Podobno anioły istnieją – przynajmniej filmowcy przekonują nas o tym od dawien dawna. Jednak żaden anioł nie był dotąd taki, jak Giordano (Krzysztof Globisz). Skrzydeł nie nosi, nie kąpie się i lubi słuchać rock’n’rolla, wiec za karę trafia do Krakowa. O nim opowiada „Anioł w Krakowie”, duetu Artur ‘Baron’ Wiecek – Witold Bereś. Ciepła, nie pozbawiona refleksji i powagi komedia, z bardzo specyficznym klimatem oraz pięknie sfotografowanym Krakowem.
Całość została okraszona równie piękną muzyką. Jej autorem jest Abel Korzeniowski, dla którego był to drugi filmowy projekt. Potwierdził jednak, że jest jednym z najciekawszych kompozytorów polskich swojego pokolenia. Już od pierwszych dźwięków w „Chmurach” jesteśmy czarowani niezwykle przyjemnym fortepianem, do którego dołączają kolejne instrumenty: szybkie i zapętlone skrzypce, flet, akustyczna gitara oraz różnego rodzaju dzwony, podkreślające ‘anielskość’ kompozycji.
Lekkość oraz chwytliwość nut może budzić pewne skojarzenia z Thomasem Newmanem, który podobnie wykorzystuje instrumentarium, tworząc istną magię dźwięków. Każda kompozycja to zapętlający się temat, gdzie instrumenty współgrają ze sobą (czarująca „Droga” czy niemal pulsujące „Miedzy nami” z bardziej dramatycznym finałem), a całość brzmi tak uroczo, że można się niemal rozmarzyć – jak w bardzo rytmicznej i lirycznej „Bossa novie”, gitarowej „Ramonie” (lekko ‘pijana’ gitara) czy przypominającym nieco twórczość Vivaldiego „Ecce homo” (te smyczki!).
Żeby jednak nie było tak słodko, to nie brakuje tu również muzyki bardziej ponurej i wręcz przygnębiającej. Przykładem jest elegijna „Śmierć” zagrana na bardzo niskich tonach, gdzie przebija się poruszający klarnet oraz bardziej wyciszone „Nad grobem”, z mocnymi skrzypcami.
Pewnym trendem stało się włączanie do soundtracków dialogów, które mogą się spodobać głównie tym, co widzieli film. Jednak muszę przyznać, że w przypadku „Anioła” nie tylko nie wywołują one irytacji, ale potrafią też rozbawić i zgrabnie komponują się z konkretnymi kompozycjami (m.in. „Ecce homo” czy „Łosie w chmurach”, przypominające „Chmury”). Również samodzielnie sprawdzają się w roli przerywników. Zupełnie inaczej ma się sprawa z wieńczącym album piosenką Renaty Przemyk – „Zmrok” to kompletnie oderwana od całości pozycja, która jest jedyną skazą tej płyty.
Korzeniowski pokazał tą pracą, iż należy go obserwować. Dzisiaj wiemy, że Polak jest jednym z ważniejszych twórców muzyki filmowej, odnosząc sukcesy także za granicą. Jego kolejne projekty nic nie ujmują jednakże „Aniołowi w Krakowie”. To wciąż bardzo piękna i poruszająca muzyka.
0 komentarzy