Luc Besson – to nazwisko od kilkunastu lat wywołuje poruszenie w świecie filmu. Producent, scenarzysta i w końcu reżyser, który dał ludzkości takie kultowe obrazy jak "Wielki Błękit", "Leon Zawodowiec" czy "Nikita", tym razem pragnie zachwycić wszystkich swoim najnowszym filmem – "Angel-A". To opowiedziana w czarno-białej kolorystyce historia człowieka, który na swej drodze spotyka tajemniczą kobietę-anioła. Krytykom najnowszy film Bessona nie przypadł do gustu, ale publiczności wręcz przeciwnie. Scenariusze tego reżysera nigdy nie oszałamiały błyskotliwością czy oryginalnością jednak w jego filmach nie to było najistotniejsze. Najważniejszy był przede wszystkim obraz i magiczny klimat, który z niego emanował. Wystarczy sobie tutaj przypomnieć tylko "Wielki Błękit" z pięknymi zdjęciami Carlo Virini i nieziemską muzyką Erica Serra (i częściowo także Billa Conti, który napisał muzykę do amerykańskiej wersji filmu). Podobnie jest z "Angel-A". To właśnie scenariusz jest piętą achillesową tego filmu, co jednak nie przeszkadza mu w oczarowaniu widza nadzwyczaj oryginalną wizją i atmosferą. Wielka w tym zasługa niezwykłych, czarno-białych, niemal pocztówkowych zdjęć Paryża i hipnotycznej muzyki Anji Garbarek…
Film "Angel-A" to, pod względem muzycznym, pewien zwrot w twórczości Luca Bessona. Przy wszystkich poprzednich (dziewięciu) filmach, które reżyserował, towarzyszył mu jeden kompozytor – Eric Serra. Czy to był kultowy "Wielki Błękit", "Leon Zawodowiec" czy nie do końca udana "Joanna D’Arc", to właśnie ten kompozytor był odpowiedzialny za muzykę. Także kolejny film Bessona, którym będzie "Arthur and the Minimoys" otrzyma muzykę francuskiego artysty. Jednak w przypadku "Angel-A" ścieżką dźwiękową zajął się kto inny… Anja Garbarek – bo o niej mowa – znana jest w naszym kraju przede wszystkim z tego, że jest córką słynnego jazzowego saksofonisty Jana Garbarka. Urodzona w Norwegii Anja ma na swoim koncie cztery solowe płyty, utrzymane w jazzowo-elektronicznej stylistyce. Jej muzyka jest naprawdę niezwykła a połączenie jej ze specyficznym, czarno-białym obrazem w "Angel-A" zdaje się być jednym z najlepszych posunięć Luca Bessona… Muzyka Anji Garbarek z "Angel-A" odbiega od tego, co prezentował Eric Serra. Przede wszystkim Norweska wokalistka postawiła głównie na piosenki. Znajdziemy tutaj oczywiście kilka utworów instrumentalnych jak "André Running" (można tutaj usłyszeć świetny saksofon ojca kompozytorki – Jana Garbarka) czy "Thank you Franck". Jednak są one tak krótkie, że trudno je zauważyć, przemykające między poszczególnymi wokalami Garbarek. Wszystkie one są utrzymane w dość mrocznej i miejscami schizoidalnej konwencji, przywodzącej na myśl chociażby "The Million Dollar Hotel".
Zasadniczo to poszczególne, pojawiające się tutaj popisy wokalne Garbarek dalekie są od piosenek, których możemy posłuchać w radiu. Nie są to przeboje, przy których można by tańczyć czy chociażby podrygiwać. Bez wątpienia jest to muzyka bardzo refleksyjna i wymagająca dużej tolerancji i skupienia. Anja serwuje nam spokojne i dość wymyślne melodie, które wprowadzają słuchacza w inny świat. Wszystko to jest oparte na dość swobodnej jazzowej konwencji ("It's Just A Game"), wspomaganej elektronicznymi samplami i zadziwiającymi modyfikacjami głosu piosenkarki ("The Cabinet"). Wielokrotnie w trakcie trwania utworów, jesteśmy zaskakiwani niespodziewanymi dźwiękami czy zmianami tempa jak w "Can I Keep Him?" (bez wątpienia najlepszy utwór na płycie). Sprawia to, że Anja Garbarek nie pozwala się słuchaczowi nudzić mimo, że cała płyta ma dość spokojny i usypiający charakter. Te nieliczne kompozycje instrumentalne, które się tutaj pojawiają, bazują głównie na elektronice łudząco podobnej do dokonań Asche & Spencer w filmie "Stay". Są to przeważnie krótkie utwory pełniące role takich wypełniaczy i muzycznych, ambientowych kolaży, nie posiadających żadnego konkretnego kształtu.
