Kiedy za pisanie muzyki do filmu zabiera się jeden, świetny kompozytor to można mieć nadzieję, że powstanie, co najmniej dobra ścieżka dźwiękowa. Kiedy zabiera się za to dwóch, świetnych twórców to nigdy nie wiadomo, czego się można spodziewać. Może powstać muzyka łącząca najlepsze cechy twórczości obu kompozytorów, ale może też powstać ścieżka dźwiękowa taka, jak "Constantine". Dlatego z wielką nieufnością podchodzę do wszelkich projektów gdzie najlepsi kompozytorzy łączą swoje siły w celu zrobienia czegoś oszałamiającego. Niestety muzyka nie jest nauką ścisłą i reguły dodawania nie zawsze tu obowiązują, dlatego geniusz + geniusz często = kiepska ścieżka dźwiękowa. Jednak mimo tego uprzedzenia do duetów kompozytorskich z wielką nadzieją czekałem na to, co pokaże Hans Zimmer razem z Jamesem Newtonem Howardem w "Batman Begins". Jaki ja byłem naiwny…
Niestety jak dla mnie ta ścieżka dźwiękowa jest największym rozczarowaniem roku. Wynika to zapewne z wygórowanych oczekiwań. Sądziłem, że kompozytorzy postanowią w jakiś delikatny sposób nawiązać do świetnego tematu, który skomponował Danny Elfman do pierwszego "Batmana" Tima Burtona i spróbują stworzyć też swój własny. W marzeniach słyszałem już tą muzykę wypełnioną świetnymi chórami Zimmera i smyczkami Howarda niczym z "Osady". Zastanawiałem się też czy nowe tematy staną się, chociaż w połowie tak sławne jak ten Elfmana. Niestety po raz kolejny w tym roku okazuje się, że kompozytorów nie interesuje już pisanie motywów poszczególnych postaci czy akcji a tylko eksperymentowanie z formą. Nie potrafię zrozumieć gdzie się podziała ta melodyka muzyki filmowej, która tak mnie zawsze cieszyła? Zdaje się, że już tylko azjatyccy i europejscy kompozytorzy pamiętają o istnieniu czegoś takiego jak temat. Hollywoodzcy twórcy natomiast pchają się na oślep w elektronikę i zapominają, że muzyka filmowa to nie tylko underscore i action-score. Jedynym jak do tej pory wyjątkiem w tym roku okazał się dla mnie Harry Gregson-Williams ze swoim "Królestwem Niebieskim".
W "Batman Begins" nie pojawia się żaden temat, który można by wychwycić już po pierwszym przesłuchaniu. W ten sposób pierwsze wrażenie nie jest zbyt obiecujące. Po drugim przesłuchaniu już można w miarę łatwo wskazać, który kompozytor zajął się, którym utworem. Pojawiają się nawet pewne zarysy schematów i form pełniących funkcje pseudo-tematów. To, co trzeba przyznać Zimmerowi i Howardowi to fakt, że udało im się stworzyć ścieżkę spójną, choć wyraźnie można rozpoznać kompozycje każdego z nich. Obawiam się jednak, że spójność ta wynika z niezbyt agresywnego charakteru muzyki, która w dużej większości ogranicza się do straszenia i budowania napięcia. W tej roli dość przeciętnie sprawdza się Howard, który co chwilę nawiązuje do "Szóstego Zmysłu". Wszelkimi bardziej dynamicznymi partiami jak w "Myotis" bez wątpienia zajął się Zimmer, który jednak często zwalnia tempo stosując kontrapunkt. Wtedy znów wkracza Howard bardzo minimalistycznie kreując nastrój za pomocą elektroniki, wokaliz i fortepianu. Miejscami jest tutaj jednak aż do przesady spokojnie i po prostu nudno. Kilka kompozycji można by także spokojnie zaliczyć do ilustracji muzycznej horroru. Zwłaszcza w "Artibeus" i "Tadarida" gdy pojawiają się nagle pośród pomrukującej leniwie muzyki jakieś niezidentyfikowane dźwięki i chaotyczne smyczki. Jeden z takich dziwnych dźwięków pojawiający się w kompozycjach "Vespertilio", "Artibeus", "Tadarida" i "Lasiurus", a powstały na zmówienie Hansa Zimmera, miał ponoć imitować machanie skrzydeł nietoperza. Do ciekawszych i bardziej dynamicznych (action-score) kompozycji należą bez wątpienia "Molossus" i "Myotis". Słychać tutaj typową dla Zimmera pulsująca elektronikę i krótkie, urywane smyczki z dęciakami.
