Napiszę od razu, iż jest to dla mnie wyjątkowa płyta, bardzo osobista. Konkretnie z trzech powodów:
– jestem wielkim fanem tej wojennej mini-serii od HBO;
– kompozytorem muzyki jest tragicznie zmarły Michael Kamen – bardzo niedoceniany twórca;
– długo czekałem, aby płytkę dostać w swoje ręce.
A warto było czekać, gdyż jest to muzyka niezwykła, podobnie jak niezwykły jest sam serial. Proszę więc wszystkich melomanów o wykonanie następujących czynności: odłączenie telefonu, wyłączenie komórki, zamknięcie GG i wszelkich innych programów komputerowych, zgaszenie TV i podobnych urządzeń, wymontowanie dzwonka i domofonu, odstawienie żelazka, zakręcenie wody w łazience i gazu w kuchni, wyrzucenie poza obszar domu wszystkich jego mieszkańców (także nielegalnych), zatrzaśnięcie drzwi, wygodne ulokowanie się w fotelu i… zapuszczenie opisywanej płyty.
Krążek zaczyna się serialowym "Main Theme", który słyszał zapewne każdy, kto oglądał choćby jeden odcinek lub zapowiedź. Jest to muzyka towarzysząca napisom początkowym z charakterystycznymi chórami w tle – utwór wręcz boski i jeden ze znaków rozpoznawczych całej kompozycji, którego wartości nie da się przecenić. Tu za nim, również niezwykłe dwie suity. Pierwsza z nich pojawia się pod koniec pierwszego odcinka, kiedy żołnierze wylatują walczyć w Normandii. Utwór rozpoczyna się łagodnie i cicho, dopiero od około 1:30 min. pojawia się kolejny motyw charakterystyczny, który brzmi już bardzo ‘wojskowo’, patetycznie wręcz. Na szczęście nie jest to ta drażniąca patetyczność, lecz robiąca absolutnie pozytywne wrażenie podnosłości (chwili).
Druga suita przewija się w kolejnych odcinkach i jest nieco bardziej rozwinięta (dłuższa o 3 minuty) od poprzedniczki – to melodia z mniejszą dawką patosu, za to bardziej optymistyczna i spokojniejsza w swej wymowie, szczególnie w drugiej części, gdzie słyszymy melodię z "Main Theme". I trudno mi stwierdzić, która z tych suit jest lepsza – obie są naprawdę doskonałe i świetnie się uzupełniają, stanowiąc mocny fundament dla reszty kompozycji. Następny kawałek jest już bardziej niepokojący, jednakże wciąż w duchu poprzedników – "The Mission Begins" bierze wiele z tematu przewodniego i suity pierwszej, a dramatyzm w nim zawarty (świetne smyczki połączone z bębnami i jeszcze lepsze werble w drugiej połowie utworu) od razu podwyższa ciśnienie.
Po tym rozbuchanym początku dostajemy ilustrację znacznie spokojniejszą, stonowaną i… smutną. "Swamp", "Spiers' Speech", "Fire On Lake", "Parapluie" i "Boy Eats Chocolate" to utwory wyraźnie liryczne i ciche, miejscami nawet bardzo – Kamen korzysta tu z podobnych tonacji i instrumentów (flety, fortepian, łagodne smyczki czy delikatna sekcja dęta) i można powiedzieć, że jest to pewna zamknięta całość, a już na pewno jeden utwór uzupełnia w jakiś sposób kolejne. Wszystkie są zresztą krótkie, nie przekraczają trzech minut i ilustrują pierwsze trzy odcinki serialu, głównie sceny niesamowicie piękne, choć właśnie w jakiś sposób smutne i refleksyjne. Stanowią miłą odmianę i przeciwwagę dla początkowych kompozycji, a same w sobie potrafią zauroczyć i trudno spośród nich wybrać faworyta. Mnie najbardziej urzekł ten ostatni, który od delikatnego początku na pianino spokojnie przechodzi w sympatyczną, acz krótką ferię dźwięków, a następnie w kolejny, znowuż czysto dramatyczny utwór – "Bull's Theme". Ten kawałek jest już bardzo ponury (choć z nutką nadziei), a opisuje jednego z najlepszych żołnierzy Kompanii Easy i słychać go tylko w jednym fragmencie czwartego odcinka.