Płyty słucha się bardzo przyjemnie i równie dobrze mogłaby to być kolejna solowa płyta Anji Garbarek, kompletnie odseparowana od obrazu. Wydaje mi się, że jest to duży plus tej muzyki. Oczywiście trzeba sobie zdać sprawę z tego jak inna jest ta muzyka od otaczających nas zewsząd hollywoodzkich produkcji filmowych. Osoby przyzwyczajone do monstrualnych, symfonicznych partytur mogą stwierdzić, że daleko Anji Garbarek do geniuszu Johna Williamsa czy Danny’ego Elfmana. Ale z drugiej strony trudno sobie wyobrazić inną muzykę w tym filmie… Jak już wspomniałem, krytycy od dawna są zgodni, że to nie scenariusze ale niezwykła realizacja jest kluczem do powodzenia Luca Bessona. Świetnym tego przykładem jest właśnie "Angel-A", utrzymana w tajemniczej, czarno-białej kolorystyce. Nadaje to całemu obrazowi nieco poetyckiego wydźwięku, z którym doskonale współgra nieszablonowa, oparta na piosenkach muzyka Anji Garbarek. Trudno sobie wyobrazić w tym miejscu inną, która równie dobrze potrafiłaby wykreować niezwykły klimat filmu, a jej umiejętność radzenia sobie poza obrazem też zasługuje na uznanie.
Zatrudnianie piosenkarzy do komponowania muzyki filmowej jest coraz częstszym zjawiskiem, którego nie można nie zauważać. Szczególnie nasilone jest ono w naszym kraju, gdzie muzyką filmową zajmują się tacy artyści jak Grzegorz Turnau ("Zakochany Anioł), Doniu ("Czas Surferów"), Kazik ("Rozdroże Cafe") czy Dżem ("Skazany na bluesa" – choć tutaj sytuacja była nieco inna). Muzyka takich twórców często oparta jest na piosenkach co jednak nie przeszkadza jej w odpowiednim spełnianiu swojej funkcji w filmie. Zagorzali zwolennicy instrumentalnej muzyki filmowej na pewno stwierdzą, że nic nie jest w stanie wywołać emocji takich jak świetna partytura i kilka tematów autorstwa uznanego kompozytora. Jak się jednak okazuje istnieją filmy, które nie potrzebują większych lub mniejszych instrumentalnych partytur. Obrazy takie jak "Angel-A", dostarczające niezwykłych wizualnych i estetycznych doznań, wymagają wręcz tak specyficznych ścieżek dźwiękowych, jaką stworzyła Anja Garbarek – opartych niemal wyłącznie o piosenki.
Słuchając muzyki z filmu "Angel-A", to do głowy przyszło mi jeszcze skojarzenie z "Marszem Pingwinów" i Emilie Simon. Podobieństwo między twórczością tych dwóch artystek jest naprawdę zadziwiające. Obie one balansują między muzyką elektroniczną i jazzem, jednocześnie w konwencji filmowej sprzeciwiając się wszelkim schematom. Obie także w przypadku wyżej wymienionych filmów są debiutantkami. Jednak o ile muzyka Simon w swoim awangardowym brzmieniu nie do końca wpasowała się w film "Marsz Pingwinów", o tyle Anja Garbarek dopełniła niezwykłej wizji Luca Bessona nadając "Angel-A" specyficznego i magicznego charakteru. Tak więc ostatecznie debiut w muzyce filmowej udał się Norweżce bardziej niż Francuzce. Dlatego, dość ostrożnie, ale jednak, polecam tę płytę wszystkim tym, którzy są zmęczeni tradycyjną i opartą na szablonach, instrumentalną muzyką filmową. Ta płyta odbiega dość znacząco od innych wydań tego typu, ale w końcu i sam film jest dziełem nietypowym…
0 komentarzy