Wiele jest filmów podobnych przynajmniej tematycznie do "The Abyss". Jednak niewiele potrafiło mnie tak zaintrygować. Istnienie obcych cywilizacji w kosmosie a czasami nawet na ziemi od wieków frasowało najtęższe głowy świata. Jednak jedynym wnioskiem, do jakiego udało im się dość jest stwierdzenie, że byłoby wielkim marnotrawstwem gdyby ludzie byli jedynymi inteligentnymi istotami we wszechświecie. Mit obcych jak już wspomniałem intrygował także filmowców. Dzięki niezwykle rozwiniętej literaturze fantasy i science-fiction źródła nowych i zasadniczo oryginalnych tematów i fabuł są do tej pory niewyczerpane. Jednak tylko nieliczne filmy o obcych stały się prawdziwymi ikonami gatunku. "Obcy", "Gatunek", "Predator" czy "Star Trek" to dzieła doskonale znane. Ja do tej czołówki filmów science-fiction zaliczam także "The Abyss". "Otchłań" – bo taki jest polski tytuł tego obrazu – zasadniczo tak jakby przez przypadek zahacza o wątek obcych. Film zaczyna się dość zwyczajnie pokazaniem pracy ludzi na wielkich głębokościach, którzy dostają okazyjne zlecenie pomocy kilku wojskowym w spenetrowaniu zatopionej łodzi podwodnej z głowicami jądrowymi na pokładzie. Nic nadzwyczajnego. A jednak w dalszej części filmu pojawiają się niewiadomo skąd przybysze z innego świata, którzy ostateczne odgrywają tutaj kluczową rolę. Film bardzo ciekawy z zaskakującymi zwrotami akcji i świetnymi zdjęciami. Jednak to, co mi się najbardziej spodobało w tym obrazie to klimat. Mroczne głębie oceanów, niebezpieczna misja a z drugiej strony obcy i ich niezwykła poświata. Wszystko to tworzy niesamowity nastrój tajemniczości i przygody. Tak niezwykły film potrzebował niezwykłej oprawy muzycznej. Tą zajął się Alan Silvestri.
Silvestri to jeden z moich ulubionych kompozytorów. W przeciwieństwie o innych twórców ścieżek dźwiękowych ten nie idzie na łatwiznę i tworzy niezwykle rozbudowane, skomplikowane i przemyślane kompozycje. Ta ścieżka jest tego żywym przykładem. Mimo iż znacząco się ona różni od innych kompozycji Silvestriego to można wyczuć tutaj rękę mistrza i zachwycić się jego umiejętnościami. Ścieżkę dźwiękową z filmu "The Abyss" można śmiało podobnie jak sam film podzielić na dwie części. Pierwsza to ta przedstawiająca film bez obcych. Akcja opiera się tutaj na poszukiwaniach zatopionej łodzi podwodnej i zmaganiom załogi podwodnej platformy z chorymi wojskowymi. Jednak z momentem pojawienia się na ekranie istot pozaziemskich muzyka zyskuje nowe brzmienie. Pojawiają się chórki, ciekawe formy i piękne motywy.
Początkowe kompozycje to przeważnie gra dźwięków. Po tym jak w "Main Title" słyszymy ciekawe chórki, po których następują świetne bębenki powoli zagłębiamy się w podwodny świat pełen mroku i tajemnicy w "Search The Montana". Towarzyszą nam tutaj przeciągłe niskie i wysokie brzmienia potęgujące nastrój tajemniczości. Dopiero w kompozycji "The Crane" słyszymy nieco podniosłych i dynamicznych dźwięków, które nie można jednak nazwać motywem. Kompozytor sięgnął tutaj raczej po pewien rodzaj formy muzycznej, która mogła uchodzić za motyw w "Predatorze". Jest to jedno z tych miejsc na ścieżce gdzie można spokojnie rozpoznać styl kompozytora. Znowu w "The Manta Ship" doświadczamy powrotu do subtelnych, ale i nieco złowieszczych dźwięków przypominających nam, że jesteśmy na dnie oceanu a nad nami unoszą się hektolitry słonej wody. W tym utworze nie ma żadnych nagłych zwrotów czy wyrazistych motywów. Jest to po prostu podkład, na którym nasza wyobraźnia buduje własne melodie. Mimo pozornego bezruchu ten zabieg nie pozostawia nas obojętnymi. Dopiero po jakichś czterech minutach pojawia się nieco głośniejsze uderzenie z pojawiającymi się i znikającymi gdzieś po drodze chórkami. Podobne nieco hipnotyczne i budujące nastrój dźwięki pojawiają się w "The Pseudopod". Początkowo budują one napięcie i nieco niepokoją, ale po jakichś trzech minutach przechodzą w dość wesołą melodyjkę przypominającą trochę dokonania Johna Williamsa w "Harrym Potterze". Bardzo ciekawe rozwiązanie zastosował kompozytor także w utworze "The Figth" gdzie początkowo pojawia się dość szybki, niespokojny i nieco elektroniczny rytm, któremu towarzyszą majestatyczne pomruki. Znowu w "Sub Battle" znów mamy powrót do tego "predatorowego" brzmienia doskonale obrazującego walkę. Takie połączenie szybkich, urywanych trąbek, perkusji i chaotycznych uderzeń fortepianu daje świetny efekt.
