Barefoot in the Park
Kompozytor: Neal Hefti
Rok produkcji: 1967
Wytwórnia: Dot Records / Mercury
Czas trwania: 28:50 min.

Ocena redakcji:

 

Tą przeuroczą komedię – opartą na sztuce Neila Simona pod tym samym tytułem – z Robertem Redfordem i Jane Fondą w rolach głównych polecam gorąco na każdą okazję. Jest to bowiem niezwykle sympatyczny, wielce zabawny film, który w bardzo lekki sposób dotyka tak przyziemnych spraw, jak nowożeństwo oraz pierwsze, własne mieszkanie; a który ani trochę się nie zestarzał, mimo oczywistego ‘oldskulowego’ wdzięku, jakim po latach emanuje.

 

Sporo do klimatu tej produkcji dodaje muzyka Neila Hefti, choć trzeba przyznać, że bezustannie pozostaje ona w cieniu kapitalnych kreacji aktorskich oraz przyjemnego humoru i nie jest to element, jaki mocno zapada w pamięć podczas seansu. Wyjątkiem jedynie motyw przewodni, z którego zrobiono także piosenkę, a która z kolei zgrabnie ubarwia napisy początkowe, wyznaczając przy tym nastrój dla całej historii. Poza nim jednak muzyka pozostaje raczej na drugim planie, choć bez niej, niczym bez prądu i ogrzewania, byłoby z pewnością strasznie pusto i zimno.

 

Ilustracja Heftiego – oscylująca wokół jazzu, swingu i bluesa – jest wszak niezwykle ciepłą kompozycją, którą łatwo jest polubić. Spora w tym zasługa tyleż przystępnych, często wręcz tanecznych melodii i ogólnej atrakcyjności brzmienia, co trafnie skromnej ilości materiału, jaki pozostawia sporo miejsca bohaterom i dialogom, jednocześnie samemu mając go wystarczająco, by na spokojnie móc się rozwinąć i poflirtować z odbiorcą.

 

Blisko pół godziny niespełna 50-letniej muzyki stanowi więc całkiem fajne doznanie, nawet jeśli niekiedy odrobinę jednostajne, zbyt monotonne. Temat przewodni powraca na krążku bowiem stosunkowo często w praktycznie niezmienionej formie, a kompozytor – za wyjątkiem kilku pobocznych ścieżek – właściwie nie urozmaica (acz i nie przesładza) swych nut.

 

barefoot_ger-7871532-1590001496Nie zawsze są one przy tym ciekawe bez ruchomego obrazu – trafia się nieco płaskiego underscore’u i typowo dramatycznej, niespecjalnie frapującej muzyki, czasem zahaczającej nawet o swoisty mickey-mousing, a więc zbytnią dosłowność względem ekranowych wydarzeń. Szczęśliwie momenty te należą do mniejszości, a nad całością bezustannie unosi się swojska, figlarna aura kolejnych, radosnych dźwięków. Inna sprawa, że te są z reguły wielce ulotnym doznaniem i po odsłuchu, podobnie jak po seansie, niewiele zostaje w głowie.

 

To sprawia, że rzeczony krążek najlepiej jest polecić osobom, które – jak ja – miło wspominają film. Bez jego znajomości nie tracimy wiele – to nadal pozytywnie nastrajający album, przy którym czas mija szybko – lecz odsłuch będzie wtedy ciut bardziej anonimowym doznaniem. Dlatego w tym wypadku najlepiej rozwalić się na kanapie (lub w parku, niekoniecznie na bosaka) i sprawdzić, jak ścieżka ta radzi sobie w produkcji, do której powstała.

Autor recenzji: Jacek Lubiński
  • 1. Barefoot in the Park (instrumental)
  • 2. Main Title
  • 3. Two O'clock Capers
  • 4. The Barefoot Stumbler
  • 5. Corie Grows Up
  • 6. Six Flights Up
  • 7. Barefoot in the Park (vocal)
  • 8. Mom arrives for Dinner
  • 9. Blues for Paul
  • 10. New Home Up-A-Stairs
  • 11. Journey to the Four Winds
  • 12. A Nut on the Roof
  • 13. End Title
3
Sending
Ocena czytelników:
3 (2 głosów)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...