Na pewno ta ścieżka dźwiękowa nie odniesie takiego sukcesu jak "Batman" Danny’ego Elfmana. Może znajdzie kilku zwolenników pośród fanatyków Hansa Zimmera i Media Ventures, których będzie bawić odgadywanie gdzie gra sławny Niemiec a gdzie James Newton Howard. Osobiście po raz kolejny przekonałem się, że na duety kompozytorów choćby niewiadomo jak sławni byli nie ma, co liczyć. Jedynym takim duetem, który potrafił zdziałać coś konstruktywnego byli bez wątpienia Harry Gregson-Williams i John Powell, których drogi jednak ostatnio się rozeszły. Nie tak wyobrażałem sobie muzykę ilustrującą narodziny Mrocznego Rycerza. Różni się ona bardzo od tego co w poprzednich częściach proponowali Elfman i Goldenthal. Czuje się tutaj też inny ciężar gatunkowy, który jest konsekwencją wizji reżysera. Christopher Nolan nie chciał stworzyć banalnego i lekkiego filmu o przebranym mścicielu ale głęboki dramat z elementami filmu psychologicznego. Nie jestem pewien czy warto było aż tak drastycznie zmieniać wizję historii Batmana, że zagubił się gdzieś po drodze ten nieodżałowany temat Elfmana, który był integralną i charakterystyczną częścią dotychczasowego wizerunku Mrocznego Rycerza. Pytanie czy to ciągle jest Batman samo się tutaj ciśnie na usta i zadają je sobie już chyba wszyscy.
Z pewnością muzyka ta różni się także od innych ścieżek dźwiękowych powstałych do filmowych adaptacji komiksów, które ostatnio wyrastają jak grzyby po deszczu – "Sin City", "Spiderman", "Hulk", "Fantastyczna 4". Jest ona bardziej mroczna i zdecydowanie głębsza. Z jednej strony to jej zaleta, bo w końcu taki jest sam film. Jednak, kiedy słucha się jej poza obrazem to niestety nie spełnia ona już tak dobrze swojej roli. Staje się męcząca, nużąca i miejscami po prostu asłuchalna. Kilkukrotnie miałem nawet wrażenie jakbym słuchał ścieżki dźwiękowej z filmu "Sniper", która jest wręcz pozbawiona muzyki a wypełniona jakimiś dziwnymi pomrukami. Myślę, że cały szum, jaki robiono wokół tej ścieżki dźwiękowej tylko jej zaszkodził. Pojawiające się nieustannie wywiady z kompozytorami i ich własne wypowiedzi tylko podwyższały i tak już wysokie oczekiwania. Smaczku miał dodać jeszcze fakt, że tytułami utworów będą nie – jak to się tradycyjnie robi – tytuły scen filmowych a łacińskie nazwy różnych gatunków nietoperzy. Jest to oczywiście chwyt marketingowy, który ostatecznie z moich oczach pogrążył całe wydanie, bo nie dość, że nikt tego po łacinie nie rozumie to jeszcze utrudnia wyobrażenie sobie sceny z filmu gdzie ta muzyka się pojawia. Może i brzmi to tajemniczo i stanowi swego rodzaju ciekawostkę, ale chyba lepiej by było gdyby to muzyka brzmiała dobrze a nie tytuły utworów.
Podsumowując – po raz kolejny otrzymujemy płytę trudną do słuchania i miejscami nudną, która prezentuje fatalny przerost formy nad treścią. W filmie muzyka spełnia swoją rolę dość dobrze. Jednak siedząc w kinie miałem wrażenie jakby czegoś brakowało. Kompozycje Zimmera i Howarda świetnie trzymają klimat filmu i doskonale nakierowują widza na odpowiedni odbiór wizji reżysera. Mimo to niektóre wejścia muzyki były nieco przesadzone i sprawiały, że obraz stawał się banalny. Poza tym niezbyt odpowiadała mi ta nieco "horrorowa" funkcja muzyki kiedy nagle następowała eksplozja ogłuszających dźwięków. Także głośność ścieżki muzycznej była miejscami przesadzona i zamiast ją słyszeć po prostu się ją czuło przez drżące poręcze foteli. Poza tym jak już wspominałem muzyka oddaje charakter filmu choć odczuwa się podczas seansu brak jakiegokolwiek tematu – szczególnie tego skomponowanego przez Elfmana. Zdecydowanie lepiej muzyka Hansa Zimmera i Jamesa Newtona Howarda sprawuje się w filmie a płyta to już zupełnie inna historia. Moja końcowa ocena jest trochę naciągnięta ze względu na te kilka bardziej dynamicznych choć topornych kawałków Zimmera i ich pseudo-tematyczną wyrazistość w filmie. Szkoda tylko, że na płycie nie znalazł się utwór pojawiający się na napisach końcowych filmu.
Za to film jak dla mnie jest najlepszym z dotychczasowych. Jako zatwardziały "bat-maniak" mogę śmiało go polecić twierdząc nawet, że w końcu doczekaliśmy się prawdziwego Batmana. W kilku miejscach co prawda nie trzyma się ściśle faktów zawartych w komiksach ale ostatecznie tak właśnie, jako mały chłopiec zafascynowany tą postacią, wyobrażałem sobie Batmana…
Zimmer może się schować. Elfman rządzi!
Geniusz
Geniusz nie bardzo, ale bardzo klimatyczna i ciekawa muzyka. 🙂
Ciekawe, energiczne i mroczne. Takie jakie powinno.