Film Declana Donnellana i Nicka Ormeroda „Uwodziciel” zapowiadał się bardzo obiecująco. Niezła obsada i scenariusz oparty na klasycznej powieści mogły sprawić, by nieco zaniedbywane ostatnio kino kostiumowe powróciło w wielkim stylu. Nadzieje jednak pozostały niespełnione. „Uwodziciel” został chłodno przyjęty przez krytykę i widownię, pozostając eleganckim, acz niepotrzebnym bibelotem w historii kinematografii. Tym niemniej był projektem z ambicjami, od strony realizacyjnej wykonanym bardzo starannie przez znanych i cenionych twórców. W tym kontekście dziwi nieco zatrudnienie do napisania muzyki właściwie kompletnie nieznanego kompozytora ze Sri Lanki, Lakshmana Joseph De Sarama.
Sekret tkwił w pewnym stopniu w jego znajomości z producentem filmu, Uberto Pasolinim, z którym owocnie współpracował przy filmie „Machan”. Najwyraźniej jednak istniała wśród twórców obrazu pewna obawa przed powierzeniem warstwy muzycznej osobie kompletnie niedoświadczonej w pracy nad dużymi, zachodnimi produkcjami, stąd do współpracy dokooptowano mu weterankę, Rachel Portman.
Artyści podzielili się pracą niemal dokładnie po równo. Każde z nich napisało mniej więcej tyle samo utworów, które w różnym stopniu oddziałują w filmie. Jednakże najbardziej soczysty kęs przypadł w udziale Amerykance. To ona napisała główny temat obrazu, który stanowi jego wyrazistą wizytówkę. Łącząc gniewne pasaże smyczków na niskich rejestrach z elegancką, acz pełną energii melodią, stworzyła nastrój drapieżny i romantyczny zarazem. W rezultacie więc nadała podstawowy rys całej ścieżce pod względem stylu i atmosfery.
Niewiele więcej jednak Portman zdołała z siebie wykrzesać na potrzeby tego filmu. To spod jej ręki wyszły pokaźne fragmenty nudnego underscore’u, a gdy obraz wymagał nieco bardziej rozbudowanych elementów, sięgała po prostu po swój temat. Należy jednak podkreślić, iż ilustrowała bardziej niewdzięczne, mroczne i nieprzyjemne sceny. Poza tym uniknęła przesady w kopiowaniu pomysłów z wcześniejszych prac. Najbardziej typowe dla niej elementy pojawiły się w „Whose Arms Are These”, na szczęście rozbite tradycyjnym rytmem walca.
Lakshman Joseph De Saram jawi się na tym tle znacznie korzystniej. Jego kompozycje są z reguły ciekawsze i bardziej urozmaicone. Portman pozostawiła mu miejsce na napisanie kilku pomniejszych tematów, a także zadbanie o to, by muzyka miała rys stylu z epoki. Kompozytor z dużym talentem i wyczuciem scharakteryzował postaci kobiece. Z pozoru twarda i skłonna do intryg Madeleine otrzymała zaskakująco łagodną, smutną melodię, gdzie tęskne smyczki łączą się z subtelnymi akcentami harfy. Pełną uroku, lojalną Clotilde opisują ciepły fortepian i łagodny klarnet o nieco figlarnym brzmieniu. Na uwagę zasługują też pełny animuszu walc „Love Nest” z wiodącą rolą solowych skrzypiec oraz, również bazujące na tym instrumencie, szykowne „Rousset’s Party”.
Mimo że nad poszczególnymi utworami pracowało dwoje różnych kompozytorów o równorzędnych pozycjach, całość cechuje spójność i konsekwencja. Powtarzający się regularnie, napisany przez Portman temat główny, tworzy kręgosłup ścieżki, dzięki któremu nie odpływa ona zbyt daleko w meandry innych melodii i pomysłów. Jest on też najbardziej wyrazistym elementem kompozycji i nadaje jej rytm. Na płycie znalazło się oczywiście nieco za dużo materiału. Można było śmiało zrezygnować zarówno z niektórych utworów Amerykanki, jak i kompozytora ze Sri Lanki. Rachel Portman, będąca również producentką krążka, zadbała jednak o ogólną słuchalność, łącząc poszczególne utwory w zgrabne sekwencje. Parokrotnie też całkiem słusznie zrezygnowała z chronologicznego porządku.
Ogólnie rzecz biorąc, praca tego kompozytorskiego duetu pozostawia po sobie dobre wrażenie. Na potrzeby „Uwodziciela” powstało kilka udanych tematów, z czego co najmniej trzy są bardzo dobre. Klasyczne instrumentarium niesie ze sobą elegancję i klasę, którą twórcy potrafią umiejętnie wykorzystać. Nie brakuje także emocji. Co ważne, w kilku miejscach muzyka silnie odciska swoje piętno na filmie. Wielokrotnie spotkałem się z sytuacją, że widownia pozostawała na miejscach w trakcie napisów końcowych, by wysłuchać w całości motywu głównego. Zwyczajowo zabrakło odpowiedniej dozy krytycyzmu w doborze materiału na płytę, przez co miejscami nieco ona nuży. Tym niemniej to całkiem udana propozycja, której w tym roku nie wypada przeoczyć.
Takie sobie – niby ładne, ale nudne i w większości miałkie. Niech jednak będzie naciągane 3.
Co sie stalo z filmmusic.pl?
A co się miało stać?
Strona jest i żyje. Zapraszamy. 🙂
Muzyka Portman ładna i przyjemna, Sarama już tylko taka sobie, ogółem za całość jedynie trója, ale dla części Rachel należy się dodatkowa połówka.