Z kolei z utworem ósmym wkraczamy w drugą część ścieżki mającą już bardziej muzyczny i zdecydowany charakter. W "Lindsey Drowns" początkowo słyszymy spokojne, choć nieco mrożące krew pomrukiwania. W końcu po dwóch minutach słyszymy głębokie i dudniące uderzenia, które w połączeniu z przeciągłymi smyczkami dają wrażenie wielkiej przestrzeni, ale z drugiej strony i niebezpieczeństwa. Muzykę tą słyszymy, gdy Bud holuje Lindsey po dnie oceanu do platformy. Ona kilka minut wcześniej utopiła się dając mu możliwość dopłynięcia do bezpiecznego miejsca. Teraz on ciągnie jej martwe i bezwładne ciało wiedząc, że liczy się każda sekunda, która może ją przywrócić do życia. Te powolne, głębokie uderzenia słyszanego gdzieś w oddali fortepianu są niczym zegar odliczające kolejne sekundy. Ta niezwykła ilustracja muzyczna jest naprawdę sugestywna i wprawia w stan zdenerwowania – wzbudza niepokój a nawet lekki strach. Pewnym światełkiem pośród mroków tej ścieżki jest kolejna kompozycja – "Resurrection" ("Zmartwychwstanie"). Po raz pierwszy pojawia się tutaj melodia grana prze orkiestrę. Jest to piękny motyw będący nie tyle radosnym, co podniosłym motywem szczęścia. Z jednej strony jest to kompozycja przyjemna i łatwo zapadająca w pamięć jednak, kiedy jej się lepiej przyjrzeć to jest ona niezwykle skomplikowana. Ten motyw kilkukrotnie zmienia tonację i dzieje się to tak płynnie, że wręcz się tego nie zauważa. Takie kompozycje to znak firmowy Alana Silvestriego – kompozytora niezwykle utalentowanego i doskonale przygotowanego teoretycznie. Takie transpozycje są domeną największych mistrzów orkiestracji a Silvestri stosuje na wszystkich swoich ścieżkach z niezwykłą skutecznością – istny mistrz transponowania. I choć dla większości słuchaczy takie lapsusy są niezauważalne i wręcz nieważne to właśnie one świadczą o wielkości tego kompozytora.
Ważną kompozycją jest także "Bud’s Big Dive". Utwór ten ilustruje spadanie Buda w otchłań. Mamy tutaj ponownie bardzo minimalistyczną ilustrację, w której najważniejsze są przeciągłe wysokie dźwięki, co jakiś czas przerywane uderzeniami bębnów i genialnego fortepianu. W tle słychać ciche flety i pomrukiwania. Wszystko to razem tworzy niesamowity nastrój samotności, strachu i napięcia. Można by nawet powiedzieć jest to muzyka idealna dla horroru. W filmie wszelkie zwroty i crescenda w tej kompozycji są powiązane z obijaniem się spadającego Buda o skały. Jednak najważniejszym i najlepszym utworem na płycie jest bez dwóch zdań "Bud On The Ledge". To kompozycja z najlepszymi chórami, jakie kiedykolwiek słyszałem. Oto Bud umierający na dnie oceanu zostaje chwycony przez nieziemską istotę i jest ciągnięty nad pięknym podwodnym miastem. Słyszymy wtedy świetny temat śpiewany przez chór wspomagany orkiestrą, który stopniowo narasta, aby w końcu eksplodować i rozwinąć się w potężny i patetyczny motyw przewodni. Ta kompozycja to punkt kulminacyjny całej ścieżki jak i scena, którą ilustruje jest kulminacyjną sceną całego filmu. Ten utwór naprawdę wciska w fotel i sprawia, że ciarki przechodzą po całym ciele. Kolejne kompozycje – "Back To The Air" i "Finale" są jakby echem tej kompozycji kontynuując podęte tu motywy i przedstawiając je w nowych, subtelnie zmienionych wersjach i tempach. Wszędzie pojawiają się te piękne chórki i chóry, które nawiedzają całą ścieżkę.
Osobiście wprost uwielbiam tą ścieżkę. Jest ona świetna zarówno pod względem zastosowanych form jak i motywów. I chociaż tak naprawdę są tutaj tylko dwa w pełni rozwinięte melodycznie motywy, to ciekawe i niezwykle efektowne zastosowanie pewnych form sprawia, że każda kompozycja ma jakiś specyficzny charakter. I mimo że jest tutaj trochę muzyki tła, która zajmuje się głównie tworzeniem klimatu to dzięki drobnym lapsusom potrafi ona absorbować uwagę słuchającego. Kiedy się lepiej zastanowić to można zauważyć, że w zasadzie cała ścieżka zmierza do tego punktu kulminacyjnego, którym jest utwór "Bud On The Ledge" gdzie następuje katharsis a droga do niego jest nadzwyczaj ciekawa. Ta ścieżka moim zdaniem jest najmroczniejszym dziełem Alana Silvestri. Kompozytor odszedł tutaj także od typowej dla siebie rytmiki, którą charakteryzują się niemal wszystkie jego ścieżki. Mimo to nie ma najmniejszego problemu z rozpoznaniem stylu kompozytora. Za to właśnie cenię Alana Silvestri. Poza tym jego wszechstronność potwierdza także śmiałe zastosowanie elektroniki na tej ścieżce. Jako ciekawostkę warto jeszcze wspomnieć, że muzyka ta kilkukrotnie zamieszczana była w zwiastunach innych produkcji. Były to trailery między innymi takich filmów jak: "Ścigany", "Dzień Niepodległości", "Ostatni Mohikanin", "Raport Mniejszości" czy ostatnio "Zathura". Polecam tą ścieżkę, bo choć powstała kilkanaście lat temu to niektórym może się ona nawet teraz wydać nowatorska. W moim przypadku to właśnie ta ścieżka przekonała mnie do geniuszu Alana Silvestri. Mam nadzieję w moje ślady pójdą także inni
0 komentarzy