Składanki utworów z różnych filmów pełnią zasadniczo dwie funkcje. Mogą stanowić podsumowanie twórczości jakiegoś kompozytora czy muzycznego nurtu. Wówczas ich odbiorcami z reguły są osoby, które dane dzieła już znają i lubią. Z drugiej strony składanka może być rodzajem wprowadzenia, odsłonięciem pewnych – czasem nieznanych, czasem niedocenianych – rewirów.
Dwupłytowe wydawnictwo „Ale filmy!” należy zasadniczo do tej drugiej kategorii. Zbierając utwory polskich kompozytorów, służy wprowadzeniu w świat muzyki filmowej słuchaczy szerzej z nim nieobeznanych. Może też jednak okazać się ciekawą propozycją nawet dla zadeklarowanych fanów gatunku.
Dzieje się tak dzięki połączeniu znanych, powszechnie lubianych przebojów z utworami, które łatwo mogły umknąć uwadze. Mamy więc nieśmiertelny „Taniec Eleny” Michała Lorenca i łagodny temat Leszka Możdżera z niedawno obecnego w naszych kinach obrazu „Wszystkie kobiety Mateusza”. Takie rozwiązanie umożliwia nie tylko zanurzenie się w znajomych dźwiękach, ale także, niejako mimochodem, zapoznanie się z czymś nowym.
Cieszy duża liczba utworów ze współczesnych dzieł, pokazujących dzisiejszą twarz polskiej muzyki filmowej. W niektórych przypadkach mogą one pobić nawet szeroko znane i cenione przeboje. Fantastyczne wrażenie robi mistyczny, chóralny „Finał” Bartka Gliniaka z „Joanny”, trochę sympatycznego luzu wprowadza „Motor i dziewczyny” Tomasza Gąssowskiego ze „Sztuczek”. Całość ma przy tym bardzo wyraźnie zarysowaną atmosferę. Dominują bowiem melodyjne, tematycznie wyraziste, liryczne utwory. Pierwsza płyta „Ale filmy!” ma w sobie coś kojącego. Polscy kompozytorzy jawią się jako eleganccy tradycjonaliści, którzy cenią w muzyce łagodność i intymność.
Oczywiście zdarzają się wyłomy w tym obrazie. Najostrzej chyba wybija się nieśmiertelny „Polonez” z „Pana Tadeusza”, którego efektowna gwałtowność chyba niepotrzebnie burzy miękką emocjonalność. Zupełnie pozbawiona sensu wydaje się natomiast obecność „W ciemności” Antoniego Komasy-Łazarkiewicza. Długi, wypełniony wyłącznie mrocznym underscorem utwór stanowi niepotrzebny zgrzyt. Trudno odgadnąć, kto mógłby tego słuchać dla przyjemności.
Druga płyta tego obfitego wydawnictwa zawiera liczne piosenki. Panuje tu pewien chaos, bo zebrano kawałki napisane specjalnie do poszczególnych filmów, inspirowane nimi, a także nowe wykonania starych przebojów. Zasadniczo lepiej byłoby chyba skupić się wyłącznie na współczesnych pracach. Łączenie nowej wersji „Miłość ci wszystko wybaczy” rodem z przedwojennego „Szpiega w masce” z wielkim współczesnym przebojem „Nie pokonasz miłości” wypada trochę sztucznie.
Jedno natomiast jawi się jasno. Nasze filmowe piosenki w niczym nie ustępują tym hollywoodzkim. Ich królem jest niewątpliwie Krzesimir Dębski. Nawet jeśli z lekkim pobłażaniem traktuje się „Dumkę na dwa serca”, jest to nasze rodzime „My Heart Will Go On”. Na płycie znalazły się także afrykańsko-popowe „Mama Afryka” i wygrzebana ze słusznie zapomnianego filmu „Stara Baśń”. Kto jednak woli nieco mniej tradycyjne podejście i bardziej zadziorne brzmienia, tego ucieszą pewnie kultowe piosenki z „Młodych Wilków”.
Być może stanowiłoby przesadę wymaganie, by skupić się wyłącznie na współczesności. Prawdopodobnie przyciągnęłaby ona nieco mniej słuchaczy. Zebrano więc trochę typowych hitów, charakterystycznych dla tego typu składanek, ale dokonano też kilku wyborów niebanalnych, które mogą zachęcać do dalszych muzycznych poszukiwań. Dlatego to wydanie należałoby określić mianem wprowadzenia – dzięki wielu bardzo znanym utworom dla zupełnie początkujących, zaś dzięki równie licznym dziełom mniej znanym również dla bardziej doświadczonych słuchaczy. Zwłaszcza, że muzyka filmowa polskich kompozytorów traktowana jest zwykle nieco po macoszemu, a przecież ma tak wiele do zaoferowania.
0 komentarzy