Nicholas Hooper – kompozytor filmowy i telewizyjny, znany przede wszystkim jako autor ścieżek dźwiękowych do dwóch części przygód Harry’ego Pottera („Zakon Feniksa” oraz „Książę Półkrwi”). Takie suche informacje o tym Angliku można najczęściej znaleźć w internecie. Niektóre, mniej oficjalne źródła podają też i takie: „Nicholas Hooper – kompozytor filmowy i telewizyjny, znany przede wszystkim, jako ten, który muzycznie pogrzebał Harry’ego Pottera”. To czysto prowokacyjna opinia, co nie zmienia faktu, że jego ilustracje do przygód młodego czarodzieja nie zostały dobrze przyjęte i przyległa mu łatka ‘tego złego’. I w odniesieniu do samych Potterów, taka opinia wcale nie jest daleka od prawdy. Ale Hooper to nie tylko Potter. To przede wszystkim solidny autor opraw muzycznych do serii dokumentów BBC, jak „Land of the Tiger”, czy właśnie „Andes to Amazon”.
Po tym, jak w roku 1998 brytyjska stacja zabrała widzów w podróż po Indiach, dwa lata później przyszła pora na kolejną wyprawę – tym razem do Ameryki Południowej. I tak, jak indyjską przygodę urozmaicał widzom/słuchaczom pan Hooper, tak i w Ameryce Łacińskiej znowu dał o sobie znać, wprost emanując dobrą energią. Tym samym Anglik okazał się niezłym kameleonem. Poprzednio sugestywnie wcielił się w rodowitego Hindusa, tu z kolei spokojnie mógłby się nazwać Nicolao Hooperez.
Tak, jak przy „Land of the Tiger”, gdzie obficie korzystał on z muzycznych elementów hinduskiej kultury, tak i tu wpływ szeroko pojętej muzyki latynoskiej jest ogromny. Oczywiście nie mogło zabraknąć odpowiednich dla danego regionu instrumentów. Wszelkiego rodzaju flety, fletnia Pana, bongosy, a przede wszystkim gitara klasyczna, na której gra sam Hooper, są siłą napędową i głównym elementem tej płyty. Anglik często korzysta też z kobiecego wokalu, dodając całej wyprawie odrobiny mistycyzmu. Dobrym przykładem jest tu chociażby „Following The Grant Currents”, w którym pojawia się jeden z głównych motywów ścieżki. Co ciekawe, brzmi on bardzo podobnie do „Flight of the Order of Phoenix” z „Zakonu Feniksa”. To małe deja vu wynika z faktu, iż na potrzeby Pottera, kompozytor po prostu odświeżył swoją starą melodię.
Na szczęście Hooper stworzył tu też drugi temat, dzięki któremu zapomnimy o Potterach na dobre. Jedną z najpiękniejszych jego aranżacji otrzymujemy w utworze.„Race to the Edge of the World”. Ten przepiękny kawałek jest istną perełką na płycie, która każdego powinna urzec. Obie te melodie, jak na główne motywy przystało, przewijają się przez większość albumu w różnych aranżacjach. Z jednej strony to dobrze, gdyż zachowana jest muzyczna ciągłość. Z drugiej strony powtarza się sytuacja z „Land of the Tiger”, gdzie też Hooper wałkował w kółko jeden temat. W przypadku „Andes to Amazon” mamy więc dwa świetne tematy i, niestety, niewiele więcej. Chociaż trzeba przyznać, że połączenie tego duo, szczególnie w kawałku „From the Andes” wypada naprawdę wybornie, a słuchając ich bogatego brzmienia aż chce się żyć!
Cała płyta jest jednak prawie tak długa, jak tytułowe Andy – co w przypadku kilkugodzinnego dokumentu nietrudno zrozumieć. Tylko, że nawet największa przygoda potrafi po pewnym czasie znużyć, szczególnie w aż 28, następujących po sobie odsłonach. Choć to i tak jedna z najlepszych partytur w dorobku Hoopera – z pewnością ciekawsza od, jednak zbyt monotonnego „Land of the Tiger” i bijąca na łeb anonimowe Pottery. Oczywiście w porównaniu z imponującymi pracami Bruno Coulais, czy George Fentona zdaje się być znacznie skromniejsza, bardziej kameralna i nie tak porywająca. Ale i tak chciałoby się, żeby Hooper częściej wypuszczał się na podobne wojaże, przywożąc ze sobą trochę egzotycznej i dobrej muzyki jak ta. Za „Andes to Amazon” nie pozostaje mi bowiem nic innego, jak tylko powiedzieć: Muchas grasias, Nicolao!
0 komentarzy