Następne 48 godzin – expanded score
„…wydaje się mniej chaotyczny…”
Z muzyką do sequela sprawa wygląda inaczej niż do pierwszej części tej kultowej komedii sensacyjnej. Album zawierający ponad 20 minut dźwięków Hornera oraz piosenki (nie tak dobre jak w oryginale) jest dziś w zasadzie białym krukiem. Jednak teraz Intrada dokopała się do oryginalnych taśm i zdecydowała się rozszerzyć poprzedni materiał do niecałych 50 minut. Wywalono piosenki, w zamian dając parę alternatywnych fragmentów score’u. Do tego całość ułożono chronologicznie – co dla mnie jest zawsze sporym plusem. Ale pojawia się pytanie: czy ilość idzie tu w jakość i dostajemy coś więcej niż powtórkę z rozrywki?
Odpowiedź nie jest taka łatwa do udzielenia: z jednej strony tematycznie mamy powrót do starych motywów oraz instrumentarium. Pierwsze dźwięki oraz minuty od razu informują, że to jest „48 godzin”. Ale nie jest to kalka 1:1, bo byłoby to zbyt proste. Maestro dodaje pewną odrobinę świeżości, znajomy zestaw uzupełniając elektroniczną perkusją i fletem shahukachi.
Temat z czołówki to ta sama melodia, co poprzednio, ale w innej aranżacji oraz tempie. Dodanie japońskiego fletu, który gra bardzo gwałtownie, wspomaga jeszcze bardziej atmosferę zagrożenia i niepokoju. Niejako stoi to w kontraście do ciepłych klawiszy oraz rozciągniętego saksofonu. Instrument ten potrafi stworzyć niepokojący duet razem ze steel panem („Do I Know You”), kotłami (końcówka „Diner Ambush”), jak i dobrze działa solo w krótkich zastrzykach muzycznej adrenaliny (początek „Jack Visit Prison” lub „Business at Barnstormer’s Bar”).
Ilustracja nadal zdominowana jest przez muzykę akcji, której styl Horner wykorzystywał wielokrotnie. Brzmi znajomo, jednak cały czas ewoluuje, osiągając przy „Another 48 Hrs.” granicę swoich możliwości. Trochę więcej miejsca ma tu fortepian oraz saksofon ze stalową perkusją. Wiele utworów zaczyna się od tykania perkusji, która niczym zegar odmierza coraz szybciej płynący czas. Przyspiesza ona mocno tylko raz („Jack Visit Prison”), by potem spowolnić tempo i zasygnalizować odbiorcy, że coś wisi w powietrzu („Reggie Gets Out” z powolnym saksofonem, delikatnymi klawiszami oraz bardzo rytmiczną elektroniczną perkusją, czy krótkie „Computer Profile”).
Maestro potrafi jednak dorzucić do pieca, znajomy temat rozpisując na całą orkiestrę („Diner Ambush” z krótkimi strzałami dęciaków, zakończone trzaskami, czy początkowo napędzone przez fortepian i trąbki „Prison Bus Attack”, gdzie wpleciono także kanonadę perkusji). Horner nie zapomina o zapętlonych, obecnych w tle smyczkach (środek „Prison Bus Attack”), uderzeniach gitarowego riffu (epickie „King Mei Shootout”) i ciężej brzmiącej elektronice (finałowe „Birdcage Battle”). I tym razem balans między dźwiękami poszczególnych instrumentów wydaje się mniej chaotyczny.
Tak jak w przypadku zremasterowanego oryginału, tak i tutaj mamy kilka utworów w wersji alternatywnej, z których najbardziej wybija się długie „The Courthouse” z perkusyjnym wstępem. Jednak niespecjalnie różnią się one od oryginałów. Innymi słowy: są zwyczajnie zbędne.
Powiem szczerze, że nie miałem zbyt wielkich oczekiwań i niespecjalnie interesowałem się rozszerzeniem ilustracji „Następnych 48 godzin”. Trudno nie wyczuć w niej wtórności (karaibska perkusja miejscami aż za bardzo brzmi jak żywcem wyjęta z „Komando”) oraz braku nowych motywów. Score brzmi jak typowy Horner i ma swoje momenty, zaś na ekranie nadal się sprawdza. Generalnie Intrada wykonała bardzo porządną robotę i sam album zasługuje na mocne trzy nuty. Nie mniej, nie więcej.
0 komentarzy