American Beauty
Kompozytor: Thomas Newman, różni wykonawcy
Rok produkcji: 1999
Wytwórnia: DreamWorks
Czas trwania: 46:20 min.

Ocena redakcji:

 

Soundtrack z filmu "American Beauty" kupiłem ochoczo, gdyż bardzo podobał mi się film, zaciekawiła muzyka w nim zasłyszana i w dodatku bardzo cenię i lubię pana Newmana, którego muzyki (prawie) zawsze bardzo dobrze się słucha i zawsze czymś zaskakuje. Gdy kupiłem album byłem jednak troszkę rozczarowany. Główny powód jest taki, że jest to zwykła, sztampowa wręcz składanka z filmu (posiadająca kilka smaczków, ale bez przesady). Płytę otwiera muzyka początkowa z filmu autorstwa w/w kompozytora i jest to bardzo ładna kompozycja, która stanowi idealny prolog. Potem następuje cała masa mniej lub bardziej znanych starszych przebojów, które nie zostały ułożone według jakiegoś specjalnego klucza (choć może tak jest), niemniej jednak wciąż słucha się ich dobrze i pasują do filmu oraz jego klimatu. Ze szczególną sympatią wysłuchałem "All Right Now", "The Seeker" czy też "Don't Rain On My Parade", jednakże co by nie mówić, to żadna z tego rewelacja. Większość z tych piosenek jest na tyle stara i wyeksploatowana, że nie powala na kolana. Poza tym wiele zależy też od tego, co kto lubi i w jakim akurat jest nastroju, a z tym bywa różnie. W związku z tym wszystkie te śpiewane hity mają podobny poziom, jeśli idzie o satysfakcję i słuchalność – w moim przypadku niezbyt wysoki.

Jeśli idzie o epilog, to całość kończy bardzo piękny utwór "Any Other Name", który pojawia się na końcu filmu i jest on w moim mniemaniu jednym z lepszych (o ile nie najlepszym) kawałków napisanych do "American Beauty", a już z pewnością najlepszy na tej płycie – spokojna, wyciszona, oddalająca się melodia. Fakt faktem, że płyta maniaków filmowej muzyki rozczaruje z pewnością, jednak słucha się jej dobrze, a wielbiciele starszych kawałków na pewno będą zadowoleni. To dobry przeciętniak, który dodatkowo ratują zamieszczone tam i trafnie umiejscowione kompozycje Newmana. Mimo to lekki niesmak pozostaje. Na szczęście można to sobie odbić z nawiązką…
 

<param allowfullscreen="" cke:embed="" frameborder="0" height="349" name="movie" pluginspage="http://www.macromedia.com/go/getflashplayer" quality="high" src="%3Ciframe%20width=%22425%22%20height=%22349%22%20src=%22http://www.youtube.com/embed/6sWll2mqPD0%22%20frameborder=%220%22%20allowfullscreen%3E%3C/iframe%3E" type="application/x-shockwave-flash" value="

americanbeauty-1229334-1590001029

 

W rok po średniej składance z filmu, wytwórnia DreamWorks wydała osobną płytkę ze scorem, który w pełni mnie usatysfakcjonował i posłał w zapomnienie poprzednią płytę. O ile mi wiadomo jest to pełne wydanie, chyba, że ktoś wynalazł jakiegoś bootlega, ale o takim nie słyszałem (zresztą w ogóle w przypadku Thomasa Newmana bootlegi są rzadkością, co też bardzo mnie cieszy).
 

Kompozycja pierwsza (a także 18) pokrywa się z utworami umieszczonymi na końcu i początku wspomnianego soundtracku. I te w zasadzie mógłbym tu pominąć, gdyż są to utwory reprezentacyjne – zawierające temat główny i końcowy. Z pewnością jednak w dalszej części tekstu coś o nich wypłynie, a tymczasem wspomnę jeszcze o tym, jak bardzo podoba mi się "Any Other Name" – mój absolutny faworyt tej partytury, pomimo ogromnej konkurencji i wysokiego poziomu całości. Mimo swojej spokojnej, wręcz usypiającej nuty i bardzo wolnego rozwinięcia oraz oszczędnych środków, jest to bardzo pamiętny motyw (także dzięki scenom filmu), który zostaje w pamięci na zawsze. Muzyka z "American Beauty" jest ogólnie wyciszona i nie ma w niej większych wybuchów, werbli i tego typu rzeczy – cały czas pozostaje w jednym tonie, przypominając nam, że stanowi tło filmu. Jest to jednak bardzo mocne tło, które nie nudzi i świetnie daje sobie radę samodzielnie. Przykładem jest utwór nr 2: melodia równie spokojna, jak poprzednie, ale rytmiczna (pojawia się w snach Lestera o Angeli), budzi szczególne odczucia – aż chce się zamknąć oczy i pomarzyć… Podobnie i "Power Of Denial" – bardziej żwawa kompozycja, jednak niezbyt oddalona klimatem i rytmem od poprzedniej. Bardzo sympatyczna. Kolejny utwór, "Lunch With The King", wprowadza nas na nowe tory. Jest jeszcze bardziej żwawy od poprzednika, chociaż czerpie sporo z tematu przewodniego. Dopiero "Mental Boy" przystopowuje całość, a jednocześnie nadaje tajemniczości i nastroju pozostałym kompozycjom. Również piękna melodia i pierwsza naprawdę smutna i dramatyczna nuta na tej płycie.