Kolejnym pięknym momentem tej płyty jest "Winters On Subway" (odcinek 5 – wbrew nazwie opisuje pobyt Wintersa w Paryżu, w tym jego pierwszą od miesięcy prawdziwą kąpiel, aniżeli podróż metrem). Tenże fragment również rozpoczyną krótką serię utwórów delikatniejszych, w które trzeba się wsłuchać, aby wyłapać wszystkie plusy – swobodnie przechodzi on więc w "Headscarf" (odcinek 6 i dramatyczny ‘romans’ medyka), w którym znowu pojawia się na pierwszym planie fortepian i który także czerpie trochę z "Main Theme" oraz z "Parapluie". Jego wydźwięk jest jednak zwyczajnie smutny (choć i tu Kamen zdołał wykrzesać nieco nadziei, słyszalnej tuż pod koniec). Równie smutne, choć kapitalnie odegrane przez smyczki jest "Buck in Hospital" (odcinek 7 – załamanie nerwowe porucznika Comptona i jego pobyt w szpitalu polowym) – o dziwo jest to także moment bardzo ciepły, do którego aż chce się wracać.
Co się zaś tyczy utworu 14, to jeśli ktoś jeszcze nie zastosował się do moich instrukcji, to powinien to zrobić teraz. Pod tytułem "Plaisir D'Amour" nie kryje się jednak muzyka Kamena, lecz zaaranżowana przezeń pieśń francuska, napisana w roku 1780 przez Jeana Paula Égide Martini do słów Jean-Pierre’a Claris de Floriana. Jej tytuł tłumaczyć można, jako "rozkosz miłości", a śpiewają ją – ku pokrzepieniu serc wyczerpanych żołnierzy – zakonnice w odcinku siódmym. Ich niebiański wręcz głos, który dodatkowo odbija się od kościelnych murów, robi piorunujące wrażenie – polecam podgłośnić tu muzykę i zamknąć oczy…cudo! Tuż po tym, stanowczo zbyt krótkim fragmencie (cała piosenka jest o wiele dłuższa, niż to, co słyszymy w serialu i na płycie), wracamy do ilustracji dramatycznej. "Preparing For Patrol" to znowu łagodny początek i niepokojący koniec utrzymany w stylistyce tematu głównego – masa smyczków opisuje przygotowania do bardzo niebezpiecznego patrolu z odcinka 8.
Idealnie komponuje się to z dwuminutową klasyką Beethovena, która jest kolejnym strzałem w dziesiątkę. Kapitalnie zaaranżowany smyczkowy kwartet, pośród całości wypada naprawdę rewelacyjnie, a w serialu możemy usłyszeć go na początku odcinka 9, gdzie grany jest pośród ruin niemieckiego miasteczka. Niestety ten fragment płyty jest jednocześnie najtrudniejszy w odsłuchu, a następny w kolejności utwór jest najdłuższym i najbardziej poruszającym ze wszystkich. Cały posępny, rozpisany głównie na basy "Discovery of the Camp" opisuje przejmujące odkrycie obozu koncentracyjnego w tym samym odcinku. I choć motyw jest naprawdę niezwykły, to jednak stanowi najgorszą część płyty – trwające aż 11 minut swoiste requiem dla ofiar jest zbyt tragiczne, aby dało się go słuchać bezboleśnie, wobec czego niechętnie do niego wracam. Także umiejscowienie go w samej końcówce płyty było nienajlepszym pomysłem (choć zachowana została chronologia utworów, co się chwali) i muzyka ta zwyczajnie męczy. Podobnie sprawa ma się z "Nixon's Walk", który – choć o wiele krótszy – jest uzupełnieniem wydarzeń zilustrowanych w "Discovery of the Camp" (wyprawa Nixona do obozu i jego relacje z pewną Niemką), wobec czego także nie jest to zbyt przyjemna melodia, która znacznie lepiej sprawdza się w serialu, choć klasa i wykonanie obu tych motywów to prawdziwe mistrzostwo.
