Trudno może w to uwierzyć, ale kiedyś w Polsce powstawało wiele filmów (i seriali) dla młodego widza. Specjalizowali się w nim głównie Stanisław Jędryka i Janusz Nasfeter. Jednak w latach 80. pojawiła się „Akademia pana Kleksa” w reżyserii Krzysztofa Gradowskiego, z niezapomnianym Piotrem Fronczewskim w roli głównej. Film będący wypadkową baśni, musicalu oraz SF opowiada o młodym chłopcu imieniem Adaś, który trafia do tytułowej akademii prowadzonej przez niekonwencjonalnego profesora Ambrożego Kleksa. Adaptacja powieści Jana Brzechwy (pierwszej części trylogii) była zderzeniem świata wyobraźni z nowoczesnością, zaś mimo upływu lat posiada spore grono fanów.
Równie popularna i znana jest muzyka z tego dzieła. Chociaż, będąc bardziej precyzyjnym, należałoby powiedzieć piosenki, oparte (w sporej części) na wierszach Brzechwy w bardziej współczesnej (czyli stylu lat 80.) estetyce. Te już w dniu premiery zostały wydane przez Tonpress i co jakiś czas są wznawiane. Muzyka instrumentalna takiego szczęścia nie miała. Do czasu, gdy pojawiło się GAD Records. Autorem kompozycji do tego dzieła był Andrzej Korzyński, dla którego lata 70. i 80. to najlepszy okres w karierze.
Samą muzykę można niejako podzielić na dwie grupy. Pierwsza to ilustracja bajkowa, napisana na orkiestrę. Pod tym względem prym wiedzie „Motyw bajkowy” I i II, dający duże pole do popisu dla smyczków. I od razu zostajemy wrzuceni pod dźwięki godne klasycznych produkcji Disneya, zaś motyw ten staje się dość częstym, lecz mile widzianym gościem. Te fragmenty budzą respekt bogatą aranżacją, gdzie swoje robi także klawesyn (klasycyzujące „Kaprysy następcy tronu”, „Zlot bajek”), niemal horrorowe smyczki („Polowanie / Spotkanie z wilkiem”) czy drobne zabarwienia etniczne („Na targu w Klechdawie”, pełne fletów „Wilki zdobywają zamek” oraz motyw doktora Paj-Chi-wo ocierający się o orient).
Druga grupa to muzyka grana przez mały zespół, idąca ku elektronice oraz bardziej rockowym popisom. Swoją reprezentację ma tutaj główny antagonista, czyli Golarz Filip. Jego obecność jest akcentowana suspensowym motywem, budzącym od razu niepokój („Zakład Golarza Filipa”, „Golarz węszy w Akademii”), ale to tylko jedna strona. Energetycznego kopa serwuje już otwierający całość „Kosmiczny prolog” (temat powraca w finałowym „Laserze Golarza”), gdzie perkusja z gitarą dają do pieca. To jednak dopiero rozgrzewka przed dwoma najdłuższymi utworami, których nie powstydziłaby się żadna prog-rockowa formacja. „Walka planet” (ostatecznie nie użyta w filmie) to popis instrumentalistów – przede wszystkim perkusji oraz gitary, która odlatuje w kosmiczne rewiry. To jednak nic przy „Śnie o siedmiu szklankach” – nie tylko jest to kolos, ale wiele razy zmienia się tu melodia, tempo i aranżacja, dając szerokie możliwości wszystkim muzykom. Będziecie do tego utworu wiele razy wracać.
Żeby jednak nie było za słodko, to album ma jedną, dość poważną wadę: wiele krótkich utworów, które bardzo szybko się kończą. Na szczęście nie ma ich zbyt dużo, przez co poczucie straconego czasu nie ciąży mocno. Rekompensuje tą wadę fakt, iż część materiału to wersje alternatywne, troszkę rozszerzone od pierwotnych wersji.
Muszę przyznać, że „Akademia pana Kleksa” to jedna z tych ścieżek, na które warto było czekać. Korzyński miesza tutaj hollywoodzki rozmach z bardziej współczesnym brzmieniem rockowo-elektronicznym. W efekcie powstała bardzo unikatowa muzyka w polskim kinie, pełna nieograniczonej wyobraźni, odrobiny szaleństwa oraz fantazji. Do tego bardzo dobrze zachowana (dźwięk to żyleta) i zmontowana, jest w stanie obudzić dziecko w każdym. Słuchając jej dosłownie cofnąłem się do dzieciństwa, co wydaje mi się największą rekomendacją dla muzyki do kina familijnego.
0 komentarzy