t_newman-4317634-1590001032 W podobnym tonie (ale o ileż różnym i jakże optymistycznym!) jest "Mr. Smarty Man". Z kolei następny za nim "Root Beer" to już prawdziwy oryginał, który podnosi napięcie w sposób dość nieoczekiwany… I właściwie przez całą płytę dostajemy na przemian utwory o różnym zabarwieniu emocjonalnym, które raz są nad wyraz spokojne, jak następny w kolejce utwór tytułowy – przedsmak "Any Other Name" – a innym razem bardziej dramatyczne i dynamiczne od reszty (np "Bloodless Freak"). Schemat ten występuje jednak tylko w środku płyty, gdyż zarówno utwory 1-3, jak i 14-19 nie różnią się od siebie tak bardzo, jeśli idzie o muzyczny kontrast. Mimo to całość zachowuje melodyczną ciągłość, dzięki jednolitemu klimatowi i powtarzalności rytmów oraz tematów (przewijają się 3 takie nuty, przedstawione odpowiednio w trzech pierwszych ścieżkach: temat główny/temat Lestera; temat miłości, tudzież Angeli i temat hmm… akcji, ogólnie opisujący zarówno konkretne miejsce, w jakim ta się dzieje, jak i działania bohaterów jako takie). Nie można jednakowoż mówić w tym przypadku o monotonii i nudzie, a wręcz przeciwnie – zabieg ten sprawia, że płyty słucha się po prostu lepiej.

Jeśli zaś idzie o zabiegi instrumentalne to powiem tylko, że trudno o bardziej klasycznego i reprezentatywnego Newmana. Jest to bowiem kwintesencja kompozytora – jak mało, która ścieżka potrafi ukazać jego styl i sposób pracy w pełni. Z drugiej strony, pomimo wielu oryginalnych i osobliwych zabiegów, niczym wielkim nie zaskakuje. Wszystko podane jest na tacy, choć w taki sposób, że każdorazowo smakuje wręcz wybornie. Można oczywiście spędzać godziny w towarzystwie tej muzyki i raz po raz doszukiwać się nowych znaczeń i odnośników, ale właściwie nie ma potrzeby. O ile wiele prac Newmana to często muzyczne puzzle, o tyle "American Beauty" łyka się w całości za pierwszym razem. Pewnie dlatego jest to jego bodaj najsłynniejsza i najbardziej ceniona praca. Są wprawdzie chwile, kiedy muzyka ta niebezpiecznie blisko zbliża się do tej gorszej w odsłuchu ilustracji, ale dzieje się tak niezwykle rzadko i linia ta nie zostaje ani razu przekroczona. Reasumując: przepiękna płyta, która w niczym nie ustępuje "Road to Perdition", a od której bardziej podobał mi się chyba tylko "The Horse Whisperer". Zdecydowanie jeden z lepszych Newmanów – dziś już Newman klasyk, od którego dla wielu (w tym także dla mnie) przygoda z tym kompozytorem zaczęła się na dobre. Potwierdzeniem tegoż stwierdzenia są też liczne nagrody i nominacje dla tej partytury (w tym do Oscara). Jedyny mankament to długość płyty (krótsza nawet od zwykłego soundtracku!!). Cała reszta jest świetna, stąd też najwyższa możliwa nota.

Autor recenzji: Jacek Lubiński
  • 1. Dead Already - Thomas Newman
  • 2. Because - Elliott Smith
  • 3. Free To Go - The Folk Implosion
  • 4. All Right Now - Free
  • 5. Use Me - Bill Withers
  • 6. Cancer For The Cure - Eels
  • 7. The Seeker - The Who
  • 8. Don't Rain On My Parade - Bobby Darin
  • 9. Open The Door - Betty Carter
  • 10. We Haven't Turned Around - Gomez
  • 11. Bali Ha'i - Peggy Lee
  • 12. Any Other Name - Thomas Newman
3
Sending
Ocena czytelników:
0 (0 głosów)

2 komentarze

  1. Radzimir

    Ocena może być tylko jedna.

    Odpowiedz
  2. DanielosVK

    Zaiste.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...