Każdy z nas miał chyba kiedyś marzenie, które koniecznie chciał urzeczywistnić, choć okazało się to być niemożliwe lub zwyczajnie przerastające możliwości. Josh Baskin też miał jedno – chciał być duży. Pewnego dnia wypowiedział to właśnie życzenie do pewnej tajemniczej maszyny w wesołym miasteczku. I… stał się duży. Tak właśnie przedstawia się punkt wyjściowy filmu… (ot, niespodzianka!) "Duży" z Tomem Hanksem – sympatycznej komedii z lat 80, która wciąż mocno bawi tych małych, jak i dużych widzów. A co z melomanami (obojętnie jakich rozmiarów)? Im równie wielką frajdę sprawił z kolei Howard Shore, co dla niektórych może być pewnym zaskoczeniem, gdyż co by o tym kompozytorze nie mówić, to jednak w kinie komediowo-familijnym z reguły nie gustuje…
Co oczywiście nie oznacza, że się w nim nie sprawdza. Wręcz przeciwnie – nawet tam potrafi z łatwością się odnaleźć, czego opisywany score jest chyba najlepszym dowodem. "Big" zachwyca bowiem muzycznie pod niemal każdym względem. Zacznijmy od tematów – te są naprawdę niezwykłe, a i starczyłoby ich na kilka różnych filmów. Oprócz beztroskiego tematu głównego ("Opening"), mamy tu pocieszną, festynową melodię rodem z wesołego miasteczka ("Calliope") i kapitalny, odrobinę mroczny temat magiczny ("Zoltar") odgrywany m.in. przez dzwoneczki i bałałajkę, co nadaje mu orientalnego wydźwięku. Jest temat Josha, który bardzo ładnie zazębia się z motywem miłosnym ("To Bed", "Falling In Love"), a także świetne, żywiołowe nuty motywu jego przeobrażenia ("Waking Up") i Nowego Yorku. Mało? Dodajmy do tego całą masę kompozycji pobocznych, a otrzymamy naprawdę zróżnicowaną – acz pozostającą pod ciągłym wpływem tematu głównego, stylistycznie jednorodną – kompozycję, która sprawia naprawdę mnóstwo frajdy, szczególnie osobom, które znają i lubią sam film.
Pierwsze skrzypce (z pomocą faktycznych skrzypiec) gra tu fortepian – z reguły delikatny, nienachalny, nieco ulotny, co przywodzi na myśl późniejszego "Forresta Gumpa" Silvestriego. Instrument ten jest zresztą także jednym z bohaterów filmu – to właśnie na nim (a dokładniej na jego dużej wersji podłogowej) rozgrywa się jedna z flagowych scen tej produkcji, melodia z której obecna jest także na albumie ("Toy Store Walking Piano"). Shore często stosuje też elementy współczesne, jak gitara basowa i elektryczna, perkusja, czy skromna elektronika ("Racquetball"), co podkreśla element młodzieńczego nieskrępowania i nadaje całości tak potrzebnej dynamiki, świetnie łącząc się przy tym z klasyczną orkiestrą. Jest też sporo innych, pojedyńczych instrumentów, pojawiających się w obrębie konkretnych scen lub tematów, które często stanowią smaczek sam w sobie, wobec czego nie będę ich opisywał, aby nie psuć Wam przyjemności (a poza tym to prawdziwie krecia robota :).
W kilku miejscach Kanadyjczyk wykorzystał także kompozycje muzyki popularnej, które sprawnie wplótł w resztę partytury. Poza wspomnianym "Toy Store Walking Piano", na który składają się proste – znane zapewne każdemu, kto uczył się gry na pianinie – utwory "Heart and Soul" oraz "Chopsticks", wykorzystano też melodię z piosenki "It's in every one of us" Davida Pomeranza w nostalgicznym "Visiting Home", oraz nieśmiertelne "Moonlight Serenade" Glenna Millera, które jednakże nie do końca wpasowuje się w całość. Dość ciekawe są także wersje alternatywne, zamieszczone jako bonus tracks – niektóre z nich oferują zupełnie inne podejście do partytury i są nawet lepsze, niż pierwowzory, więc i z nimi warto się zapoznać.
Minusy? Właściwie brak. Jest parę kompozycji, czy utworów, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się niepotrzebne (ścieżki bonusowe właśnie) lub zbyt krótkie, aby w ogóle miały sens ("Alone in the Hotel", "The Confession"). Także użycie nadmienionej "Serenady księżycowej" jest czymś zbędnym na dłuższą metę. Ale to drobiazgi – nic nieznaczące detale, do których może przyczepić się chyba tylko największy malkontent. Bo tak na dobrą sprawę ta płyta nie ma wad – jest bardzo dobrze wydana, ułożona chronologicznie i z głową, a przy tym ani za krótka, ani za długa.
Jedynym problemem może być dostępność, gdyż opisywana tu edycja Varese wyszła w limitowanej edycji trzech tysięcy kopii w listopadzie 2002 roku (choć w momencie, gdy piszę te słowa jest ona jeszcze do nabycia przez stronę wytwórni). Pięć lat wcześniej można było co prawda zdobyć nieoficjalne wydanie Cinemaron, ale to z kolei liczy sobie jedynie tysiąc numerowanych kopii. Obie edycje zawierają dokładnie taką samą ilość muzyki, choć na wydaniu Cinemaron widnieje 29 ścieżek, z czego jedynie trzy to alternatywne kompozycje.
Muzyka do filmu "Big" jest po dziś dzień moją ulubioną kompozycją Shore’a, pozostawiającą w tyle nawet monumentalną ilustrację trylogii o pewnej błyskotce. Jest to score niesamowicie lekki, czarujący, pomysłowy, który niezmiennie fascynuje i poruszaja różne struny uczuć. To muzyka zwyczajnie piękna, z którą obcowanie to coś więcej, niż tylko zwykła przyjemność. Gorąco rekomenduję ją każdemu.
Świetna recenzja. Co prawda, ja nie stawiam tego score’u nad Władcą Pierścieni, ale często do niego wracam. Lekka, przyjemna, pełna pozytywnej energii kompozycja, do której wraca się z niekłamaną chęcią. Najlepszy Shore w kategorii komedii/filmu familijnego. 🙂