Rok 1993 był dla Johna Williamsa nadzwyczaj udany. Napisał wtedy dwie genialne ścieżki dźwiękowe: "Park Jurajski" i nagrodzoną Oscarem "Listę Schindlera". Ta ostatnia jest uważana za przełomową dla kariery Amerykanina. Po skomponowaniu muzyki do filmu Spielberga, maestro dużo chętniej pisał do dramatów, a jego soundtracki stały się dojrzalsze i niosły ze sobą więcej emocji. Wciąż nie brakowało im polotu, ani pomysłów, ale nie były już tak przebojowe i efektowne jak trylogia "Gwiezdnych Wojen" czy "Indiany Jonesa". Jedną z najlepszych ścieżek Williamsa napisanych po 1993 jest ilustracja przejmującego filmu przestawiającego walkę Amerykanów o wolność dla afrykańskich niewolnikach – "Amistad".
John Williams zawsze chętnie angażował się w projekty związane z przełomowymi dla USA wydarzeniami. Wśród projektów Maestro można znaleźć tematy napisane na potrzeby Igrzysk Olimpijskich w Atlancie i Salt Lake City oraz "Liberty Fanfare" (stworzoną na obchody święta 4 lipca 1986 roku), a wśród filmów nad którymi pracował jest wiele związanych z historią Ameryki, między innymi: "J.F.K.", "Szeregowiec Ryan" czy "Midway". Nie ma więc wątpliwości, że tematyka "Amistad" odpowiadała Williamsowi, co więcej za reżyserię obrazu wziął się jego wieloletni współpracownik – Steven Spielberg. Kompozytor miał, więc wielce sprzyjające warunki, by napisać świetną ścieżkę dźwiękową i wykorzystał je w stu procentach.
Największym atutem tego soundtracku są dwa wspaniałe tematy główne. Pierwszy z nich to pełen pozytywnych emocji hymn, który rozwija skrzydła w niezwykle efektownym – "Dry Your Tears, Afrika". Utwór niesie radość z wolności afroamerykańskich niewolników. Dzięki połączeniu klasycznej orkiestry, afrykańskich perkusji i chóru, jest bardzo charakterystyczny i łatwo zapada w pamięć. Osobiście uważam tą kompozycję za jedną z najlepszych w całej karierze Williamsa, a jej słuchanie to dla mnie prawdziwa przyjemność. To właśnie ten utwór sprawia, że bardzo często wracam do tej ścieżki dźwiękowej. Drugi z głównych tematów płyty niesie zupełnie inne emocje. Melodia poświęcona Cinque wyraża smutek, tęsknotę za domem i niepewność własnego losu. Często towarzyszy jej solowy, operowy głos Pameli Dillard, co dodaje jej głębi. Chociaż motyw nawiązuje swoja budową do muzyki poświęconej Imperatorowi Palpatine z "Powrotu Jedi", w niczym nie zmniejsza to jego klasy i zdolności do wyzwalania emocji.
Jako, że "Amistad" opowiada o losach niewolników z Afryki, Williams nawiązał w swojej pracy do specyficznej muzyki tej części świata. Etniczne perkusje z "Cinque's Memories Of Home" aż "pachną" czarnym lądem i doskonale opisują dom rodzinny Cinque. Natomiast charakterystyczne piszczałki otwierające pełen napięcia utwór "Crossing The Atlantic" perfekcyjnie łączą się z dramatycznym chórem, powalając ładunkiem emocjonalnym. Ciekawie prezentują się również wokale stylizowane na muzykę plemienną, jakie możemy usłyszeć w "Sierra Leone, 1839 and The Capture Of Cinque" i końcówce "July 4, 1839". Afrykańskie smaczki można znaleźć prawie we wszystkich kompozycjach płyty, co pokazuje jak doskonale Williams odnalazł się w specyfice filmu.
Kompozytor zawarł w swojej pracy kilka podniosłych utworów, zbudowanych w bardzo charakterystyczny dla niego sposób. Powolne, oparte na smyczkach lub solowej trąbce melodie Williams wykorzystywał już w "J.F.K.", "Midway", "Supermanie" i później w "Szeregowcu Ryanie". Na płycie z "Amistad" takie fragmenty możemy odnaleźć w "The Long Road To Justice" i "Mr. Adams Takes The Case". Warta uwagi jest również fantastyczna, chóralna końcówka "Middle Passage" oparta na temacie z "Dry Your Tears, Afrika" – zdecydowanie jeden z najciekawszych momentów albumu.
Muzyka Williamsa idealnie dopełnia dzieło Spielberga. Można by rzec, że to u tego kompozytora standard, jednak tym razem ścieżka dźwiękowa jest dla filmu równie ważna jak dialogi. To ona kreuje atmosferę bólu i cierpienia, a bez niej obraz stałby się ubogi i niepełny. Elementy etniczne nadają jej charakterystyczności, a dzięki niezwykłemu ładunkowi emocjonalnemu, bardzo przyjemnie słucha się jej poza obrazem. W mojej ocenie "Amistad" to jedna z najbardziej przejmujących ścieżek dźwiękowych Johna Williamsa. Muzyka sprawuje się nienagannie od strony technicznej, a materiał na płycie tworzy bardzo spójną całość. Natomiast wadą jest to, że bez odpowiedniego nastawienia krążek może okazać się nużący. Przez większość czasu album przekazuje słuchaczowi te same emocje, niezbyt reprezentatywna jest też typowo "amerykańska" muzyka Johna Williamsa, o której pisałem akapit wyżej. Efekt jest taki, że w środku albumu odbiorca ma prawo trochę przysnąć i stracić zainteresowanie. Jednak przy odpowiednim podejściu i nastroju "Amistad" może dać bardzo dużo satysfakcji i nie jedno emocjonalne uniesienie…
"Amistad" to muzyka niezwykle piękna i przejmująca. Znajdziemy na niej zarówno klasyczną orkiestrę, jak i etniczne instrumenty, momenty liryczne, dramatyczne, ale również wyrażające radość. Choć płyta może trochę znużyć słuchacza w swoim środku, to przy odpowiednim nastawieniu poruszy każdego. Bez wątpienia jest to jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych Williamsa, a moim zdaniem równie emocjonalna, co "Lista Schindlera". Czy trzeba dodawać coś jeszcze?
0 komentarzy