazowi. Z jednej strony pojawia się muzyka pełna delikatności i intymności ilustrująca miłosne zbliżenia. Tematy są w niej ledwie zarysowane za pomocą oboju, a jej esencję stanowią subtelne przebiegi harmonicznie smyczków. Dużo bardziej wyrazista jest muzyka ilustrująca bardziej dynamiczne i dramatyczne wydarzenia na ekranie – melodie są tutaj odważniejsze, mniej mroczne. Miejscami pojawiają się też optymistyczne i beztroskie motywy wykorzystujące dźwięki staccato i pizzicato oraz metrum ¾. Prawdziwą perełką jest "The Dance" – przepiękny i finezyjny walc śmiało konkurujący z najlepszymi kompozycjami Jana A.P. Kaczmarka. Zaskakujące jest, że utwór tak bardzo "spasowany" ze sceną, do której powstał, doskonale radzi sobie bez obrazu. Wielka szkoda, że nigdy nie został on włączony do programu żadnego z koncertów tego kompozytora.
Bardzo ciekawie rysuje się proporcja między tematyką "Bliss" a orkiestracjami i formą. To jedna z wczesnych prac filmowych Jana A.P. Kaczmarka, który wówczas dopiero kształtował swój warsztat muzyczny. Po doświadczeniach z Orkiestrą Ósmego Dnia i kilku wcześniejszych spotkaniach z teatrem i filmem, był on oczywiście w pełni ukształtowanym artystą. Miał oryginalne pomysły, własny styl i świeże brzmienie, jednak ciągle nie posiadał wszystkich narzędzi potrzebnych do sprostania wymaganiom świata muzyki filmowej. Jednym z nich była orkiestra. W tym czasie Jan A.P. Kaczmarek dopiero uczył się pisać muzykę na większe składy muzyków, a w zadaniu tym pomagali mu tacy eksperci jak… Krzesimir Dębski, który zajął się orkiestracjami w "Bliss", jak i w kilku wcześniejszych filmach Kaczmarka. To pewnie dlatego we wczesnych pracach kompozytora słychać znaczną przewagę melodyki nad formą. Wszelkie tematy szybko zapadają w pamięć i zachwycają swoją naturalnością i trafnością. Proste i eleganckie orkiestracje Krzesimira Dębskiego tylko uwypuklają ich siłę i urok.
Porównując współczesne prace Kaczmarka z "Bliss" czy "Całkowitym zaćmieniem", można zauważyć drobną różnicę w sposobie orkiestracji, utrzymywaniu równowagi między poszczególnymi instrumentami czy złożonością niektórych harmonii… Te starsze kompozycje posiadają coś, czego obecnie brakuje w dziełach Kaczmarka, a co najwidoczniej potrafił wykreować dyrygujący muzykami Krzesimir Dębski. Być może to kwestia kilku kontrapunktów, centralnego umiejscowienia skrzypiec albo też sposobu poprowadzenia orkiestry. W każdym razie "Bliss" pozostaje jednym z jaśniejszych punktów kariery Jana A.P. Kaczmarka, mimo że niektóre późniejsze dzieła zupełnie zmarginalizowały tę ścieżkę dźwiękową. To pozycja obowiązkowa dla fanów twórczości tego kompozytora.
Piękna
Co tu dużo pisać – 5/5