Hans Zimmer, jako dotychczas jedyny kompozytor w historii, miał okazję zilustrować trzech najbardziej ikonicznych superbohaterów – ‘Wielką Trójcę Manów’ spod znaku DC i Marvela. Do czasu „Niesamowitego Spider-Mana 2”, był na równi z poprzednim liderem – Dannym Elfmanem – mającym na koncie Człowieka-Nietoperza i Człowieka-Pająka. Zadanie to na pewno nie było łatwe, ponieważ każda z postaci wymagała zupełnie innego tworzywa muzycznego, które trzeba było pogodzić ze stylem własnym artysty.
Najważniejszą kwestią przy pracy nad ścieżką dla superbohatera jest niewątpliwie temat przewodni. Kierunek, jaki obrał tu Niemiec można uznać za dosyć niespodziewany. Otóż Człowiek-Pająk, zamiast smukłego, gibkiego konturu melodycznego, otrzymał klasycznie amerykańską, telewizyjną fanfarę, która w żaden sposób nie oddaje 'gimnastycznego' charakteru aparycji Spider-Mana, lecz ujmuje go jako reportera w kostiumie, względnie postać medialną, wszechobecną we wszystkich codziennych wiadomościach. Z tego punktu widzenia jest to zabieg na pewno trafny, bez wątpienia odważny, choć trochę pretensjonalny, ale w ogólnym rozrachunku udany i, paradoksalnie, oryginalny. Temat doskonale wypada w scenach lotów tytułowego bohatera przez miasto, lecz słabiej w scenach walki (najlepiej w „So Much Anger” i „Cold War”). Na przestrzeni partytury jest wielorako przetwarzany, zmieniając swoją emocjonalną wymowę (na liryczną – fortepian, heroiczną – z elektrycznymi gitarami, co przywodzi na myśl słynną kreskówkę oraz aranżację typu 'muzyka codziennej beztroski' – w stylu rockowo-popowym). Zastanawiające jest, czy Hans ironicznie nie odpowiedział tą zabawnie anachroniczną fanfarą na zarzuty odnośnie małej epickości oprawy dla Supermana. Generalnie, temat dobrze się słucha ze względu na kontrast z pozostałym materiałem i ciekawość intencji kompozytora. Sam w sobie nie ma nic szczególnego (wręcz można go odebrać jako tandetny).
A co z głównym czarnym charakterem, należącym do typów postaci, które Zimmer tak wyraziście opisał w dwóch filmach Nolana?
Muzyka dla Electro to zdecydowanie najmocniejszy i najbardziej wybijający się element partytury. Pomysł na nią można nazwać syntezą języków wykreowanych dla Jokera i Bane'a – użycie głosu wokalnego i narastającej, ‘skwierczącej’ elektroniki. Koncepcja ilustracyjna jest tu dość złożona – składa się z dwóch różnych emocjonalnie i stylistycznie formuł, będących opracowaniami jednego tematu. W pierwszej odsłonie jawi się on jako melancholijny, bardzo wschodnioeuropejski, aż chciałoby się powiedzieć 'polski'. W zaskakującej aranżacji na posępny i jednocześnie fikuśny klarnet z delikatnym akompaniamentem, przypisany jest samotnemu, zagubionemu i niedocenionemu naukowcowi z ogromnym kompleksem niższości, powodującym u niego poważne problemy psychiczne.