Na całe szczęście końcówka albumu, to już dwa optymistyczne akcenty. "Austria" jest muzyczną fantazją na temat piękna kraju bawarskiego i jednocześnie udaną wariacją motywu przewodniego – bardzo ładny, pogodny utwór pochodzący z przedostatniego odcinka. Natomiast "Band Of Brothers Requiem" jest swoistym ‘remixem’ tematu głównego, który pod każdym względem dorównuje oryginałowi, a miejscami nawet go przebija (świetne chóry, z których wydobyć można głosy Maire Brennan i córki Kamena, Zoe). W serialu pojawia się kilkukrotnie, czasem ilustrując napisy końcowe. A na płycie stanowi wzorcowy wręcz przykład epilogu.
Wyszła trochę taka wyliczanka, ale nie mogłem inaczej, gdyż właściwie każdy utwór jest wart osobnej uwagi, każdy reprezentuje ważne fragmenty serii i każdy czymś się wyróżnia. Oczywiście te 70 minut muzyki, przy ponad 10 godzinach serialu, to jedynie skromna część całości. Nie mam jednak wątpliwości, iż zawarty tu materiał jest zwyczajnie tym najlepszym, którego nie można było pominąć. Ta płyta to pozycja niezwykła i każdemu, kto powie inaczej, rzucę w twarz rękawicą ;). To jedna z najbarwniejszych kompozycji napisanych na potrzeby telewizji i jedna z najcudowniejszych ilustracji autorstwa Michaela Kamena. Wielka szkoda, że także jedna z ostatnich. Czapki z głów!
P.S. Tekst ten jest poprawioną i uzupełnioną wersją recenzji napisanej dla portalu film.org .pl
Bardzo dobra, szczegółowa recenzja, na jaką ten album w pełni zasługiwał. Wielka pamiątka po Michaelu Kamenie, którą każdy miłośnik muzyki filmowej powinien znać. Kompania braci Stevena Spielberga oraz Toma Hanksa to serial, który nawet dziś, w dobie tylu świetnych telewizyjnych produkcji, zachwyca i wyróżnia się na tle pozostałych. Piszę nawet dziś bo aż sam nie wierzę, że minęło już 13 lat od daty premiery serialu. Niesamowita gra aktorska, multum emocji płynących z ekranu i budząca podziw oprawa wizualna oraz dźwiękowa sprawia, że jest to serial ze ścisłej czołówki. Spielberg często w swoich produkcjach współpracuje z Johnem Williamsem, dlatego trochę zaskakujący okazał się wybór Michaela Kamena. Teraz wiemy, że decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę i zaowocowała muzyką, która stanowi jedną z najwspanialszych prac w karierze amerykańskiego kompozytora. Michael Kamen napisał ścieżkę dźwiękową absolutnie wyjątkową, która pomimo upływu lat wciąż potrafi wzbudzać emocje tak silne, jak wtedy, gdy po raz pierwszy śledziliśmy z zapartym tchem heroiczne zmagania żołnierzy kompani E. Jego wyśmienita ilustracja wzniosła odbiór serialu na zupełnie nowy poziom, potęgując emocjonalną wymowę każdego odcinka. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że ta ścieżka dźwiękowa bezsprzecznie przyczyniła się do sukcesu całego serialu. Muzyka z Kompanii braci to prawdziwa huśtawka emocji i wrażeń. Nie brakuje tu pięknych tematów, zapadających w pamięć nostalgicznych melodii, czy wzniosłych, ale i pełnych dramaturgii utworów. Temat przewodni to absolutny majstersztyk. Kto nie miał styczności z tym krążkiem, niech szybko nadrabia, bo po prostu grzech nie znać! Zdaję sobie sprawę, że album za sprawą smutnej, przygnębiającej, czy miejscami wręcz ponurej atmosfery, może być dla niektórych trudny w odbiorze. Jednak to właśnie w takich utworach Kamen najmocniej chwyta słuchacza za serce. Słuchając tej muzyki dosłownie możemy poczuć się jednym z żołnierzy i przez chwilę dzielić smutek, tęsknotę, lęk, radość, czy nadzieję z tymi młodymi ludźmi, którzy wykazali się wielką odwagą w tych trudnych czasach. Bezapelacyjnie jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych napisanych na potrzeby telewizji. Po lekturze tej recenzji znów nabrałem ochoty na ponowny seans. Chyba muszę sobie w końcu sprawić tę serię w metalowym boxie 🙂