Tym razem tytuł polski mówi niemal wszystko. Surowe, pełne napięcia i ciągłych zwrotów akcji kino survivalowe wpisane w niespokojne tło historyczne Wysp Brytyjskich. Choć gdyby przenieść akcję współcześnie, zapewne niewiele zmieniłoby to w punkcie wyjścia fabuły – brytyjskim żołnierzu, który nagle znalazł się po złej stronie barykady, sam, na wrogim terenie. Czy uda mu się przetrwać? Warto samemu się o tym przekonać, oglądając nad wyraz sprawny debiut Yanna Demange’a, z coraz bardziej popularnym Jackiem O’Connell w roli głównej.
Chociaż David Holmes słynie raczej z bardziej rozrywkowego, luźnego repertuaru, to jednak jego angaż nie powinien dziwić. Urodził się on bowiem właśnie w Belfaście, na dwa lata przed (fikcyjnymi) wydarzeniami przedstawionymi w filmie. Dodatkowo głównym środkiem wyrazu artysty od zawsze była tania w eksploatacji elektronika. Był to więc idealny kandydat do powołania na kompozytorski stołek z numerem 71.
Holmes udowadnia to zresztą już w pierwszych taktach danej pracy – zimnej, ascetycznej, szorstkiej, minimalistycznej. Przepełnionej zarówno nieprzyjemnym underscorem, który dobrze oddaje klimat ciągłego osaczenia, jak i podskórnego smutku – nie tyle zaistniałą sytuacją jednostki, co ogólnym krajobrazem niekończących się walk i niesłabnącej nienawiści ludzkiej.
Po muzyce nie należy spodziewać się zatem ani tematycznej różnorodności, ani też wodotrysku melodii, ergo nie jest to zbyt atrakcyjna ilustracja. To kompozycja skromna, jednostajna, często wręcz monotonna brzmieniowo i przy tym złożona w większości z wielce posępnych tekstur dźwiękowych (niekiedy, jak w transowym „Escape from Divis '71”, przywołujących na myśl estetykę Johna Carpentera). Ale działa – głównie na ekranie, głównie na emocje w konkretnych scenach. Poza kontekstem, bez ‘bezpiecznych’ ram ruchomego obrazu nie jest to zbyt inspirująca praca, lecz także może się podobać.
Głównie za sprawą niezwykłej płynności krótkiego materiału. Niespełna 35 minut grania – a więc pełny zapis score’u – mija całkiem szybko, a montaż jest na tyle sprawny, że przechodzimy przez kolejne ścieżki niemal niezauważalnie, hipnotycznie słuchając całości jednym ciągiem. Tego rytmu nie zaburzają nawet wplecione w muzykę dialogi, których łącznie znajdziemy na albumie aż sześć. Dobrano je zresztą adekwatnie do danych tematów, które trafnie rozpoczynają albo puentują. Zapodane chronologicznie, sprawiają wrażenie skrupulatnie wyszukanych wycinków, które razem tworzą konkretną, spójną całość, jednocześnie podnosząc tylko, i tak już gęstą, atmosferę soundtracku.
Jest to zatem muzyka filmowa pełną gębą, a więc taka, do której lepiej nie podchodzić ‘na sucho’. Dla jednych stanowić to będzie z pewnością nie lada problem – szczególnie, iż natura ścieżki jest sama w sobie nie za wygodna. Inni, szczególnie ci lubujący się w syntetycznych eksperymentach świdrujących umysł, powinni być ukontentowani.
Polecam zatem swoją przygodę z „’71” zacząć od kołysankowej melodii przewodniej, najlepiej wypadającej bodaj w przejmującym „The Theme from '71”. Ten albumowy highlight będzie odpowiednią przepustką do dalszej wędrówki z syntezatorami Holmesa. Wędrówki tyleż intrygującej, co na dłuższą metę wyczerpującej i niezbyt pamiętnej. Ale, z której by strony ucho nie przyłożyć, cholernie charakternej.
P.S. A TUTAJ spis użytych w filmie utworów źródłowych.
0 komentarzy