Bernardo Bertolucci to reżyser znany z wysmakowanych kadrów, świetnej gry aktorskiej oraz eklektycznego podejścia do muzyki. Ale każdy filmowiec ma w swoim dorobku film nieudany. Dla mnie takim tytułem jest „Rzymska opowieść” – melodramat psychologiczny o trójkącie: uciekinierce z Afryki, uwięzionym w kraju mężem oraz jej pracodawcą, pianistą Kinskym. Niewiele się tu dzieje, mało można zrozumieć, ale za to jest na czym ucho zawiesić.
Soundtrack z tego filmu to mieszanka klasyki, muzyki świata opisującej Afrykę oraz drobnego score’u autorstwa Alessio Vlada – włoskiego kompozytora, znanego głównie dzięki współpracy przy realizowanych w połowie lat 90. filmach Franco Zeffirelliego. Do wykonania wszystkich kompozycji maestro zaprosił do znakomitego pianistę, Stefano Arnandiego.
W samym filmie utwory Vlada są napisane i grane przez Jacoba Kinsky’ego, w którego wcielił się David Thewlis. I szczerze mówiąc, jest to muzyka bardzo eksperymentalna, ze zmiennym rytmem, brzmieniem dźwięków – od ostrego tempa po krainę łagodności. Wywołuje to poczucie dezorientacji, chociaż poza filmowym kontekstem słucha się tego nieźle, nawet dodając do tego utwory Mozarta, Bacha oraz Skriabina. Jednak jeśli miała ona podkreślić psychikę bohaterów, to spełnia swoje zadanie zaledwie poprawnie.
Drugi rodzaj utworów to kompozycje pachnące Afryką i jest to kompletny miszmasz gatunkowy oraz estetyczny. Nie brakuje oszczędnego grania zmieszanego z wyciem niejakiego J.C. Ojwanga (akurat najsłabsze w zestawie), opartego na tradycyjnych dźwiękach chóralnego pieśni oraz bardziej popowych, żywiołowych piosenek Papy Wemby. Dla mnie największym zaskoczeniem było wejście Ry’a Coodera, którego bluesowa gitara idealnie współgra z perkusją Aliego Toure’a oraz jazzującym Salif Keitą.
Właściwie trudno ocenić tą bezstylową składankę, bo jak inaczej nazwać ten album? Miks muzyki fortepianowej z afrykańską etniką wywołuje dysonans. Oddzielnie nawet dają radę, jednak postawione obok siebie skutecznie wybijają z rytmu, tworząc bardzo niespójny klimat. Same kompozycje Vlada też prezentują się dość blado przy czarnych rytmach, a ograne utwory klasyczne wywołują znużenie. Dlatego „Rzymska opowieść” nie jest albumem, do którego będę często wracał, bo niewiele ma do zaoferowania. Ostateczna nota to 2,5 nuty.
0 komentarzy