Śpiewany przez Pharrella Williamsa na tle fagotowego ostinata a'la Carmina Burana, staje się histeryczną ewokacją gniewu – oddaje istotę, jaką stał się uczony. Niekiedy pojawia się kontrapunkt na gitarze elektrycznej, który jednak bardziej pasuje do Spider-Mana (mógłby być jego dodatkowym motywem). Zimmer stosuje różnorodną artykulację – od szeptanej melorecytacji, przez konwulsyjno-zawodzący śpiew, po pełne bulgoczącej wściekłości, gardłowe, jakby przytłumione swoją intensywnością krzyki, które mają lada moment doprowadzić do wybuchu dzikiej furii. Tekst jest tym razem jednak bardziej złożony, niż, i tak efektowne, „Deshi Deshi Basara Basara” – zawiera słowa frustracji kłębiące się w głowie naukowca. Kompozytor wprowadza też 'zwiastunowy' chór, potęgujący jeszcze dramatyzm całości. Obecnych jest również oczywiście multum dźwięków elektronicznych, imitujących napięcie elektryczne, których stosowności nie trzeba chyba tłumaczyć (tego między innymi brakowało w „Transformers”). Trzeba przyznać, że myśl Hansa była w przypadku Electro zdecydowanie naładowana dodatnio. Funkcjonuje w obrazie mistrzowsko, wywołując niekiedy nawet dreszcze (scena na Times Square!). Ciekawe, czy wybór tonacji (e-moll) był celowy względem złoczyńcy…
Po przebrnięciu przez dwie tak frapujące pozycje („I'm Spider-Man”, „My Enemy”), słuchacz początkowo pozostaje niejako obojętny na pozostały materiał, który jednak z czasem, choć dużo mniej atrakcyjny, również zaczyna być postrzegany jako interesujący. Warte uwagi momenty występują głównie w muzyce akcji, mimo iż typowej dla Zimmera ostatniego dziesięciolecia, czyli repetytywnej i opartej na wzmagającej się motoryce (skojarzenia z „Rush”). 'Wulgarna' elektronika przenosi action score na pogranicze house'u, co znacznie ubarwia brzmienie. Dobrze wypadają też wstawki gitarowe. Dzięki temu, obecne na drugiej płycie piosenki dobrze komponują się ze ścieżką ilustracyjną. Zauważalnie, choć raczej mało klarownie odmalowany został Zielony Goblin – jedynie eterycznym glissandem. Zupełnie nieźle przedstawia się też muzyka dla Oscorp („Sum Total”), z tajemniczym motywem przypominającym wizytówkę Jor Ela z „Man of Steel”.
„The Amazing Spider-Man 2” to dobry soundtrack do słabego, nierównego pod względem akcji i niesprecyzowanego wyrazowo filmu (twórcy jak zwykle chcieli trafić do wszystkich grup wiekowych). Wielki plus za nietypowe podejście do tematu herosa i niezwykle efektowną deskrypcję Electro. Powstała jedna z najciekawszych ścieżek do filmów o superbohaterach, która jednak może być trudna w odbiorze dla przeciętnego fana muzyki filmowej, ze względu na zbyt bliską współczesnej muzyce rozrywkowej stylistykę.
Bardzo ciekawa recenzja i ogólnie miłe zaskoczenie, bo spodziewałem się po Zimmerze bardziej sztampowego podejścia. Tym niemniej nie są to za bardzo moje klimaty, więc pozostanę przy solidnej trójce.
Mam poczucie, że Zimmer na nowo wraca na „jasną stronę mocy”. W pewnym momencie miałam wrażenie że już nie może mnie zaskoczyć niczym nowym, że zmienił się w rzemieślnika zamiast artystę. Po „Rush” zaczęłam zmieniać zdanie. Soundtrack do Spider Mana przekonuje mnie w 100%! Z jednej strony jest temat który moim zdaniem wręcz idealnie oddaje koncept „tkania sieci” przez pająka, z drugiej – fenomenalne dźwięki wręcz kipiące emocjami Electra. Love it!
Film zaskakująco dobry, a muzyka piorunująco dobrze odnajdująca się w tym obrazie. Szkoda tylko, że album potraktowano jak tanią kurtyzanę tnąc partyturę bez większego ładu i składu. Mimo tego nic innego nie idzie postawić jak tylko 4. Eksperymentujący Zimmer – tego właśnie chcemy! 🙂
Ode mnie też 4 – znakomity i, co ważniejsze, niezwykle inny, świeży Hans.