Eklektyzm – to enigmatyczne słowo jest jednym z atutów muzyki filmowej. Oznacza ono łączenie różnych stylów muzycznych, pochodzących z najdziwniejszych źródeł, w nowe i absolutnie unikalne formy. Kompozytorzy nieustannie poszukują inspiracji, aby wzbogacać swoją muzykę i uczynić ją jeszcze bardziej oryginalną. Oczywiście zawsze znajdą się twórcy, którzy swoje dzieła opierać będą na sprawdzonych i oklepanych schematach. Taki trend z muzyce filmowej wynika głównie z wymagań producentów i nagminnego stosowania temp-tracków. Niewielu kompozytorów ma odwagę sprzeciwić się swoim pracodawcom i zamanifestować artystyczną niezależność. Z drugiej strony to właśnie muzyka filmowa jest idealnym polem do eksperymentowania i poszukiwania nowych źródeł inspiracji. Każdy film wymaga indywidualnego podejścia i wykreowania muzycznego pejzażu, który wiązałby się z obrazem na różnych płaszczyznach postrzegania. Miejsce i czas akcji, fabuła, główni bohaterowie czy przesłanie – to elementy, które dobry kompozytor powinien wziąć pod uwagę tworząc muzykę filmową. Są to także powody do poszukiwania nieszablonowych rozwiązań i odkrywania nowych obszarów muzycznych…
W ostatnich latach głównym obszarem muzycznych eksploracji, mających wzbogacić muzykę filmową, była Afryka. Wszystko oczywiście z powodu ogromnego zainteresowania filmowców tym kontynentem i toczącymi się tam licznymi konfliktami. "Krwawy Diament", "Wierny ogrodnik", "Hotel Rwanda", "Łzy słońca", "Ostatni król Szkocji", "Helikopter w ogniu", "Biała Masajka", "Goodbye Bafana", "Pan życia i śmierci" to tylko niektóre tytuły wpisujące się w ten nurt. Muzyka pojawiająca się w tych filmach z pewnością wyróżniała się spośród innych soundtracków, które powstały w owym czasie. Ich kompozytorzy z lepszym lub gorszym skutkiem wplatali egzotyczne brzmienia Afryki w klasyczne i typowe dla siebie formy, tworząc niebanalne partytury. Do tej listy można spokojnie dodać jedną z najnowszych ścieżek dźwiękowych Dario Marianelli'ego – "Beyond The Gates". To kolejny obraz przybliżający tragiczne losy mieszkańców Ruandy w roku 1994. Doszło tam wtedy do walk na tle etnicznym pomiędzy plemionami Tutsi i Hutu. Systematyczna masakra mężczyzn, kobiet i dzieci trwała około 100 dni i odbywała się na oczach społeczności międzynarodowej. Ten sam temat podjął kilka lat temu film "Hotel Ruanda".
Dario Marianelli zdecydowanie przyłożył się do tej muzyki. Mimo że nie ma tutaj żadnych efektownych fajerwerków, rajdów orkiestry czy chwytliwych tematów, zdecydowanie czuć tutaj jakiś pomysł. Kompozytor zrobił solidny "wywiad środowiskowy" i natrafił na niejaką Cecile Kayirebwa. To śpiewaczka pochodząca z Ruandy, która w roku 1994 odegrała istotną rolę w świadomości mieszkańców tego kraju. To właśnie jej, w tym tragicznym czasie, słuchano w radiach i to ona przynosiła nadzieję na lepsze jutro. Marianelli postanowił uczynić z niej główny głos swojej partytury. Jej wokal jest tutaj zdecydowanie na pierwszym planie. Cała reszta muzyki zdaje się być tylko subtelnym dodatkiem, uwypuklającym dramatyzm śpiewu Cecile. Kompozytor tak na dobrą sprawę nie rozwinął tutaj żadnego konkretnego tematu. Pejzaże dźwięków rozlewają się wokół głosu wokalistki i kilku etnicznych instrumentów dętych. Kreuje to wszystko pełen napięcia i smutku klimat, który zmusza do zadumy.
Mimo braku jakiegokolwiek tematu, czy melodii, można tutaj znaleźć pewien ciekawy motyw rytmiczny, który przewija się przez całą płytę. Jest to bardzo wolne bicie serca imitowane przez różne instrumenty, od harfy po perkusjonalia. To ciekawy zabieg, wielokrotnie wykorzystywany przez innych kompozytorów, jak chociażby Ennio Morricone w "Misji na Marsa". Sprawia on wrażenie czegoś nieuniknionego, pierwotnego rytmu, który leży u podstaw wszystkiego. Taki prosty zabieg niemal zawsze nadaje muzyce większej głębi i znaczenia. Nie obyło się też bez muzyki źródłowej. W zasadzie można by za taką uznać śpiew Cecile Kayirebwa, ale Marianelli na tym nie poprzestał. Zatrudnił między innymi afrykański chórek The Chorale de Kigali, pochodzący z miejscowości, w której dzieje się akcja filmu – Kigali. A więc jest to kolejna płaszczyzna, na której kompozytor połączył swoją muzykę z filmem. Można usłyszeć tutaj także The Voices of Kicukiro z Ruandy. Oba te zespoły wykonują na płycie trzy kompozycje z repertuaru ludowego, a poza tym wzbogacają też gdzie niegdzie partyturę włoskiego kompozytora.
"Beyond The Gates" to soundtrack niezwykle klimatyczny i tajemniczy, mocno czerpiący z rdzennego brzmienia Afryki. Pod tym względem bardzo przypomina "Wiernego Ogrodnika", choć jest zdecydowanie bardziej uporządkowany. Sporo tutaj niedomówień, samotnych dźwięków i grania ciszą. Niczym "Rabbit-proof Fence" bogaty jest w elektroniczne dudnienia potęgujące mroczną atmosferę niepewności i smutku. Etniczny wokal Cecile Kayirebwa, jawi się tutaj jako przejmująca modlitwa – zwodzące wołanie o sprawiedliwość i pokój. Jej głos posiada niezwykłą siłę i dramatyzm, przykuwając uwagę już od pierwszej nuty. Pobieżnie przesłuchanie "Beyond The Gates" kompletnie mija się z celem. To płyta, w którą trzeba się mocno zagłębić, aby poczuć jej przesłanie.
P.S.: Fragmentów płyty można posłuchać na tej stronie.
0 komentarzy